Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki

Dystans całkowity:11070.99 km (w terenie 613.63 km; 5.54%)
Czas w ruchu:538:57
Średnia prędkość:20.36 km/h
Maksymalna prędkość:64.70 km/h
Suma podjazdów:41295 m
Maks. tętno maksymalne:215 (116 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:270534 kcal
Liczba aktywności:176
Średnio na aktywność:62.90 km i 3h 05m
Więcej statystyk

Mała pętla przez Konstancin

Niedziela, 11 marca 2018 · Komentarze(3)
Kategoria Wycieczki
Dzisiejsza, prawdziwie wiosenna, pogoda nie dała szansy na inne spędzenie wolnego czasu niż tylko na rowerze. Trzeba było tylko uwolnić gianta z bagażnika i błotnika, które tkwiły na nim od niefortunnego MPP'17 i już można było jechać. Gdzie? Do wód! Do Konstancina! Przelatuję przez Otwock i nieszczęsną drogę dla rowerów do Karczewa pokrytą płytkami ułożonymi we wzór "caro", jak  w prl-owskiej łazience. Przy parowoziku dogania mnie kilkuosobowa grupka szosowców, z których kilku dumnie obnosi teamowe koszulki "Super-Drob". Szybko mi odjechali. Koguty! Zatrzymał ich jednak ruch na Warszawskiej, bo objeżdżając kościół od wschodu Starym Rynkiem ujrzałem kątem oka, że są za mną. Po chwili rondo na DW 801 i wjeżdżam do Otwocka Małego a zaraz potem - Wielkiego. Droga do Góry Kalwarii właśnie tędy i przez Glinki jawi mi się odrobinę ciekawsza. Zanim dojechałem do krajowej 50-ki, wyminęło (tak - to właściwe określenie) mnie jeszcze ze czterech szosowców. Mieli lepiej, bo z wiatrem, który dziś zawiewał z południa. To pewnie dlatego zrobiło się tak ciepło. Ruch na wspomnianej DK50 umiarkowany, jak na obwodnicę Warszawy dla TIR-ów, aczkolwiek w przypadku jednego z nich musiałem dać mu znak ręką, aby nieco zwolnił dojeżdżając do mnie. Wjazd pod górę, nomen omen do Góry Kalwarii. Rezygnuję z "kultowego" podjazdu ul. Św. Antoniego, zw względu na kompletne rozgrzebanie zjazdu z krajówki i dalej całego odcinka, aż do mostku na Cedronie. Poczekam, aż skończą budowę obwodnicy Góry.
Dalsza droga do Konstancina to sama przyjemność: ciepło, z wiatrem, ruch minimalny, a tych kilka aut, które mnie wyprzedzało, czyniło to z dużym zapasem. Konstancińscy krezusi przywykli już do kolarzy w tej okolicy. Albo boją się o lakier swoich beemek i lexusów.
Od Konstancina już gorzej albo nawet jeszcze gorzej, a to z uwagi na zakaz wjazdu rowerem oznaczony B-9 na trasie do Warszawy, co oznacza konieczność poruszania słabym ciągiem pieszo-rowerowym. Od Powsina trochę lepiej, bo po lewej stronie jest asfaltowa droga dla pieszych i rowerzystów, ale ruch dzisiaj na niej jak na Marszałkowskiej. W Wilanowie wskakuję na jezdnię i Wiertniczą/Powsińską jadę aż do węzła Trasy Siekierkowskiej, wjeżdżając wcześniej na Sadybie na nowy odcinek DDR. 
A dalej to już standard z codziennych powrotów z pracy, tyle, że jadę po południowej stronie Trasy. Na Wale Miedzeszyńskim znowu tłum. Spacerowicze, psiarze, rolkarze, rowerzyści - tym też "niedzielni", potrafiący znienacka się zatrzymać na środku drogi. Znaczy się wiosna nadeszła.
"Mała" pętla przez Konstancin © skaut



Mapka:

Lasy Otwockie

Niedziela, 25 lutego 2018 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Wycieczka po tygodniu od wypadku. Nie jeździ mi się jeszcze najlepiej. Głowa boli przy większym wysiłku. Chciałem jednak poznać po części trasę maratonu. Może nie tyle poznać, bo w tych lasach byłem nie raz, co zobaczyć jak wyglądają te drogi i ścieżki w zimowej szacie. Wyglądają ładnie. Rachityczne brzózki przypominają Białoruś lub północną Rosję. Temperatura tego popołudnia także ... .
Lasy Otwockie zimą © skaut

Wraz z zapadaniem zmierzchu robi się coraz zimniej. W okolicach Dąbrówki wyjeżdżam więc z lasu i już bitymi drogami jadę do domu.
Jeszcze jedno spostrzeżenie z wycieczki: Teraz zimą, gdy zieleni jeszcze nie ma - dobrze widać otwocki kirkut, który wiosną znowu zarośnie, tak jak zarasta pamięć o tych, którzy na nim leżą:
Otwock. Kirkut © skaut

Modlin - Zielonka (czerwonym szlakiem)

Niedziela, 11 lutego 2018 · Komentarze(0)
Trasa: Modlin PKP - Suchocin - Chotomów PKP - Wieliszew - Nieporęt - Dąbkowizna - Struga - Horowa Góra - Zielonka

To już ostatni z odcinków, pokonywanej na raty Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej, zwanej też Warszawskim Szlakiem Okrężnym, a przez tych - co jadą ją "na raz" - Krwawą Pętlą. U mnie nie było na raz. Było co najmniej na cztery razy. Poranny transfer pociągami do Modlina z przesiadką na Warszawie Wschodniej. W SKM-ce do Warszawy dosiada się dwóch podpitych młodzieńców, żywo interesujących się moim rowerem. Skończyło się na wymianie poglądów na temat dopiero co rozpoczętych zimowych igrzysk olimpijskich. W Modlinie jestem o 7:05. Zdjęcie "kropki" oznaczającej początek czerwonego szlaku - obowiązkowe! Później szybka jazda przez most na Narwi i przed charakterystycznym mostem na Wiśle, przeskakuję przez barierkę i zbiegam (!) w dół na ścieżkę wiodącą koroną wału przeciwpowodziowego. Tak ten szlak poprowadzono, chociaż obok biegnie wygodna szosa. zerkam na nią tęsknie, bo "nawierzchnia" wału zryta niemożebnie przez krety, nornice jakieś i zbuchtowana przez dziki. Ależ mnie wytelepało. Z radością skręcam w ul. Modrzewiową w kierunku Bożej Woli. Kolejne 2 km po chodniku wzdłuż DW 630. Na szczęście następne 8 km już w lesie! W lesie zaś odkrycie - Folwark Trzciany. Obecnie tylko krzyż przydrożny, ława i stół oraz tablica informacyjna Lasów Państwowych. Wjazd do Chotomowa i przejazd uliczkami tej miejscowości. Nadkładam drogi gdyż oznakowanie szlaku zanika w okolicach stacji kolejowej. Prawdopodobnie wiódł on kiedyś przez nieistniejący już przejazd kolejowy, zlikwidowany w ramach przystosowania linii dla Pendolino.
Lasy Chotomowskie. Piasek, pusto, ale już nie cicho. Od momentu wjazdu do lasu towarzyszy mi głośny świergot ptaków. Czyżby wiosna? Krótka w zamyśle przerwa na kanapkę i herbatę przedłuża się gdy stwierdzam brak powietrza w przednim kole. Pierwotny zamysł wymiany dętki zarzucam na myśl zdjęcia grubych rękawic, a zwłaszcza nadmuchania balona dętki do "plusowych" kół mojego Marina. Nie ma zmiany jest pompowanie. Zobaczymy na jak długo starczy?


Nieporęt. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP.
Powietrza starczyło akurat do Nieporętu, czyli na kolejne 12 km. Uzupełniam powietrze pod charakterystycznym kościołem (fundacji Wazów) i dojeżdżam do istnego curiosum konstrukcyjno - architektonicznego, czyli kładki przez Kanał Żerański. Wzorem innych wędrowców tym szlakiem, moich poprzedników, fotografuję to cudo. Kawałek szlaku za Kanałem poprowadzony jakby groblą. Łabędzie i dzikie kaczki w wielkiej liczbie. Po przekroczeniu DW 631 szlak zdecydowanie odbija na południe w okolicy Wólki Radzymińskiej. Wjeżdżam w Lasy Drewnickie. Jakoś niezauważenie przejeżdżam "starą" DK8 i, jak się okazuje, największe przeszkody czekają mnie u kresu wycieczki. Las na południe od Nadmy w stanie wielkiej dewastacji, zwłaszcza w pobliżu nowej obwodnicy Marek (S8). Okolice Horowego Bagna nad wyraz ciekawe. Dobrze, że trzyma mróz i jadąc po kolejnych zamarzniętych taflach wody liczę, że żaden lód się nie załamie. Jeszcze tylko przenoszenie roweru, a potem prowadzenie przez kompletnie nieprzejezdny fragment szlaku, który jakoś zanikł. Nowa ekspresówka coś tu namieszała, więc do Zielonki wjeżdżam w pierwszym możliwym miejscu, czyli na węźle drogowym DW 631 i S8. Niestety chwilę po zjeździe z ronda jakiś spec postawił zakaz jazdy rowerem, w miejscu z którego nawet nie ma jak uciec, aby ustrzec się zarzutu łamania zakazu. Z ulgą skręcam w ul. Długą i już ulicami Zielonki dojeżdżam na stację PKP. Na pociąg czekam nie dłużej niż 10 min. Po kolejnych kilkunastu minutach wysiadam na Warszawie Wileńskiej i mimo protestów ochroniarza przeprowadzam ubłocony rower przez Centrum Handlowe ("Panie, ja z pociągu wysiadłem którędy mam przejść?") i ul. Brzeską i Kijowską docieram do Warszawy Wschodniej. Niedługo potem wsiadam do SKM-ki i tuż po pierwszej jestem w domu.
Z satysfakcją odnotowuję, że zamknąłem całą pętlę Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Potrzebowałem do tego czterech wycieczek - jednej całodniowej i trzech przedpołudniowych. Szlak bardzo ciekawy, rzeczywiście pokazując to co pod Warszawą najciekawsze. Są miejsca przeurocze np. wspomniane Lasy Chotomowskie, Puszcza Kampinoska czy też Lasy Chojnowskie, są i  brzydkie - zwłaszcza za Brwinowem i niestety w pobliżu Zielonki. Szlak na tyle ciekawy, że z pewnością na niego nie raz wrócę. A może uda mi się przejechać go jako "Krwawą Pętlę"?
Dystans wpisany z licznika (dodane kilometry asfaltem po Warszawie i Józefowie)
Zdjęcia

Końskowola

Piątek, 19 stycznia 2018 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Trasa: Kazimierz Dolny - Skowieszynek - Bochotnica - Celejów - Stok - Pożóg Stary - Stara Wieś - Końskowola - Wronów - Osiny - Wronów - Puławy - Parchatka - Bochotnica - Kazimierz Dolny
Ostatnia już zimowa mikrowycieczka w okolice Kazimierza. Mocno zasypało śniegiem wczoraj i w nocy. Rower lekko uślizguje się na nierównościach. Droga do Skowieszynka jeszcze spokojna. Jazda pod górę, aczkolwiek mozolna nie grozi gwałtownym poślizgiem. Gorzej już na zjeździe do Bochotnicy. Duży ruch samochodowy na wojewódzkiej [824], brak widocznej spod zwałów śniegu jezdni i wyprzedzanie "na gazetę" dają mi do myślenia. Decyduję się pojechać zgodnie z planem i decyzja ta była ze wszech miar słuszna. Już to z powodu lepszego stanu drogi do Nałęczowa, już - z powodu rosnącej temperatury powodującej szybkie wytapianie się śniegu. do Nałęczowa oczywiście nie dojeżdżam. W Celejowie odbijam na północ i będę się tego kierunku trzymał mnie więcej przez połowę wycieczki> Niestety, chciałoby się rzec bo wiatr niosący nowy śnieg wali właśnie z północy i północnego zachodu. Ale droga w porządku. W Starym Pożogu robię sobie przerwę śniadaniową na przystanku, a dalej to już Końskowola. Po wjeździe mijam intrygujące, niskie i starodawne z wyglądu budynki. Pozostałość sukienniczych warsztatów jeszcze z czasów x. Czartoryskich. Przy drodze lubelskiej kościół:
Końskowola. Kościół pw. Znalezienia Krzyża Św. i Św. Andrzeja © skaut
Z Końskowoli jeszcze parę kilometrów na północ. Celem moim jest gmina Żyrzyn. Nie tyle sama miejscowość, co terytorium tej gminy, które osiągam w Osinach. Osiągnięcie nieco stresujące bo na wojewódzkiej [824] intensywny ruch tirów. Dopiero rozjazd w Michałówce powoduje, że ruch się uspokaja. Przejazd przez Puławy bez historii, no może trochę irytują "drogi dla rowerów". nieodśnieżone w przeciwieństwie do jezdni. Za Puławami jeszcze spokojniej. Mam czas na małe zakupy w Biedronce. Pojemność sakwy crosso, nawet tej mniejszej - nigdy nie przestaje mnie zadziwiać. zmieściły się produkty na śniadanie dla całej rodziny. Jeszcze tylko Bochotnica i już Kazimierz, do którego wjeżdżam "po bożemu" tzn. traktem wzdłuż Wisły, dekorowanym nielicznymi już spichrzami, widokiem na wieżę strażniczą, zamek Kazimierza Wielkiego, widok na farę i kościół reformatów. Ocieram się o Kamienicę Celejowską i wzdłuż Grodarza jadę do domku.

Mapka:

Zaliczone gminy: Końskowola (923) i Żyrzyn (924).

Wojciechów - Nałęczów - Kurów

Czwartek, 18 stycznia 2018 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Trasa: Kazimierz Dolny - Skowieszynek - Rzeczyca - Zaborze - Niezabitów - Łubki - Wojciechów - Nowy Gaj - Nałęczów - Góry - Markuszów - Kurów - Klementowice - Karmanowice - Celejów - Bochotnica - Skowieszynek - Kazimierz Dolny

Wycieczka do Wojciechowa. Początek taki sam, jak we wtorek, czyli podjazd do Skowieszynka i odcinek do Niezabitowa po fatalnej drodze. Dalej już się wygładziło. Krajobraz wybitnie rolniczy. W Wojciechowie oglądam wieżę ariańską. Zbudowana w pierwszej połowie XVI w. , od 1580 r. służyła za schronienie pastorowi ariańskiemu Marcinowi Krowickiemu, który tu przebywał pod protekcją właściciela wsi – Stanisława Spinki h. Prus. Pięćdziesiąt lat później, w związku z wybudowaniem pałacu przez kolejnych dziedziców - Orzechowskich, wieża straciła funkcję mieszkalną, stając się magazynem zbożowym. Niszczała tak, aż do początku XX w. gdy otrzymało ją warszawskie Towarzystwo Opieki nad Zabytkami Przeszłości. Na remont musiała poczekać jednak aż do l. 70-ych XX w.

Fot. Wojciechów. Wieża ariańska

Do Nałęczowa jadę boczną drogą przez Nowy Gaj. Ładne urocze miejsce. Latem musi tu być szczególnie przyjemnie. Natomiast sam Nałęczów – nie zachwyca. Gdybym miał opisać w skrócie: dolinka z parkiem zdrojowym otoczona różnymi zabudowaniami. W Nałęczowie poleciłbym za to ciekawe miejsce kulinarne: Willa Filiks. Restaurację prowadzi Agnieszka Filiks, maestra kuchni lubelskiej – jak ją określają. Myślę, że całkiem zasłużenie. Skusiłem się na policzki wołowe na ziemniakach zapiekane, z odrobiną sosu pieprzowego i chipsami z kindziuka. Bardzo dobre!
Z Nałęczowa – na północ do Markuszowa. Siedmiokilometrowy przejazd DK 17 . Na szczęście ruch samochodowy przeniósł się na pobliską ekspresówkę o tym samym numerze. W Markuszowie kościół pw. św. Ducha. Renesans lubelski! Sam kościół trochę przyszarzały i niestety zamknięty.

Fot. Markuszów. Kościół pw. św. Ducha

Dojeżdżam do Kurowa. Miasto znane kiedyś z produkcji kożuchów. Na mapie – setce WZKart jest jeszcze oznaczenie garbarni (garb.). Wiadomo – produkcja strategiczna: kurtki dla pilotów, pasy, ładownice, buty, rękawice. Tyle, że to wszystko w minionym wieku. Teraz wojsko coraz bardziej odziane w syntetyki. Obecnie „Zakłady Kurów 1” straszą pustką obok wyjazdu na Klementowice. Tradycje garbarskie i kożusznicze kultywują rozliczni drobni przedsiębiorcy. Wart odnotowania kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny. Jak piszą – proboszczem był tu m. in. ks. Grzegorz Piramowicz , znany z podręczników jako członek Komisji Edukacji Narodowej. Probostwo zawdzięczał (podobno) protekcji Czartoryskich, którzy wówczas w Puławach dochodzili do szczytu swojej świetności. W Klementowicach rzut oka na ładnie położony kościół, przejazd pod wiaduktem (remontowanej) linii kolejowej Puławy – Lublin (Warszawa-Dorohusk).

fot. Kurów. Kościół pw. Narodzenia NMP
Zjazd do DW 830 i przez Wierzchoniów, Bochotnicę i Skowieszynek zjazd do Kazimierza.

Mapka:


Zaliczone gminy: Wojciechów (918), Nałęczów (919), Markuszów (920), Garbów (921) i Kurów (922).

Wąwolnica

Wtorek, 16 stycznia 2018 · Komentarze(2)
Kategoria Wycieczki
Trasa: Kazimierz Dolny - Skowieszynek - Rzeczyca - Zaborze - Niezabitów - Wąwolnica - Mareczki - Karmanowice - Celejów - Bochotnica - Skowieszynek - Kazimierz Dolny 

fot. Wąwolnica 
Kolejny dzień z zimnym, południowo-wschodnim wiatrem. Żal wychodzić z domu, ale co robić – skoro mam kilka dni wolnego? Na termometrze tylko -2 °C, ale odczucie na rowerze jest inne. Drastycznie inne, zwłaszcza, że pierwsze 21 km przejechałem pod wiatr. I jeszcze ta droga … . Dziury i łaty asfaltu, aż wreszcie jestem w Niezabitowie. Chciałoby się napisać: wreszcie, bo dalszy odcinek już znacznie przyjemniejszy. Jeszcze tylko fotografia opuszczonej stacji kolei wąskotorowej i mogę jechać mniej więcej na północ. Do Wąwolnicy dzisiaj jadę. Stare to miasto-nie miasto. Ponoć jedno z najstarszych na Lubelszczyźnie i rzekomo założone przez samego Kraka. Wawel – Wąwolnica brzmią podobnie. Nieprawdaż? Ponad sto lat temu opisywano je tak:

Wąwolnica, osada nad rzeką Bystrą, w dolinie wśród wyżyn, poszarpanych licznymi jarami, posiada kościół parafialny murowany. Podług podania założycielem osady miał być Krakus, który po wzniesieniu grodu na Wawelu przybył tu Wisłą i znalazłszy odpowiedni punkt, założył gród nazywając go „Wąwelnicą”. Gród posiadał straż, czyli milicyę grodową, następnie osadzono tu benedyktynów. Za Kazimierza W. osada otrzymała przywilej miejski. Starostwo wąwolnickie, posiadała przez pewien czas królowa Bona.
(J. M. Baziewicz, Atlas geograficzny Królestwa Polskiego, Warszawa 1907)

Wracając do jazdy: lekko pod górkę na „rynek”. Zabudowa bardziej przypomina sztetl, niż miasto znane z zachodniej lub północnej Polski. Dalej lekko w dół i znowu pod górę – pod kościół stojący na dawnym wzgórzu zamkowym, owym „wawelu”. Dalej już do Bochotnicy. Pola, wzgórza lessowe. Lasów mało. Sama Bochotnica nie ma już uroku opisywanego przez wspomnianego Baziewicza. Owszem – duża, zadbana wieś. Biedronka, stacja benzynowa, dużo sklepów, myjnia samochodowa, ale z „malowniczej doliny” i „malowniczego położenia” nikt już nie zdaje sobie sprawy. Wszyscy ciągną do Kazimierza, który swym urokiem unieważnia uroki innych pobliskich miejscowości. Pojechałem do Kazimierza więc i ja … .
Mapka:
Zaliczone gminy: Wąwolnica (917)

Opole Lubelskie

Poniedziałek, 15 stycznia 2018 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Trasa: Kazimierz Dolny - Skowieszynek - Karczmiska Pierwsze - Opole Lubelskie - Wola Rudzka - Poniatowa - Niezabitów - Zaborze - Rzeczyca - Skowieszynek - Kazimierz Dolny

Zima w Kazimierzu Dolnym. Tydzień w gustownym, drewnianym domu rodziny artystów. Sam Kazimierz szczyci się (słusznie) swą urodą, natomiast tereny południowo-zachodniej Lubelszczyzny w opracowaniach krajoznawczych jawią się wręcz pustynią. Dość wspomnieć tu popularny przewodnik M. i P. Pilchów czy też "Kanon Krajoznawczy Polski PTTK". Postanowiłem to sprawdzić - a jakże - z wysokości siodełka rowerowego. Poniedziałkowy przedświt nie zachęcał do wyjścia spod kołdry, a co dopiero z ciepłego domu. Napisać, że było rześko, to nic nie napisać. Zimno. Przeraźliwie zimno - na tyle, że garmin, wysłużony edge 705 odmówił współpracy już po półgodzinie. Ale od początku ... . Wydostać się z Kazimierza (nomen omen) Dolnego na wierzch Wyżyny Lubelskiej wcale nie jest łatwo dla mieszkańca płaskiego Mazowsza. Już wyjazd w kierunku wschodnim do Skowieszynka wita mnie 10% podjazdem. Na szczęście dalsza droga pozbawiona jest dalszych tego typu atrakcji. Falowanie i owszem, ale podjazdy już nie takie strome. Jadę ruchliwą nad wyraz drogą wojewódzką 824. Z zaciekawieniem zerkam na uśpioną stację wąskotorówki w Karczmiskach. Teraz to tylko atrakcja turystyczna, ale w latach 80-ych XX w. oferowała regularne kursy rozkładowe: Opole Lubelskie - Nałęczów (1 para pociągów na dobę) i Karczmiska - Poniatowa (3 pary pociągów na dobę). W Pustelni rozjazd - skręcam w kierunku Opola. Stawy rybne po obu stronach drogi. Woda w niektórych spuszczona, ale mocno "pachnie rybą". Wszak dopiero 3 tygodnie po świętach z karpiem na stole. Mijam młyn w stylu "cesarstwo rosyjskie" - czerwona cegła, trochę jak koszary w Modlinie czy Warszawie. Wreszcie jest cel mojej mikrowycieczki - Opole Lubelskie. Główna droga wiodąca przez środek upodabnia je trochę do "ulicówki", na które to miano owo stare miasto z pewnością nie zasługuje. Podziwiam piękny barokowy kościół. Niestety tylko z zewnątrz. 


Opole Lubelskie. Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Kaplica północna. Widoczny herb rodu Tarłów: Topór ("toporczycy - Sieciechowe dzieci").
Wracam do Pustelni tą samą drogą, zatrzymując się na chwilę na Orlenie na dużą kawę pod wiezioną w sakwie kanapkę. Od rozjazdu w Pustelni towarzyszą mi tory wąskotorówki. Jadę do Poniatowej. Miasto (miejscowość) razi modernistycznym urokiem osiedla przyfabrycznego, umilonego remontami z początku lat. 90-ych (termomodernizacje, pastelowe barwy bloków itp.). Dojeżdżam do Niezabitowa, skąd odbijam na północny zachód. Mijam relikty dawnej stacji kolei wąskotorowej. Stoją jeszcze latarnie na "peronie". Drogi przez Zaborze i Rzeczycę - szczerze nie polecam. Wybitnie wyboista i dziurawa, aczkolwiek malowniczo falująca wśród pól uprawnych i resztek lasków. Lubelszczyzna to najmniej lesiste województwo w Polsce! Nagrodą na zakończenie wycieczki jest pyszny zjazd ze Skowieszynka. Jak to mówią: co góra zabrała - będzie musiała oddać. 
Pogoda mimo przejmującego zimna i mocno wychładzającego wiatru - niezła. Suchy wyż z południowego wschodu sprawił, że drogi były suche, żadnego śniegu i lodu, co pozwoliło opędzić trasę na "letnich" marathonach-racer.
Mapka (z fragmentem powrotnym):
Zaliczone gminy: Karczmiska (914), Opole Lubelskie (915), Poniatowa (916).

Przez Puszczę Kampinoską

Niedziela, 7 stycznia 2018 · Komentarze(0)
Trasa: Podkowa Leśna– Brwinów– Kotowice – Czubin - Rokitno– Kopytów – Zaborów – Zielona Karczma – Łysa Góra – Leszno – Posada Łubiec – Babska Góra – Stara Dąbrowa (ochr. ZHP) – uroczysko Biela – Teofile – Jakubowszczyzna – Cybulice Duże – Czeczotki – Kazuń Majdany – Kazuń Polski – Kazuń Nowy- Modlin.
Kampinoski Park Narodowy (wjazd od Leszna) © skaut

Niedzielne przedpołudnie spędzam dziś w Puszczy Kampinoskiej. Wczesna pobudka - na nogach byłem już o 4:30. Czasu starczyło akurat na założenie ubrania, napełnienie bidonu wodą i termosów -jednego herbatą, drugiego - zupą koperkową. Puszcza leży po drugiej stronie aglomeracji warszawskiej, więc początek wycieczki to transfer koleją. Najpierw SKM-ką do Warszawy Zachodniej, później WKD-ką do Podkowy Leśnej. Rozkłady jazdy tych kolejek nie są zsynchronizowane i dzięki temu mam pół godziny przerwy. Akurat tyle, aby wypić kawę na "nowym" Zachodnim.
Wukadka jest dla mnie pewnego rodzaju odkryciem. Wcześniej chyba tylko raz w życiu nią jechałem, a było to na początku lat 90-ych XX wieku. Wszystko jest tu inne: tory, tabor, zasady przewozu rowerów, motorniczy zamiast maszynisty, bilety. Właśnie – bilety! Gdzie kupić bilet na WKD, skoro "dedykowana" kasa WKD jest zamknięta? Myszkowanie po dworcu wieńczę sukcesem, czyli znalezieniem biletomatu zakonspirowanego na tyłach wyjścia z tunelu na peron. Wreszcie nadjeżdża mój skład. Oburzenie na twarzy współpasażerki, którą proszę o zmianę miejsca – usiadła na składanym krzesełku w miejscu dla przewożenia rowerów. Cały wagon jest absolutnie pusty, poza nami nie ma w nim żadnego innego pasażera, no cóż … .Gdy docieram do Podkowy Leśnej jest jeszcze ciemno. Po wilgotnych uliczkach przemykam do Brwinowa i punktu, w którym przerwałem sierpniową wycieczkę Warszawską Obwodnicą Turystyczną. Za Brwinowem tereny wybitnie rolnicze. Pachnie kiszoną kapustą albo czymś podobnym. Żadnych lasów, same pola. Przejeżdżam wiaduktem nad autostradą A2 i przez pola dojeżdżam do Rokitna, mijając stojący po prawej, na lekkim wyniesieniu kościół – Sanktuarium Maryjne. Zamknięte mimo niedzieli. Za wcześnie! W okolicach Kopytowa pokonuję nasyp kolejowy i skacząc pomiędzy torami zbiegam z rowerem na ramieniu na drugą stronę tego niebezpiecznego skrzyżowania szlaku. Na dawnej „dwójce”, czyli obecnie drodze krajowej nr 92 charakterystyczny most nad rzeką Utratą, a następnie znowu pola. Jest brzydko, brudno i śmierdzi w przejeżdżanym Łaźniewie. Dojeżdżam do Zaborowa. Otoczenie robi się bardziej ogarnięte. Kościół. Coś mi świta, jakobym był w nim kiedyś na ślubie kolegi. Kończą się znaki czerwonego szlaku Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Teraz będzie sino, to znaczy – niebiesko. Kilkaset metrów asfaltem i oficjalny wjazd do Parku Narodowego. Oficjalny czyli obok tablicy z nazwą. Szlak wije się ścieżynką na skraju Puszczy. Przez długi czas mam po prawej ręce (północnej stronie) wielką polanę, miejscami chyba nawet zaoraną jak pole uprawne. Jak się później okaże, ten króciutki odcinek pomiędzy Zaborowem a Lesznem był najciekawszy pod względem faunistycznym. Najpierw umykają mi spod kół dwie dorodne łanie, a później … . Najpierw mam wrażenie, że ktoś mi się intensywnie przygląda. Rozglądam się dookoła i widzę: w krzakach, ok. 50 metrów od ścieżki pasą się dwa łosie. Gdy krzyżujemy spojrzenia – niespiesznym truchtem odbiegają kilkadziesiąt metrów dalej i przystają przyglądając mi się z ciekawością. Ich spojrzenie zdaje się pytać: co ty tu robisz?
Wjeżdżam do Leszna. Miasteczko z uliczkami, placykiem, neogotyckim kościołem. Nie zatrzymując się skręcam za znakami szlaku (żółtego) na północny zachód i znowu wjeżdżam do lasu. Po prawej migają pomiędzy drzewami budynki dawnej szkoły cyrkowej w Julinku, a potem już tylko cisza. W Posadzie Łubiec szlak skręca na zachód i po minięciu oznaczenia bitwy Polskiego Września ’39 odbija na północ. Droga przez rezerwat „Żurawiowe” przypomina groblę, gdyż po obu jej stronach podmokło, mokro i bagniście. W pewnym momencie zaliczam wywrotkę, gdyż koło ugrzęzło w błotnistej kałuży, a zapchany błotem pedał nie pozwolił na szybkie wypięcie spd’a.
Dojeżdżam do mostku na Kanale Łasica. Po wykonaniu „obowiązkowej” fotografii, posilam się kanapką i jadę dalej. Nie jest zimno, ale wilgotne powietrze i rozgrzane ciało po jeździe, nie pozwalają na dłuższy postój. W Starej Dąbrowie kawałek asfaltem. Widać z mapy, że wielka wydma którą objeżdżam od południa za moment będzie po drugiej stronie mojego szlaku. Jeszcze foto-stop pod schroniskiem, tzn. oficjalnie Centrum Szkolenia Wolontariuszy ZHP i z powrotem do lasu. Ścieżka pnie się coraz bardziej stromo w górę, aby osiągnąć kulminację tej największej podobno wydmy w KPN. Jeszcze jeden podmokły rezerwat i las robi się coraz bardziej suchy. Przed Teofilowem chwila zastanowienia, bo znaki szlaku (zielone) nie pokrywają się ze śladem, który mam wgrany do garmina. Decyduję się jechać wg śladu, wychodzi na to, że jadę zielonym szlakiem ale rowerowym, a szlak pieszy jest gdzie indziej. Był wprawdzie kiedyś przy tej drodze, ale jego znaki zamalowano na drzewach szarą farbą. Dojeżdżam do Cybulic i zaczyna się cywilizacja. Coraz więcej, coraz lepszych domów. W Kazuniu regularna zabudowa, ale to już poza granicami Parku. Jeszcze tylko dojazd drogą dla ruchu lokalnego do wiaduktu nad drogą krajową nr 7 i na Ruskiej Kępie wjeżdżam na ruchliwą krajówkę [85] do Nowego Dworu Mazowieckiego. Za charakterystycznym mostem na Wiśle szlak odbija w stronę Legionowa, zaś ja cisnę w stronę Modlina, aby zdążyć na kolejkę do Warszawy. Most na Narwi, rondo, zjazd po zabytkowym bruku przy wjeździe do Twierdzy Modlin i kawałek znany z wielokrotnych przejazdów w czasie randonnerskich brevetów ze startu w Pomiechówku. Czasu mam akurat tyle, aby kupić bilet do Warszawy i colę w dworcowym barze. W czystym pociągu Kolei Mazowieckich para backpakersów robi mi miejsce w części rowerowej. Dziękując opieram rower o ściankę, gdyż plusowe opony nie wchodzą na pociągowe wieszaki. Zabłoceni jesteśmy całkowicie i rower i ja. Siadam więc na podłodze wagonu, wyciągam termos z zupą i przegryzając kanapkami zajadam się podczas półgodzinnej podróży do Warszawy Wschodniej. Jeszcze tylko przesiadka i po kolejnych 20 min. jestem w domu.
Z Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej został mi już tylko 55-kilometrowy odcinek z Modlina do Zielonki. I oczywiście myśl, aby kiedyś mieć tyle czasu, aby całą pętlę przejechać za jednym razem.

Mapka:
Zdjęcia

Południowa Obwodnica Warszawy (w budowie)

Niedziela, 19 listopada 2017 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Niedaleko ode mnie, za miedzą prawie ruszyła jesienią budowa Południowej Obwodnicy Warszawy (odcinek 2 i 3). W miejscu, gdzie jeszcze niedawno był las rozciąga się ugór. W Miedzeszynie budują "bypass" kolejowy na czas wybierania ziemi z wykopu którym S2 przejedzie pod linią kolejową Warszawa-Lublin.
A tak wygląda dom stojący na planowanej trasie i przeznaczony do rozbiórki:

Warszawa, ul. Wał Miedzeszyński.
Na odcinku "tureckim", tzn. przy budowie mostu przez Wisłę roboty nieco bardziej zaawansowane. Tym nie mniej wszystko tonie w błocie i ogólnym rozgardiaszu.
Mapka wycieczki:

Droga na Ostrołekę

Piątek, 10 listopada 2017 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Dzień wolny w pracy, piątek 10 listopada 2017 r. postanowiłem, po części, spędzić na rowerze,  zwiedzając północno-wschodni skraj województwa mazowieckiego. Nie ukrywam inspiracji obserwacją inż. Mamonia, który widział drogę na Ostrołękę, postanawiam zobaczyć ją teraz - w listopadzie. 
Po śniadaniu pakuję rower do samochodu i po dwóch godzinach zatrzymuję się w Ostrołęce. Bazę zakładam w McDonald's, gdzie przebieram się w strój rowerowy, wypijam espresso zagryzione croissant'em czekoladowym i skąd ruszam na krótką wycieczkę.
Najpierw przez most na Narwi, później wąskimi uliczkami ostrołęckiej starówki (!), a następnie fatalnymi DDR-ami wydostaję się z miasta. Drogi dla rowerów, a raczej ciągi pieszo-rowerowe  zostały  w swym nakazowym charakterze wynikającym z kombinacji znaków C-13 i C-16 ,"wzmocnione" zakazami jazdy rowerem oznaczonymi znakiem B-9. Taka organizacja ruchu oznacza tylko podniesienie komfortu kierujących pojazdami silnikowymi i drastyczne ograniczenie dla kierujących rowerami. Muszą bowiem ustępować miejsca pieszym (C-16), zsiadać przed każdym przejściem dla pieszych (C-13 jest odwoływany przed każdym skrzyżowaniem) i telepać się po zwietrzałej kostce betonowej. Coś ty Ostrołęce uczynił rowerzysto, że cię skazuje na takie szykany?
Za miastem na szczęście można skorzystać z asfaltu, niestety DW 627 jest nad wyraz ruchliwa. Nie wiem, czy to przeddzień święta, cz też wygoda połączenia z Ostrowią Mazowiecka sprawiają, że wyprzedza mnie i wymija duża liczba samochodów, w tym sporo ciężarowych. Po drodze trafiają się też takie nakazy:
Droga dla rowerów przy DW 627 (gm. Troszyn)
Droga dla rowerów przy DW 627 (gm. Troszyn) © skaut

Widoczny szuterek nie był pierwszym tego dnia. W Jelonkach z ulgą zjeżdżam z drogi wojewódzkiej i boczną drogą jadę do Sulęcina Włościańskiego. Krajobraz klasycznie mazowiecki: płasko, zielono i wierzby.

Sulęcin Włościański
Sulęcin Włościański © skaut
Po przecięciu DW 677 wjeżdżam do Sulęcina Szlacheckiego, skąd przez lasek i po szutrówce (a jakże!) wracam na wspomnianą wojewódzką nr 677. Na niej to dopiero ruch! Samochodów jest tyle, że na wjeździe do Ostrowii, przed przejazdem kolejowym robi się spory korek. Poboczem mijam stojące TIR-y i już jestem w Ostrowii. Można by rzec półmetek wycieczki. Cały czas przeszkadzał mi silny południowy wiatr. Jest nadzieja, że po odwróceniu kierunku jazdy - będzie pomagał.
Sulęcin Szlachecki
Sulęcin Szlachecki © skaut
Wracam znowu na DW 627, ale w Jelonkach skręcam na zachód i znowu mam szutrówkę:
Szutrówka do Wąsewa
Szutrówka do Wąsewa © skaut
Trzeba przyznać, że jest nawet wygodna, ubita i wygładzona, tak więc kolarzówka daje radę. Przez Trynosy, gdzie znowu mam asfalt dojeżdżam do Wąsewa. Jest już ciemniej niż na poniższym zdjęciu. Za Wąsewem jeszcze kawałek na zachód i w Goworowie obieram kierunek na północ. Niestety zaczyna padać deszcz. Robię krótką przerwę na Orlenie. Na tyle krótką, aby wypić kubek kawy i zjeść swoją kanapkę.
Wąsewo. Kościół pw. Narodzenia NMP
Wąsewo. Kościół pw. Narodzenia NMP © skaut
Po przerwie już w całkowitych ciemnościach, w deszczu i z wiatrem jadę do Ostrołęki. ruch samochodowy znowu spory, na szczęście droga wzdłuż linii kolejowej ma szerokie, asfaltowe pobocze z którego korzystam. W Ostrołęce kawałek spaceru przez kompletnie rozkopaną ulicę obok galerii handlowej i szybki powrót do bazy. Zmieniam ubranie, uzupełniam kalorie, pakuję rower do samochodu i wracam do domu.

Zaliczone gminy: Rzekuń (906), Troszyn (907), Czerwin (908), Stary Lubotyń (909), Ostrów Mazowiecka (910), miasto Ostrów Mazowiecka (911), Wąsewo (912) i Goworowo (913).