Warszawską Obwodnicę Turystyczną inaczej zwaną Podwarszawskim Szlakiem Okrężnym a w wersji hardcore "Krwawą Pętlą" próbowałem już w kawałkach kilka razy. W sierpniową sobotę apetyt przyszedł na coś więcej. Ile tego "więcej" wyszło - to się dopiero miało okazać. Porannym pociągiem z Michalina docieram do Międzylesia. W Michalinie już świtało. Po kilkunastu minutach w Międzylesiu jest już prawie jasno. Docieram Aleją Dzieci Polskich do węzła szlaków i wbijam się w las. Już tędy jechałem. Przebieg szlaku wcale nie oczywisty. Wiedzie jedną z kilkudziesięciu licznie się tu krzyżujących ścieżek. Droga uspokaja się dopiero od zbiegu szlaku zielonego obok żołnierskiej mogiły. Sierpniowy ranek to już niestety cisza w lesie. Ptaki nie śpiewają. Ludzi też nie widać i nie słychać. To akurat dobrze. Mijam mogiłę z Powstania 1863 r. i okrążam torfowisko wysokie pn. "Biały Ług". Cały czas czerwonym szlakiem, który wyprowadza mnie na skraj lasu i lotniska w Góraszce. Z dala widać wznoszące się ku gorze ślimaki węzła drogowego, wybudowanego już (!) przez Auchan na potrzeby nowego centrum handlowego, które ma tu powstać. Przecinam asfalt jednopasmowej (jeszcze) drogi krajowej nr 17 i wjeżdżam do Wiązowny. Kopiec - mogiła z krzyżem, krótki przejazd przez wieś i za chwilę szlak znowuż przecina krajową "siedemnastkę". Zjazd w kierunku Mieni przez łąkę oznaczoną tablicą "Teren prywatny. Zakaz wjazdu". Nikt mnie nie goni. Przebijam się przez krzaki, aby na moment znowu wjechać na DK 17 (mostek) i zjechać na drugi, wysoki brzeg Mieni. Ścieżka dobrze mi znana z wielu wycieczek. Ciągle urokliwa. Tylko wiekowy dąb - Bartek Mazowiecki w Emowie jakby coraz mniej zielony. Przecinam DW 721 i wjeżdżam do Mlądza. Most na Świdrze zwężony do szerokości jednego pojazdu. Technika drogowa jak w Bieszczadach, gdzie podobne "udogodnienia" porobiono na Obwodnicy. Mosty chyba nawet z tego samego okresu, daje im mniej więcej 50 lat. W Mlądzu zjazd z "głównej" przelotowej ulicy na dawną "polną" teraz już wyasfaltowaną drogę w kierunku Teklina. Odcinek otwocki czerwonego szlaku - chyba najgorzej wyznakowany. Aż mi wstyd. Nie dość, że przebieg szlaku wcale nie oczywisty wobec mnogości i plątaniny ścieżek i dróżek, to jeszcze znakowanie zanika. U podnóża Meranu, legendarnej "góry" Otwocka wyciągam kanapkę i pożywiając się w czasie jazdy zmierzam dalej. Po raz pierwszy widzę na szlaku człowieka. Biegacz, którego jeszcze parę razy spotkam w tym lesie. Tymczasem rezerwat "Pogorzelski Mszar" i śmieszna ścieżka "po grani", wytyczona ni to po wydmie ni to po grobli pomiędzy mokradłami. Pogorzel i kawałek asfaltu. Podążając szlakiem trzeba podejść na nasyp kolejowy i po zachodniej stronie torów pojechać po nasypie. Lekko bez sensu, ale skoro znakarz tak chciał, to ma. Przecinam asfaltówkę z Otwocka do Celestynowa i zaraz za pomnikiem żołnierzy AK wjeżdżam na "ceglankę" albo "czerwoną drogę". Nazwa wiele wyjaśnia - droga jest utwardzona tłuczoną cegłą. Podobno ze zniszczonej Warszawy... . Stabilne podłoże pod kołami pozwala na zwiększenie prędkości, którą wytracam na piachach w okolicy Dąbrowieckiej Góry. Poniemiecki bunkier dziś nie pilnowany ale i zamknięty. Zjeżdżam do Kamienia Leśników i dalej przez Bagno Całowanie do ogrodniczego zaplecza Warszawy czyli Janowa i Brzezinki. Tu już się gubię naprawdę. Szukam szlaku, przejeżdżam przez czyjeś podwórko, kluczę pomiędzy szklarniami. Daję za wygraną i jadę do widocznej z dala drogi krajowej 801. Kawałek szosą i przed Otwockiem Małym skręcam na zachód. Tu kolejny problematyczny przebieg szlaku, ale ponieważ po zimowym rekonesansie wiem, że trzeba się trzymać ogrodzenia nieruchomości zamykającej drogę - unikam problemów nawigacyjnych. Wreszcie wbijam się na drogę do Otwocka Wielkiego - lipową aleję wiodącą wprost do bramy Pałacu Bielińskich. Brama ta nigdy nie jest otwarta. Chcąc się dostać do pałacu trzeba na skrzyżowaniu odbić w lewo. Ja tymczasem w praw, w kierunku Nadbrzeży. Nazwa morska, a to tylko nadwiślańska wioska. Szlak odbija na południe i w Kępie Nadbrzeskiej wprowadza na koronę wału przeciwpowodziowego. Jest już bardzo ciepło. Robię krótką przerwę w cieniu mostu kolejowego w Kępie Glinieckiej. Jeszcze trzeba pokonać kilkadziesiąt stopni schodów na przyczółek mostu drogowego i przejeżdżam przez Wisłę w kierunku widocznej już Góry Kalwarii. Za mostem znany mi już "myk" nawigacyjny, gdzie trzeba skręcić w lewo (pd-wsch.), aby zaraz skręcić w prawo i znaleźć "tunelik" pod DK50. Nie wiem jak to dalej będzie bo w tym miejscu będą wpinali budowaną właśnie obwodnicę Góry Kalwarii. Szerokie opony marina pozwalają mi sprawnie przejechać plac budowy i dojechać do mostka na Cedronie zatarasowanego pryzmą piachu. Tak drogowcy blokują nieczynne dla ruchu samochodowego drogi. Rower to nie samochód, więc znajdują miejsce z boczku i bez dotknięcia stopą pokonuję brukowany podjazd ulicy św. Antoniego. O ten na zdjęciu poniżej:
Zziajany mijam kościół i jatki i wreszcie udaje mi się znaleźć otwartym punkt informacji turystycznej w Górze, co owocuje nie tylko piecząteczką w książeczce wycieczek kolarskich ale i miłym gratisem od obsługi - grubiutkim przewodnikiem rowerowym po okolicach Warszawy. Przez Górę Kalwarię tylko przelatuję aby w Zakalwarii wjechać do suchego sosnowego lasu. Mam szczęście po na przejeździe kolejowym widzę pociąg jadący tak jak i ja obwodnicą Warszawy, tyle że ja turystyczną, a on kolejową, czyli lina nr 12 (Skierniewice - Łuków). Robi się na tyle ciepło, że w okolicach Ługówki rozbieram się już "na krótko". Przez mało ciekawe, a nawet odcinki szlaku docieram do większego kompleksu Lasów Chojnowskich. Robi się przyjemnie chłodno. Drogi to zaś "autostrady", szerokie i mocno ubite. Przed Zalesiem Górnym przeprawa po chybotliwej kładce nad rz. Zieloną i wreszcie jest samo Zalesie. W sklepiku w budynku stacji kolejowej robię zakupy. Jakaś bułka, rogalik, picie - dużo picia i lody. Konsumpcja na położonym opodal skwerku i jadę dalej. Trzeba przebić się przez miejscowość na zachód. Za Łbiskami przy DW 722 dobrze zachowany cmentarz z I wojny światowej. Polegli - Niemcy i Rosjanie. Rezerwat Biele Chojnowskie, rzeka Jeziorka i na pewien czas rozstaję się z lasem. Pola, łąki i chaszcze. Duża polana w Runowie, gdzie uczestnicy przejażdżki wąskotorówką piaseczyńską mają popas. Dziś o tej porze już nie. Polana jest pusta. W Wólce Prackiej "mazowieckie klimaty", krzyż na rozstaju i dorodna wierzba. Pewnym zaskoczeniem jest dla mnie widok Cmentarza Południowego. Jak tu pusto! I ciiiiiiiiiiichooo. Z niepokojem patrzę na nadciągające z zachodu coraz ciemniejsze chmury. Widok nieodległego masztu radiowego w Raszynie na ich tle niesie ze sobą zapowiedź nieodległej zmiany pogody
Zdążyłem tylko wjechać do Magdalenki, gdy lunęło jak z cebra. A tu jak na złość same wille, żadnego miejsca, gdzie można się schronić. Były wcześniej nawet jakieś wiaty, ale wtedy nie padało. W deszczu docieram do krajówki, tzn. DK7, i na parkingu motelu w Sękocinie znajduję schronienie pod wiatą. Postanawiam przeczekać największy deszcz i w tym czasie na kocherku gotuję sobie obiad. Deszcz zelżał gdy ruszyłem dalej. W Sękocinie szlak zanika. Radzę sobie w ten sposób, że jadę (niestety) kawałek krajówką i po kilkuset metrach odbijam w las w pierwszą możliwą leśną drogę. Znaki szlaku odnajduję wkrótce. Deszcz, który nie ustaje a tylko lżeje albo przybiera na sile nie pomaga. Kolejna nawigacyjna przeszkoda przytrafia się przed Nadarzynem. Nowa DK 8 w standardzie drogi ekspresowej wygrodzona jest siatką. Trzeba przebijać się przez las wzdłuż drogi, potem wdrapać się na nasyp, okraczyć barierkę i wiaduktem przejechać nad krajówką. W Kaniach urocza wybrukowana aleja lipowa i wjeżdżam do Podkowy Leśnej. Przejeżdżam obok kościoła znanego z działalności ks. Kantorskiego i zalanymi ulicami wjeżdżam do Brwinowa. Na ten raz chyba starczy. Pogoda zniechęca skutecznie do dalszej jazdy, a Brwinów zapewnia wygodne, kolejowe połączenie z Józefowem. Kolejna sensowna stacja dopiero w Modlinie, do którego w zamyśle chciałem dojechać. Ale w deszczu i zimnie nie użyłbym sobie Puszczy Kampinoskiej. Będzie okazja następnym razem. Północny odcinek Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej zostawiam sobie na później. Galeria
Brakowało mi tej gminy. Podczas wycieczki do Chrzęsnego w listopadzie ubiegłego roku nieopatrznie, skracając sobie wcześniej wyznaczona trasę pominąłem ją w marszrucie. Bielała taka sierotka w otoczeniu zieleni gmin już odwiedzonych i stan ten trzeba było zmienić. Dobrze, że Warszawa jest przyzwoicie skomunikowana kolejowo z innymi miejscowościami Mazowsza. Pociągiem Kolei Mazowieckich docieram do Tłuszcza, gdzie wita mnie widok nowych peronów i starego, tzn. pochodzącego zapewne z l. 70-ych XX w. pudła dworca kolejowego. Być może miłośnicy modernizmu w architekturze dopatrzą się i w tym budynku czegoś interesującego. Dla mnie to pudło właśnie i nic więcej. Przed dworcem pomnik - lokomotywka wąskotorowa, na ktorą rzucam okiem i staram się jak najszybciej wyjechać z miasta.
W Sulejowie murowany, neogotycki kościół. Za Piaskami przecinam bardzo ruchliwą DK 50 i wjeżdżam do Strachówki. Jej historia sięga podobno czasów Konrada Mazowieckiego (1220-1240). Powstała przy trakcie handlowym do Ciechanowca. Szczyci się związkami z C. K. Norwidem - we wsi znajduje się dworek jego babci, Hilarii Sobieskiej. W pobliskim kościele w Dabrówce mały Cyprian był ochrzczony - wpis w księdze chrztów (!).
Dalsza droga spokojna, aż do Pniewnika, gdzie wjeżdżając na DW 637 obieram kierunek południowo-zachodni. Sama droga wojewódzka nadzwyczaj ruchliwa mimo zapadającego wieczoru i sierpnia. Kawałek krajówką (DK 50) i znowu DW 637 do Pustelnika. Stamtąd już po ciągle słabym asfalcie, przez lasy, omijając krajową "dwójkę" (DK2) do Wiązowny i dalej do Józefowa.
Takie już bowiem mam dziwactwo, że zamiast szukać dalekich cudów przyrody, zamiast gonić za zgiełkiem po targowicach świata, doznaję największych rozkoszy, gdy wpatruję się w dno cichych strumieni i rzek, gdy przykładam ucho do starych mogił, których szeptu mrocznych dziejów nikt nie słucha (Z. Gloger, Dolinami rzek)