Przez Puszczę Kampinoską

Niedziela, 7 stycznia 2018 · Komentarze(0)
Trasa: Podkowa Leśna– Brwinów– Kotowice – Czubin - Rokitno– Kopytów – Zaborów – Zielona Karczma – Łysa Góra – Leszno – Posada Łubiec – Babska Góra – Stara Dąbrowa (ochr. ZHP) – uroczysko Biela – Teofile – Jakubowszczyzna – Cybulice Duże – Czeczotki – Kazuń Majdany – Kazuń Polski – Kazuń Nowy- Modlin.
Kampinoski Park Narodowy (wjazd od Leszna) © skaut

Niedzielne przedpołudnie spędzam dziś w Puszczy Kampinoskiej. Wczesna pobudka - na nogach byłem już o 4:30. Czasu starczyło akurat na założenie ubrania, napełnienie bidonu wodą i termosów -jednego herbatą, drugiego - zupą koperkową. Puszcza leży po drugiej stronie aglomeracji warszawskiej, więc początek wycieczki to transfer koleją. Najpierw SKM-ką do Warszawy Zachodniej, później WKD-ką do Podkowy Leśnej. Rozkłady jazdy tych kolejek nie są zsynchronizowane i dzięki temu mam pół godziny przerwy. Akurat tyle, aby wypić kawę na "nowym" Zachodnim.
Wukadka jest dla mnie pewnego rodzaju odkryciem. Wcześniej chyba tylko raz w życiu nią jechałem, a było to na początku lat 90-ych XX wieku. Wszystko jest tu inne: tory, tabor, zasady przewozu rowerów, motorniczy zamiast maszynisty, bilety. Właśnie – bilety! Gdzie kupić bilet na WKD, skoro "dedykowana" kasa WKD jest zamknięta? Myszkowanie po dworcu wieńczę sukcesem, czyli znalezieniem biletomatu zakonspirowanego na tyłach wyjścia z tunelu na peron. Wreszcie nadjeżdża mój skład. Oburzenie na twarzy współpasażerki, którą proszę o zmianę miejsca – usiadła na składanym krzesełku w miejscu dla przewożenia rowerów. Cały wagon jest absolutnie pusty, poza nami nie ma w nim żadnego innego pasażera, no cóż … .Gdy docieram do Podkowy Leśnej jest jeszcze ciemno. Po wilgotnych uliczkach przemykam do Brwinowa i punktu, w którym przerwałem sierpniową wycieczkę Warszawską Obwodnicą Turystyczną. Za Brwinowem tereny wybitnie rolnicze. Pachnie kiszoną kapustą albo czymś podobnym. Żadnych lasów, same pola. Przejeżdżam wiaduktem nad autostradą A2 i przez pola dojeżdżam do Rokitna, mijając stojący po prawej, na lekkim wyniesieniu kościół – Sanktuarium Maryjne. Zamknięte mimo niedzieli. Za wcześnie! W okolicach Kopytowa pokonuję nasyp kolejowy i skacząc pomiędzy torami zbiegam z rowerem na ramieniu na drugą stronę tego niebezpiecznego skrzyżowania szlaku. Na dawnej „dwójce”, czyli obecnie drodze krajowej nr 92 charakterystyczny most nad rzeką Utratą, a następnie znowu pola. Jest brzydko, brudno i śmierdzi w przejeżdżanym Łaźniewie. Dojeżdżam do Zaborowa. Otoczenie robi się bardziej ogarnięte. Kościół. Coś mi świta, jakobym był w nim kiedyś na ślubie kolegi. Kończą się znaki czerwonego szlaku Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Teraz będzie sino, to znaczy – niebiesko. Kilkaset metrów asfaltem i oficjalny wjazd do Parku Narodowego. Oficjalny czyli obok tablicy z nazwą. Szlak wije się ścieżynką na skraju Puszczy. Przez długi czas mam po prawej ręce (północnej stronie) wielką polanę, miejscami chyba nawet zaoraną jak pole uprawne. Jak się później okaże, ten króciutki odcinek pomiędzy Zaborowem a Lesznem był najciekawszy pod względem faunistycznym. Najpierw umykają mi spod kół dwie dorodne łanie, a później … . Najpierw mam wrażenie, że ktoś mi się intensywnie przygląda. Rozglądam się dookoła i widzę: w krzakach, ok. 50 metrów od ścieżki pasą się dwa łosie. Gdy krzyżujemy spojrzenia – niespiesznym truchtem odbiegają kilkadziesiąt metrów dalej i przystają przyglądając mi się z ciekawością. Ich spojrzenie zdaje się pytać: co ty tu robisz?
Wjeżdżam do Leszna. Miasteczko z uliczkami, placykiem, neogotyckim kościołem. Nie zatrzymując się skręcam za znakami szlaku (żółtego) na północny zachód i znowu wjeżdżam do lasu. Po prawej migają pomiędzy drzewami budynki dawnej szkoły cyrkowej w Julinku, a potem już tylko cisza. W Posadzie Łubiec szlak skręca na zachód i po minięciu oznaczenia bitwy Polskiego Września ’39 odbija na północ. Droga przez rezerwat „Żurawiowe” przypomina groblę, gdyż po obu jej stronach podmokło, mokro i bagniście. W pewnym momencie zaliczam wywrotkę, gdyż koło ugrzęzło w błotnistej kałuży, a zapchany błotem pedał nie pozwolił na szybkie wypięcie spd’a.
Dojeżdżam do mostku na Kanale Łasica. Po wykonaniu „obowiązkowej” fotografii, posilam się kanapką i jadę dalej. Nie jest zimno, ale wilgotne powietrze i rozgrzane ciało po jeździe, nie pozwalają na dłuższy postój. W Starej Dąbrowie kawałek asfaltem. Widać z mapy, że wielka wydma którą objeżdżam od południa za moment będzie po drugiej stronie mojego szlaku. Jeszcze foto-stop pod schroniskiem, tzn. oficjalnie Centrum Szkolenia Wolontariuszy ZHP i z powrotem do lasu. Ścieżka pnie się coraz bardziej stromo w górę, aby osiągnąć kulminację tej największej podobno wydmy w KPN. Jeszcze jeden podmokły rezerwat i las robi się coraz bardziej suchy. Przed Teofilowem chwila zastanowienia, bo znaki szlaku (zielone) nie pokrywają się ze śladem, który mam wgrany do garmina. Decyduję się jechać wg śladu, wychodzi na to, że jadę zielonym szlakiem ale rowerowym, a szlak pieszy jest gdzie indziej. Był wprawdzie kiedyś przy tej drodze, ale jego znaki zamalowano na drzewach szarą farbą. Dojeżdżam do Cybulic i zaczyna się cywilizacja. Coraz więcej, coraz lepszych domów. W Kazuniu regularna zabudowa, ale to już poza granicami Parku. Jeszcze tylko dojazd drogą dla ruchu lokalnego do wiaduktu nad drogą krajową nr 7 i na Ruskiej Kępie wjeżdżam na ruchliwą krajówkę [85] do Nowego Dworu Mazowieckiego. Za charakterystycznym mostem na Wiśle szlak odbija w stronę Legionowa, zaś ja cisnę w stronę Modlina, aby zdążyć na kolejkę do Warszawy. Most na Narwi, rondo, zjazd po zabytkowym bruku przy wjeździe do Twierdzy Modlin i kawałek znany z wielokrotnych przejazdów w czasie randonnerskich brevetów ze startu w Pomiechówku. Czasu mam akurat tyle, aby kupić bilet do Warszawy i colę w dworcowym barze. W czystym pociągu Kolei Mazowieckich para backpakersów robi mi miejsce w części rowerowej. Dziękując opieram rower o ściankę, gdyż plusowe opony nie wchodzą na pociągowe wieszaki. Zabłoceni jesteśmy całkowicie i rower i ja. Siadam więc na podłodze wagonu, wyciągam termos z zupą i przegryzając kanapkami zajadam się podczas półgodzinnej podróży do Warszawy Wschodniej. Jeszcze tylko przesiadka i po kolejnych 20 min. jestem w domu.
Z Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej został mi już tylko 55-kilometrowy odcinek z Modlina do Zielonki. I oczywiście myśl, aby kiedyś mieć tyle czasu, aby całą pętlę przejechać za jednym razem.

Mapka:
Zdjęcia

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!