Jest na mapie Mazowsza ewenement architektury. Pałac w Chrzęsnem - jedyny renesansowy pałac w regionie. Tak przynajmniej twierdzi Lechosław Herz, a ja mu wierzę, bo chyba nikt ze współczesnych tej krainy tak nie umiłował. Postanowiłem to cudo obejrzeć, a ponieważ nosiło mnie na dłuższą przejażdżkę rowerową, a drętwota palców po BBT coraz mniej dokucza, przeto w niedzielę 20 listopada wsiadłem na rower i pojechałem. Droga - jak to w listopadzie, błyszczy się ni to wilgocią, ni to szadzią. Szybko przejechałem Wiązownę, wpadłem na krajową "2" i za Dębem Wielkim skręciłem na północ w kierunku Pustelnika. Droga przez las pusta, tylko w pewnym miejscu dostrzegłem kątem oka watahę zdziczałych (?) psów. Obyło się bez bliższego kontaktu. W Pustelniku chwilowe zatrzymanie. Już to wywołane wątpliwościami nawigacyjnymi, już to chęcią utrwalenia na fotografii sylwety współczesnego kościoła. W sumie nic szczególnego, godnego bliższej uwagi, sobą nie prezentuje powstały w l. 1983-87 budynek projektu arch. Wiesława Pląski. Ciekawsza jest historia tego miejsca, bo pierwszy kościół (drewniany) istniał tu przed 1540 r. Drugi także drewniany zbudowano pod koniec XVI w. i "runął on pod brzemieniem czasu" na początku XVIII w. Trzeci, takoż drewniany wybudowano i konsekrowano w 1843 r. Przetrwał 140 lat, w tym zawieruchę obu wojen światowych, a został "zniszczony przez owady" (sic!). Takie przynajmniej uzasadnienie przyjął wojewódzki konserwator zabytków zgadzając się na jego rozbiórkę. Wpierw obudowano go jeszcze murami obecnej świątyni, aby wierni mieli gdzie się modlić w czasie budowy, a potem - rozebrano. Kościół w Pustelniku od samego początku nosi wezwanie św. Katarzyny Panny i Męczenniczki, dzisiaj w uproszczeniu nazywanej Aleksandryjską. Sama wioska z kilkoma promieniście rozchodzącymi się uliczkami na upartego może przypominać miasteczko. Dalsza droga wśród pól mazowieckiej równiny płaskiej jak stół. W Woli Cygowskiej kuszą dorodne czerwone jabłka, które zachowały się na zupełnie bezlistnej jabłonce. Dojeżdżam do Poświętnego. Też nosi miasteczkowy charakter ta mazowiecka wioska. Kościół współczesny, murowany. Postawiony w miejscu dawnego, który spłonął w wyniku działań wojennych w 1939 r. Za Nowym Cygowem przejeżdżam przez linię kolejową nr 13 Pilawa - Krusze. Co ciekawe linia nie jest wykorzystywana do ruchu osobowego, a na odcinku od Mińska Mazowieckiego na północ nie ma żadnej stacji. W Dąbrowicy chwilowy odpoczynek pod nową wiatą "turystyczną" postawioną staraniem powiatu wołomińskiego. Są ławki, stół, coś w rodzaju stojaka na rowery typu wyrwikółka, ale z drewna(!). Jest i mapa. Przyjemne miejsce w którym posilam się kanapkami wziętymi z domu i herbata z termosu. Dalsza droga wśród pół i niewielkich lasków. Od ronda za Kurami prosta jak od linijki w kierunku północnowschodnim. Według OSM to "Trakt Napoleoński". Kierunek mniej więcej się zgadza ... . W Sulejowie odbijam na zachód i po kilku kilometrach osiągam Chrzęsne. W środku wsi jest, otoczony parkiem - cel mojej dzisiejszej wycieczki. Pałac - budowla skromna lecz dystyngowana, jak to ujął wspomniany na wstępie L. Herz. Niestety zamknięty. Niedziela. Pozostaje mi tylko podziwiać go z oddali przez bramę zamkniętą na cztery spusty. Park - nie powiem, że starannie utrzymany, bo widoczne ubytki w drzewostanie świadczą, że przez wiele lat był raczej dewastowany. Ale powiedzmy - uprzątnięty. Rzeczywiście, zagospodarowanie tego miejsca przez powiatowe centrum kultury wyszło mu raczej na dobre. Szkoda tylko, że godziny otwarcia czynią pałac trudnym do obejrzenia dla osób spoza powiatu wołomińskiego.
Przed pałacem słupek z oznaczeniem Camino de Santiago. Dziwne. W Polsce nie dość, że co i rusz idziemy śladami Napoleona, albo zatrzymujemy się w jego zajazdach, ale i z każdego miejsca wiedzie Droga Jakubowa. Nabrawszy smaku na pałace postanowiłem zobaczyć jeszcze ten w nieodległych Dębinkach. Miejsce związane z Norwidem, który niedaleko stąd urodzony, w Dębinkach u wujostwa spędzał wakacje. Niestety pałac położony w głębi zapuszczonego parku, zamkniętego potężnymi łańcuchami nałożonymi na bramę w ogrodzeniu. Zaczęło mi się spieszyć z powrotem, a wymyśliłem sobie, że do Warszawy dojadę pociągiem. Byłem przy tym tak chytry, że zaplanowałem wsiąść w Klembowie zamiast we wcześniejszym Chrzęsnym, czy nieodległym Tłuszczu. Pojechałem więc przez Wólkę Kozłowską i Kozły do Klembowa. Krótkie zatrzymanie na ogólne ogarnięcie wzrokiem sylwety kościoła fundacji gen. Franciszka Żymirskiego. Ten insurgent kościuszkowski, żołnierz wojen napoleońskich w szeregach Legionów Polskich, uczestnik bitwy pod Raszynem i powstania listopadowego, śmiertelnie ranny pod Olszynką, był właścicielem dóbr klembowskich. Z czasów nam bliższych warte odnotowania, że uczęszczała do niego "sekretarka Pana Jezusa" czyli Helena Kowalska, znana obecnie jako św. Faustyna. W pobliskim Ostrówku pracowała u rodziny Lipszyców na swój posag niezbędny do przyjęcia do zakonu. W Ostrówku w latach 90-ych XX wieku przez miesiąc mieszkałem i ja, ale to już zupełnie inna historia. Na pociąg z Klembowa do Warszawy Wileńskiej nie zdążyłem. Następny miał być prawie za godzinę. Postanowiłem ją zagospodarować dalszą jazdą na rowerze i tak przez rzeczony Ostrówek i Wołomin oraz Zielonkę dojechałem do Warszawy. Trasa nie warta większej uwagi. Generalnie - nie polecam. Obecnie to brzydsze oblicze podwarszawskich miejscowości. Ponadto spory ruch samochodowy, a od Ząbek w związku z przebudową DW 631 wręcz nieprzyjemny. Dobrze, że to była niedziela i samochodów niewiele. W Wawrze wsiadłem do kolejki, która na linii otwockiej kursuje znacznie częściej, niż na tej do Małkini. Podsumowując - dzień udany, zmieściłem się w czasie pomiędzy świtaniem, a południem, dotarłem do zakamarków Mazowsza gdzie kryje się (!) coś ciekawego i po trzech miesiącach przejechałem coś więcej niż 100 km. Zaliczone gminy: Zabrodzie (814) i Klembów (815) Więcej zdjęć:
Takie już bowiem mam dziwactwo, że zamiast szukać dalekich cudów przyrody, zamiast gonić za zgiełkiem po targowicach świata, doznaję największych rozkoszy, gdy wpatruję się w dno cichych strumieni i rzek, gdy przykładam ucho do starych mogił, których szeptu mrocznych dziejów nikt nie słucha (Z. Gloger, Dolinami rzek)