Korzystam jeszcze ze sprzyjającej aury. Poranny dojazd do pracy i popołudniowy powrót do domu. Przejazd drogą dla rowerów (i pieszych) podwieszoną pod Mostem Łazienkowskim okraszony widokiem na ładnie podświetlony Stadion Narodowy. Dziś dzień meczu - Polska kończy eliminacje do Euro'20.
(zdjęcie "z ręki" - nie udało się uniknąc poruszenia)
Kompletnie nieudany wyjazd w teren. Złapałem gumę i akurat dzisiaj nie wziąłem zapasowej dętki. Jak niepyszny wróciłem jadąc na flaku (w terenie) lub prowadząc rower (po asfalcie).
Ostatnia w roku 2019 wycieczka na szosówce. Brakowało mi gminy Korczyn leżącej nad Bugiem vis a vis Drohiczyna, więc kierunek nasuwał się sam. Dojazd do tego uroczego miejsca mam "hybrydowy". To znaczy z Józefowa do Cisia na stację kolejową dojeżdżam rowerem. Potem tranzyt pociągiem do Siedlec, a następnie już o własnych siłach do Korczewa. Droga prosta jak strzelił. Najpierw Siedlce i nowoczesny gmach Sądu. Potem kolejne podlaskie wioski, w tym Paprotnia z drewnianym kościołem i takąż dzwonnicą. Płaskość Podlasia zaczyna lekko falować, do samego Korczewa jest leciusieńko pod górę. Aż wreszcie moim oczom ukazuje się to:
Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Nie tylko szata architektoniczna, ale też świadomość ogromu włożonej pracy i pieniędzy w odrestaurowanie tego cuda. Od lat dziewięćdziesiątych córki przedwojennych właścicieli - Ostrowskich pieczołowicie przywracają świetność pałacowi. Nie wszystko wygląda tak cudnie, ale nie publikuję zdjęć, aby nie psuć efektu. Zastrzegam, że nie jest też tragicznie, ale można sądzić, że odrestaurowanie parku, zabudowań dworskich, pałacyku letniego to praca na pokolenia.
Nasyciwszy oczy i zaspokoiwszy uczucia estetyczne zbieram się do drogi powrotnej. Posilam się jeszcze kanapką i herbatą wiezionymi z domu i teraz już pod wiatr wracam do Siedlec. Na te moje (u)siłowania kolarskie i kronikarskie z wyrozumiałością politowaniem patrzy przydrożna figura Matki Bożej.
Przedsmak porannej wycieczki - dojazd do Cisia na pociąg. Dzięki budowie S17 (nieukończonej) zlikwidowano sygnalizację świetlną na skrzyżowaniu w Wiązownie. Sygnalizację z pętlą indukcyjną, przez co w niedzielne poranki rowerzysta miał wybór - stać jak głupi albo łamać przepisy.
Takie już bowiem mam dziwactwo, że zamiast szukać dalekich cudów przyrody, zamiast gonić za zgiełkiem po targowicach świata, doznaję największych rozkoszy, gdy wpatruję się w dno cichych strumieni i rzek, gdy przykładam ucho do starych mogił, których szeptu mrocznych dziejów nikt nie słucha (Z. Gloger, Dolinami rzek)