Wpisy archiwalne w kategorii

Warszawska Obwodnica Turystyczna

Dystans całkowity:548.56 km (w terenie 325.57 km; 59.35%)
Czas w ruchu:39:25
Średnia prędkość:13.92 km/h
Maksymalna prędkość:62.50 km/h
Suma podjazdów:1284 m
Maks. tętno maksymalne:177 (95 %)
Maks. tętno średnie:144 (77 %)
Suma kalorii:5222 kcal
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:49.87 km i 3h 35m
Więcej statystyk

Chotomów- Brwinów

Niedziela, 9 lutego 2020 · Komentarze(0)
Na Warszawski Szlak Okrężny (Warszawską Obwodnicę Turystyczną) zawsze warto się wybrać. O każdej porze roku. Zimą także. Po przejechanych w styczniu odcinkach: Międzylesie-RembertówRembertów - Chotomów przyszła pora na dotarcie, aż na zachodnią stronę Warszawy. Grunt lekko zmrożony, ale pogoda zapowiada się słoneczna. Oglądam się za siebie kiedy wstaje brzask, gdy jestem na wale przeciwpowodziowym przed Nowym Dworem. 
Nad Wisłą. Okolice Nowego Dworu Mazowieckiego © skaut
Odcinek przez most na Wiśle mało przyjemny ze względu na duży, jak na tę porę dnia, ruch samochodowy. Tak naprawdę przyjemna jazda zaczyna się za Kazuniem, gdzie trasa szlaku zaczyna się oddalać od drogi ekspresowej S7.
W Nowych Grochalach tradycyjny "witacz" Kampinoskiego Parku Narodowego.
Nowe Grochale. Kampinoski Park Narodowy. © skaut
W Parku Narodowym jeszcze cicho. Jeszcze nie ma wiosny.
Kampinoski Park Narodowy. Teofile Las © skaut
Nie ma rowerzystów. Z pieszych turystów - tylko jedna para z kijkami do nordic-walkingu. Jest bardzo klimatycznie, zmrożone i oszronione trawy odbijają promienie ciekawskiego słońca.

Kampinoski Park Narodowy. Obszar Ochrony Ścisłej "Biela" © skaut
Na obrzeżach Puszczy pomiędzy Lesznem, a Zaborówkiem dostrzegam dwa łosie, które zwęszywszy mnie chyba dostojnym krokiem oddalają się w leśną głuszę.
Odcinek pomiędzy Zaborówkiem, a Łaźniewkiem wiedzie przez pola, zawsze błotnistą drogą. Upaprałem siebie i rower tak, że przed wejściem do pociągu w Brwinowie, funduję rowerowi myjnię w pobliskim Milanówku.

Rembertów - Chotomów

Niedziela, 26 stycznia 2020 · Komentarze(0)
Wpis uzupełniony 22.11.2020 r.
To była kolejna tegoroczna wycieczka Warszawską Obwodnicą Turystyczną. Po wycieczce z początku stycznia przyszła pora na Lasy Chotomowskie. Do Rembertowa transfer koleją z Warszawy Wschodniej. Dalej przez miasto i las do Zielonki. Tam opłotkami do ul. Kolejowej i z ulicy Wolności znowu ucieczka w teren. Odcinek do nowego wiaduktu nad S8 raczej mało przyjemny. Mnóstwo ściętych drzew, brudny las. Sam wiadukt też taki jakby niedokończony. Na szczęście jest sucho, więc odcinek w okolicach Horowego Bagna można pokonać bez większego taplania się błocku. W lesie pusto i cicho.
Ulga dla uszu zwłaszcza w Puszczy Słupeckiej.
W Puszczy Słupeckiej © skaut
Po pokonaniu słynną już kładką Kanału Żerańskiego znajduję się w Nieporęcie. W lesie otrzymuję towarzystwo: dwie ciężarówki z żołnierzami WOT na pace. Jedziemy przez dłuższy czas tą samą, leśną drogą.
Do Chotomowa wjeżdżam wiaduktem. Robię jeszcze małe zakupy i czekam chwilę na pociąg powrotny.


Międzylesie - Rembertów

Niedziela, 5 stycznia 2020 · Komentarze(0)
Pierwszy raz w 2020 r. na rowerze. Poranna przedśniadaniowa wycieczka po Mazowieckim Parku Krajobrazowym. Fragment Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej ("Krwawej Pętli") dla przypomnienia. Najpierw dojazd bocznymi uliczkami Falenicy, Miedzeszyna, Radości i Międzylesia. Pierwszy raz przejechałem górą - nowym wiaduktem w ciągu ul. Zabawnej z Falenicy do Miedzeszyna. Jeszcze nie jest otwarty, ale wszystko gotowe: asfalt, chodniki, oznakowanie, latarnie uliczne. Tylko po drugiej stronie, w Miedzeszynie jadąc na wprost wjeżdża się w drogę leśną. Na granicy Radości i Miedzeszyna zaczyna się las. Taki jęzor Parku Krajobrazowego, który przechodzi też na drugą stronę ul. Patriotów i sięga aż do ul. Mozaikowej. Na granicy zabudowy i lasu wyjeżdżam na wprost na krzyż z okrąglaków. U podstawy ktoś umieścił wiersz Bogdana Legenckiego: 
Na końcu ulicy gdzie zaczyna się las
Już nie ma domów i nie ma też nas
Tu stoi krzyż wysoki widoczny z daleka
A na nim ukrzyżowany Pan nasz Jezus
czeka
...

Jadę dalej. Kałuże po wczorajszych opadach pokryły się lodem w czasie mroźnej nocy. Lód cienki i kruchy. trzeba uważać na błyszczącym asfalcie. W lesie, na szlaku sporo spacerowiczów. Wędrowcy z kijkami, turyści z aparatami fotograficznymi, psiarze i psiary z psami. Biegacze w legginsach. Tłoczno jak na styczniowy poranek. Latem, w czerwcu trzeba będzie uważać na ruch pieszy.
Do Rembertowa wjeżdżam w momencie, w którym na peron wtacza się pociąg z Siedlec. Wariacko zjeżdżam charakterystyczną pochylnią do przejścia podziemnego, a na peron wydostaję się "na przełajowca", tzn. z rowerem na plecach. Krótki dojazd do Wschodniej, przesiadka na pociąg do Otwocka i powrót na śniadanie.

Józefów - Międzylesie przez MPK

Niedziela, 29 grudnia 2019 · Komentarze(0)
Trzy tygodnie bez roweru bezmała, to jednak za długo. Aby jednak nie jeździć bez sensu, wymyśliłem sobie jazdę w terenie pt. "zobaczmy kawałek Krwawej Pętli". Kawka, racuszki, banan i w drogę. Marin dostał nowe "chudsze" opony. Z dotychczasowych 3" przeszliśmy na 2'6". No jest szybciej i lżej. Zwłaszcza po twardym. Balony - semi faty, trzeba jednak mocno rozbujać. Jeszcze się przydadzą. Na razie dla spotęgowania wrażeń - cieńsze gumki. 
Na Wiązowskiej wymijam się z trójką bikerów na mtb. Jeden nawet mi macha łapką. Odwzajemniam się "dzień dobrem". Zawsze z ekscytacją wjeżdżam na singielek wzdłuż rz. Mieni. Nie inaczej jest dzisiaj. Gałązki chłoszczą mnie czasami po policzkach. Jazda po krawędzi urwiska daje odpowiednią dozę ekscytacji. Jest nieźle.
Ze zdumieniem przecieram oczy na widok wiaduktu w ciągu S17. Jest czynny! Bez problemu zahaczam o Wiązownę i znowu zanurzam się w Mazowiecki Park Krajobrazowy. Piach, korzenie, korzenie i piach. W niektórych miejscach rozryty końskimi kopytami. Z ciekawością podjeżdżam do miejsca, gdzie czerwony szlak Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej przecina się z budową S2. Według stanu na dziś - trzeba przejechać przez plac budowy. Da się, ale kosztem grzęźnięcia w błocie i objeżdżania głębokich wykopów. W czerwcu przyszłego roku może być już lepiej.
Dalej już spokojnie. Pojawiają się biegacze w liczbie 3 osób, dwie dziewczyny z pieskami na spacerze i jeden starszy pan z kijkami do nordic-walkingu. A poza tym cisza, spokój. Nie słychać ptaków, poza nerwowym stukaniem dzięcioła.
Wyjeżdżam najpierw na pętlę, koło Centrum Zdrowia Dziecka, aby się cofnąć do boiska ZWAR przy ul. Pożaryskiego.
Dalej to już na stację PKP Międzylesie. Jeszcze tylko fotka z tabliczką nazwy ulicy o adekwatnej nazwie:

Modlin - Zielonka (czerwonym szlakiem)

Niedziela, 11 lutego 2018 · Komentarze(0)
Trasa: Modlin PKP - Suchocin - Chotomów PKP - Wieliszew - Nieporęt - Dąbkowizna - Struga - Horowa Góra - Zielonka

To już ostatni z odcinków, pokonywanej na raty Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej, zwanej też Warszawskim Szlakiem Okrężnym, a przez tych - co jadą ją "na raz" - Krwawą Pętlą. U mnie nie było na raz. Było co najmniej na cztery razy. Poranny transfer pociągami do Modlina z przesiadką na Warszawie Wschodniej. W SKM-ce do Warszawy dosiada się dwóch podpitych młodzieńców, żywo interesujących się moim rowerem. Skończyło się na wymianie poglądów na temat dopiero co rozpoczętych zimowych igrzysk olimpijskich. W Modlinie jestem o 7:05. Zdjęcie "kropki" oznaczającej początek czerwonego szlaku - obowiązkowe! Później szybka jazda przez most na Narwi i przed charakterystycznym mostem na Wiśle, przeskakuję przez barierkę i zbiegam (!) w dół na ścieżkę wiodącą koroną wału przeciwpowodziowego. Tak ten szlak poprowadzono, chociaż obok biegnie wygodna szosa. zerkam na nią tęsknie, bo "nawierzchnia" wału zryta niemożebnie przez krety, nornice jakieś i zbuchtowana przez dziki. Ależ mnie wytelepało. Z radością skręcam w ul. Modrzewiową w kierunku Bożej Woli. Kolejne 2 km po chodniku wzdłuż DW 630. Na szczęście następne 8 km już w lesie! W lesie zaś odkrycie - Folwark Trzciany. Obecnie tylko krzyż przydrożny, ława i stół oraz tablica informacyjna Lasów Państwowych. Wjazd do Chotomowa i przejazd uliczkami tej miejscowości. Nadkładam drogi gdyż oznakowanie szlaku zanika w okolicach stacji kolejowej. Prawdopodobnie wiódł on kiedyś przez nieistniejący już przejazd kolejowy, zlikwidowany w ramach przystosowania linii dla Pendolino.
Lasy Chotomowskie. Piasek, pusto, ale już nie cicho. Od momentu wjazdu do lasu towarzyszy mi głośny świergot ptaków. Czyżby wiosna? Krótka w zamyśle przerwa na kanapkę i herbatę przedłuża się gdy stwierdzam brak powietrza w przednim kole. Pierwotny zamysł wymiany dętki zarzucam na myśl zdjęcia grubych rękawic, a zwłaszcza nadmuchania balona dętki do "plusowych" kół mojego Marina. Nie ma zmiany jest pompowanie. Zobaczymy na jak długo starczy?


Nieporęt. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP.
Powietrza starczyło akurat do Nieporętu, czyli na kolejne 12 km. Uzupełniam powietrze pod charakterystycznym kościołem (fundacji Wazów) i dojeżdżam do istnego curiosum konstrukcyjno - architektonicznego, czyli kładki przez Kanał Żerański. Wzorem innych wędrowców tym szlakiem, moich poprzedników, fotografuję to cudo. Kawałek szlaku za Kanałem poprowadzony jakby groblą. Łabędzie i dzikie kaczki w wielkiej liczbie. Po przekroczeniu DW 631 szlak zdecydowanie odbija na południe w okolicy Wólki Radzymińskiej. Wjeżdżam w Lasy Drewnickie. Jakoś niezauważenie przejeżdżam "starą" DK8 i, jak się okazuje, największe przeszkody czekają mnie u kresu wycieczki. Las na południe od Nadmy w stanie wielkiej dewastacji, zwłaszcza w pobliżu nowej obwodnicy Marek (S8). Okolice Horowego Bagna nad wyraz ciekawe. Dobrze, że trzyma mróz i jadąc po kolejnych zamarzniętych taflach wody liczę, że żaden lód się nie załamie. Jeszcze tylko przenoszenie roweru, a potem prowadzenie przez kompletnie nieprzejezdny fragment szlaku, który jakoś zanikł. Nowa ekspresówka coś tu namieszała, więc do Zielonki wjeżdżam w pierwszym możliwym miejscu, czyli na węźle drogowym DW 631 i S8. Niestety chwilę po zjeździe z ronda jakiś spec postawił zakaz jazdy rowerem, w miejscu z którego nawet nie ma jak uciec, aby ustrzec się zarzutu łamania zakazu. Z ulgą skręcam w ul. Długą i już ulicami Zielonki dojeżdżam na stację PKP. Na pociąg czekam nie dłużej niż 10 min. Po kolejnych kilkunastu minutach wysiadam na Warszawie Wileńskiej i mimo protestów ochroniarza przeprowadzam ubłocony rower przez Centrum Handlowe ("Panie, ja z pociągu wysiadłem którędy mam przejść?") i ul. Brzeską i Kijowską docieram do Warszawy Wschodniej. Niedługo potem wsiadam do SKM-ki i tuż po pierwszej jestem w domu.
Z satysfakcją odnotowuję, że zamknąłem całą pętlę Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Potrzebowałem do tego czterech wycieczek - jednej całodniowej i trzech przedpołudniowych. Szlak bardzo ciekawy, rzeczywiście pokazując to co pod Warszawą najciekawsze. Są miejsca przeurocze np. wspomniane Lasy Chotomowskie, Puszcza Kampinoska czy też Lasy Chojnowskie, są i  brzydkie - zwłaszcza za Brwinowem i niestety w pobliżu Zielonki. Szlak na tyle ciekawy, że z pewnością na niego nie raz wrócę. A może uda mi się przejechać go jako "Krwawą Pętlę"?
Dystans wpisany z licznika (dodane kilometry asfaltem po Warszawie i Józefowie)
Zdjęcia

Przez Puszczę Kampinoską

Niedziela, 7 stycznia 2018 · Komentarze(0)
Trasa: Podkowa Leśna– Brwinów– Kotowice – Czubin - Rokitno– Kopytów – Zaborów – Zielona Karczma – Łysa Góra – Leszno – Posada Łubiec – Babska Góra – Stara Dąbrowa (ochr. ZHP) – uroczysko Biela – Teofile – Jakubowszczyzna – Cybulice Duże – Czeczotki – Kazuń Majdany – Kazuń Polski – Kazuń Nowy- Modlin.
Kampinoski Park Narodowy (wjazd od Leszna) © skaut

Niedzielne przedpołudnie spędzam dziś w Puszczy Kampinoskiej. Wczesna pobudka - na nogach byłem już o 4:30. Czasu starczyło akurat na założenie ubrania, napełnienie bidonu wodą i termosów -jednego herbatą, drugiego - zupą koperkową. Puszcza leży po drugiej stronie aglomeracji warszawskiej, więc początek wycieczki to transfer koleją. Najpierw SKM-ką do Warszawy Zachodniej, później WKD-ką do Podkowy Leśnej. Rozkłady jazdy tych kolejek nie są zsynchronizowane i dzięki temu mam pół godziny przerwy. Akurat tyle, aby wypić kawę na "nowym" Zachodnim.
Wukadka jest dla mnie pewnego rodzaju odkryciem. Wcześniej chyba tylko raz w życiu nią jechałem, a było to na początku lat 90-ych XX wieku. Wszystko jest tu inne: tory, tabor, zasady przewozu rowerów, motorniczy zamiast maszynisty, bilety. Właśnie – bilety! Gdzie kupić bilet na WKD, skoro "dedykowana" kasa WKD jest zamknięta? Myszkowanie po dworcu wieńczę sukcesem, czyli znalezieniem biletomatu zakonspirowanego na tyłach wyjścia z tunelu na peron. Wreszcie nadjeżdża mój skład. Oburzenie na twarzy współpasażerki, którą proszę o zmianę miejsca – usiadła na składanym krzesełku w miejscu dla przewożenia rowerów. Cały wagon jest absolutnie pusty, poza nami nie ma w nim żadnego innego pasażera, no cóż … .Gdy docieram do Podkowy Leśnej jest jeszcze ciemno. Po wilgotnych uliczkach przemykam do Brwinowa i punktu, w którym przerwałem sierpniową wycieczkę Warszawską Obwodnicą Turystyczną. Za Brwinowem tereny wybitnie rolnicze. Pachnie kiszoną kapustą albo czymś podobnym. Żadnych lasów, same pola. Przejeżdżam wiaduktem nad autostradą A2 i przez pola dojeżdżam do Rokitna, mijając stojący po prawej, na lekkim wyniesieniu kościół – Sanktuarium Maryjne. Zamknięte mimo niedzieli. Za wcześnie! W okolicach Kopytowa pokonuję nasyp kolejowy i skacząc pomiędzy torami zbiegam z rowerem na ramieniu na drugą stronę tego niebezpiecznego skrzyżowania szlaku. Na dawnej „dwójce”, czyli obecnie drodze krajowej nr 92 charakterystyczny most nad rzeką Utratą, a następnie znowu pola. Jest brzydko, brudno i śmierdzi w przejeżdżanym Łaźniewie. Dojeżdżam do Zaborowa. Otoczenie robi się bardziej ogarnięte. Kościół. Coś mi świta, jakobym był w nim kiedyś na ślubie kolegi. Kończą się znaki czerwonego szlaku Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Teraz będzie sino, to znaczy – niebiesko. Kilkaset metrów asfaltem i oficjalny wjazd do Parku Narodowego. Oficjalny czyli obok tablicy z nazwą. Szlak wije się ścieżynką na skraju Puszczy. Przez długi czas mam po prawej ręce (północnej stronie) wielką polanę, miejscami chyba nawet zaoraną jak pole uprawne. Jak się później okaże, ten króciutki odcinek pomiędzy Zaborowem a Lesznem był najciekawszy pod względem faunistycznym. Najpierw umykają mi spod kół dwie dorodne łanie, a później … . Najpierw mam wrażenie, że ktoś mi się intensywnie przygląda. Rozglądam się dookoła i widzę: w krzakach, ok. 50 metrów od ścieżki pasą się dwa łosie. Gdy krzyżujemy spojrzenia – niespiesznym truchtem odbiegają kilkadziesiąt metrów dalej i przystają przyglądając mi się z ciekawością. Ich spojrzenie zdaje się pytać: co ty tu robisz?
Wjeżdżam do Leszna. Miasteczko z uliczkami, placykiem, neogotyckim kościołem. Nie zatrzymując się skręcam za znakami szlaku (żółtego) na północny zachód i znowu wjeżdżam do lasu. Po prawej migają pomiędzy drzewami budynki dawnej szkoły cyrkowej w Julinku, a potem już tylko cisza. W Posadzie Łubiec szlak skręca na zachód i po minięciu oznaczenia bitwy Polskiego Września ’39 odbija na północ. Droga przez rezerwat „Żurawiowe” przypomina groblę, gdyż po obu jej stronach podmokło, mokro i bagniście. W pewnym momencie zaliczam wywrotkę, gdyż koło ugrzęzło w błotnistej kałuży, a zapchany błotem pedał nie pozwolił na szybkie wypięcie spd’a.
Dojeżdżam do mostku na Kanale Łasica. Po wykonaniu „obowiązkowej” fotografii, posilam się kanapką i jadę dalej. Nie jest zimno, ale wilgotne powietrze i rozgrzane ciało po jeździe, nie pozwalają na dłuższy postój. W Starej Dąbrowie kawałek asfaltem. Widać z mapy, że wielka wydma którą objeżdżam od południa za moment będzie po drugiej stronie mojego szlaku. Jeszcze foto-stop pod schroniskiem, tzn. oficjalnie Centrum Szkolenia Wolontariuszy ZHP i z powrotem do lasu. Ścieżka pnie się coraz bardziej stromo w górę, aby osiągnąć kulminację tej największej podobno wydmy w KPN. Jeszcze jeden podmokły rezerwat i las robi się coraz bardziej suchy. Przed Teofilowem chwila zastanowienia, bo znaki szlaku (zielone) nie pokrywają się ze śladem, który mam wgrany do garmina. Decyduję się jechać wg śladu, wychodzi na to, że jadę zielonym szlakiem ale rowerowym, a szlak pieszy jest gdzie indziej. Był wprawdzie kiedyś przy tej drodze, ale jego znaki zamalowano na drzewach szarą farbą. Dojeżdżam do Cybulic i zaczyna się cywilizacja. Coraz więcej, coraz lepszych domów. W Kazuniu regularna zabudowa, ale to już poza granicami Parku. Jeszcze tylko dojazd drogą dla ruchu lokalnego do wiaduktu nad drogą krajową nr 7 i na Ruskiej Kępie wjeżdżam na ruchliwą krajówkę [85] do Nowego Dworu Mazowieckiego. Za charakterystycznym mostem na Wiśle szlak odbija w stronę Legionowa, zaś ja cisnę w stronę Modlina, aby zdążyć na kolejkę do Warszawy. Most na Narwi, rondo, zjazd po zabytkowym bruku przy wjeździe do Twierdzy Modlin i kawałek znany z wielokrotnych przejazdów w czasie randonnerskich brevetów ze startu w Pomiechówku. Czasu mam akurat tyle, aby kupić bilet do Warszawy i colę w dworcowym barze. W czystym pociągu Kolei Mazowieckich para backpakersów robi mi miejsce w części rowerowej. Dziękując opieram rower o ściankę, gdyż plusowe opony nie wchodzą na pociągowe wieszaki. Zabłoceni jesteśmy całkowicie i rower i ja. Siadam więc na podłodze wagonu, wyciągam termos z zupą i przegryzając kanapkami zajadam się podczas półgodzinnej podróży do Warszawy Wschodniej. Jeszcze tylko przesiadka i po kolejnych 20 min. jestem w domu.
Z Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej został mi już tylko 55-kilometrowy odcinek z Modlina do Zielonki. I oczywiście myśl, aby kiedyś mieć tyle czasu, aby całą pętlę przejechać za jednym razem.

Mapka:
Zdjęcia

Międzylesie-Brwinów (czerwonym szlakiem)

Sobota, 19 sierpnia 2017 · Komentarze(0)
Warszawską Obwodnicę Turystyczną inaczej zwaną Podwarszawskim Szlakiem Okrężnym a w wersji hardcore "Krwawą Pętlą" próbowałem już w kawałkach kilka razy. W sierpniową sobotę apetyt przyszedł na coś więcej. Ile tego "więcej" wyszło - to się dopiero miało okazać. Porannym pociągiem z Michalina docieram do Międzylesia. W Michalinie już świtało. Po kilkunastu minutach w Międzylesiu jest już prawie jasno. Docieram Aleją Dzieci Polskich do węzła szlaków i wbijam się w las. Już tędy jechałem. Przebieg szlaku wcale nie oczywisty. Wiedzie jedną z kilkudziesięciu licznie się tu krzyżujących ścieżek. Droga uspokaja się dopiero od zbiegu szlaku zielonego obok żołnierskiej mogiły. Sierpniowy ranek to już niestety cisza w lesie. Ptaki nie śpiewają. Ludzi też nie widać i nie słychać. To akurat dobrze. 
Mijam mogiłę z Powstania 1863 r. i okrążam torfowisko wysokie pn. "Biały Ług". Cały czas czerwonym szlakiem, który wyprowadza mnie na skraj lasu i lotniska w Góraszce. Z dala widać wznoszące się ku gorze ślimaki węzła drogowego, wybudowanego już (!) przez Auchan na potrzeby nowego centrum handlowego, które ma tu powstać. Przecinam asfalt jednopasmowej (jeszcze) drogi krajowej nr 17 i wjeżdżam do Wiązowny. Kopiec - mogiła z krzyżem, krótki przejazd przez wieś i za chwilę szlak znowuż przecina krajową "siedemnastkę". Zjazd w kierunku Mieni przez łąkę oznaczoną tablicą "Teren prywatny. Zakaz wjazdu". Nikt mnie nie goni. Przebijam się przez krzaki, aby na moment znowu wjechać na DK 17 (mostek) i zjechać na drugi, wysoki brzeg Mieni. Ścieżka dobrze mi znana z wielu wycieczek. Ciągle urokliwa. Tylko wiekowy dąb - Bartek Mazowiecki w Emowie jakby coraz mniej zielony.
Przecinam DW 721 i wjeżdżam do Mlądza. Most na Świdrze zwężony do szerokości jednego pojazdu. Technika drogowa jak w Bieszczadach, gdzie podobne "udogodnienia" porobiono na Obwodnicy. Mosty chyba nawet z tego samego okresu, daje im mniej więcej 50 lat. W Mlądzu zjazd z "głównej" przelotowej ulicy na dawną "polną" teraz już wyasfaltowaną drogę w kierunku Teklina.
Odcinek otwocki czerwonego szlaku - chyba najgorzej wyznakowany. Aż mi wstyd. Nie dość, że przebieg szlaku wcale nie oczywisty wobec mnogości i plątaniny ścieżek i dróżek, to jeszcze  znakowanie zanika. U podnóża Meranu, legendarnej "góry" Otwocka wyciągam kanapkę i pożywiając się w czasie jazdy zmierzam dalej. Po raz pierwszy widzę na szlaku człowieka. Biegacz, którego jeszcze parę razy spotkam w tym lesie. Tymczasem rezerwat "Pogorzelski Mszar" i śmieszna ścieżka "po grani", wytyczona ni to po wydmie ni to po grobli pomiędzy mokradłami. Pogorzel i kawałek asfaltu. Podążając szlakiem trzeba podejść na nasyp kolejowy i po zachodniej stronie torów pojechać po nasypie. Lekko bez sensu, ale skoro znakarz tak chciał, to ma.
Przecinam asfaltówkę z Otwocka do Celestynowa i zaraz za pomnikiem żołnierzy AK wjeżdżam na "ceglankę" albo "czerwoną drogę". Nazwa wiele wyjaśnia - droga jest utwardzona tłuczoną cegłą. Podobno ze zniszczonej Warszawy... . Stabilne podłoże pod kołami pozwala na zwiększenie prędkości, którą wytracam na piachach w okolicy Dąbrowieckiej Góry. Poniemiecki bunkier dziś nie pilnowany ale i zamknięty. Zjeżdżam do Kamienia Leśników i dalej przez Bagno Całowanie do ogrodniczego zaplecza Warszawy czyli Janowa i Brzezinki. Tu już się gubię naprawdę. Szukam szlaku, przejeżdżam przez czyjeś podwórko, kluczę pomiędzy szklarniami. Daję za wygraną i jadę do widocznej z dala drogi krajowej 801. Kawałek szosą i przed Otwockiem Małym skręcam na zachód. Tu kolejny problematyczny przebieg szlaku, ale ponieważ po zimowym rekonesansie wiem, że trzeba się trzymać ogrodzenia nieruchomości zamykającej drogę - unikam problemów nawigacyjnych. Wreszcie wbijam się na drogę do Otwocka Wielkiego - lipową aleję wiodącą wprost do bramy Pałacu Bielińskich. Brama ta nigdy nie jest otwarta. Chcąc się dostać do pałacu trzeba na skrzyżowaniu odbić w lewo. Ja tymczasem w praw, w kierunku Nadbrzeży. Nazwa morska, a to tylko nadwiślańska wioska. Szlak odbija na południe i w Kępie Nadbrzeskiej wprowadza na koronę wału przeciwpowodziowego. Jest już bardzo ciepło. Robię krótką przerwę w cieniu mostu kolejowego w Kępie Glinieckiej. Jeszcze trzeba pokonać kilkadziesiąt stopni schodów na przyczółek mostu drogowego i przejeżdżam przez Wisłę w kierunku widocznej już Góry Kalwarii. Za mostem znany mi już "myk" nawigacyjny, gdzie trzeba skręcić w lewo (pd-wsch.), aby zaraz skręcić w prawo i znaleźć "tunelik" pod DK50. Nie wiem jak to dalej będzie bo w tym miejscu będą wpinali budowaną właśnie obwodnicę Góry Kalwarii. Szerokie opony marina pozwalają mi sprawnie przejechać plac budowy i dojechać do mostka na Cedronie zatarasowanego pryzmą piachu. Tak drogowcy blokują nieczynne dla ruchu samochodowego drogi. Rower to nie samochód, więc znajdują miejsce z boczku i bez dotknięcia stopą pokonuję brukowany podjazd ulicy św. Antoniego. O ten na zdjęciu poniżej:
Góra Kalwaria. Ul. Św. Antoniego
Góra Kalwaria. Ul. Św. Antoniego © skaut

Zziajany mijam kościół i jatki i wreszcie udaje mi się znaleźć otwartym punkt informacji turystycznej w Górze, co owocuje nie tylko piecząteczką w książeczce wycieczek kolarskich ale i miłym gratisem od obsługi - grubiutkim przewodnikiem rowerowym po okolicach Warszawy. Przez Górę Kalwarię tylko przelatuję aby w Zakalwarii wjechać do suchego sosnowego lasu. Mam szczęście po na przejeździe kolejowym widzę pociąg jadący tak jak i ja obwodnicą Warszawy, tyle że ja turystyczną, a on kolejową, czyli lina nr 12 (Skierniewice - Łuków). Robi się na tyle ciepło, że w okolicach Ługówki rozbieram się już "na krótko". Przez mało ciekawe, a nawet odcinki szlaku docieram do większego kompleksu Lasów Chojnowskich. Robi się przyjemnie chłodno. Drogi to zaś "autostrady", szerokie i mocno ubite. Przed Zalesiem Górnym przeprawa po chybotliwej kładce nad rz. Zieloną i wreszcie jest samo Zalesie. W sklepiku w budynku stacji kolejowej robię zakupy. Jakaś bułka, rogalik, picie - dużo picia i lody. Konsumpcja na położonym opodal skwerku i jadę dalej. Trzeba przebić się przez miejscowość na zachód. Za Łbiskami przy DW 722 dobrze zachowany cmentarz z I wojny światowej. Polegli - Niemcy i Rosjanie. Rezerwat Biele Chojnowskie, rzeka Jeziorka i na pewien czas rozstaję się z lasem. Pola, łąki i chaszcze. Duża polana w Runowie, gdzie uczestnicy przejażdżki wąskotorówką piaseczyńską mają popas. Dziś o tej porze już nie. Polana jest pusta.
W Wólce Prackiej "mazowieckie klimaty", krzyż na rozstaju i dorodna wierzba. Pewnym zaskoczeniem jest dla mnie widok Cmentarza Południowego. Jak tu pusto! I ciiiiiiiiiiichooo. Z niepokojem patrzę na nadciągające z zachodu coraz ciemniejsze chmury. Widok nieodległego masztu radiowego w Raszynie na ich tle niesie ze sobą zapowiedź nieodległej zmiany pogody
Raszyn. Maszt radiostacji
Raszyn. Maszt radiostacji © skaut
Zdążyłem tylko wjechać do Magdalenki, gdy lunęło jak z cebra. A tu jak na złość same wille, żadnego miejsca, gdzie można się schronić. Były wcześniej nawet jakieś wiaty, ale wtedy nie padało. W deszczu docieram do krajówki, tzn. DK7, i na parkingu motelu w Sękocinie znajduję schronienie pod wiatą. Postanawiam przeczekać największy deszcz i w tym czasie na kocherku gotuję sobie obiad.
Deszcz zelżał gdy ruszyłem dalej. W Sękocinie szlak zanika. Radzę sobie w ten sposób, że jadę (niestety) kawałek krajówką i po kilkuset metrach odbijam w las w pierwszą możliwą leśną drogę. Znaki szlaku odnajduję wkrótce. Deszcz, który nie ustaje a tylko lżeje albo przybiera na sile nie pomaga.
Kolejna nawigacyjna przeszkoda przytrafia się przed Nadarzynem. Nowa DK 8 w standardzie drogi ekspresowej wygrodzona jest siatką. Trzeba przebijać się przez las wzdłuż drogi, potem wdrapać się na nasyp, okraczyć barierkę i wiaduktem przejechać nad krajówką.
W Kaniach urocza wybrukowana aleja lipowa i wjeżdżam do Podkowy Leśnej. Przejeżdżam obok kościoła znanego z działalności ks. Kantorskiego i zalanymi ulicami wjeżdżam do Brwinowa. Na ten raz chyba starczy. Pogoda zniechęca skutecznie do dalszej jazdy, a Brwinów zapewnia wygodne, kolejowe połączenie z Józefowem. Kolejna sensowna stacja dopiero w Modlinie, do którego w zamyśle chciałem dojechać. Ale w deszczu i zimnie nie użyłbym sobie Puszczy Kampinoskiej. Będzie okazja następnym razem.
Północny odcinek Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej zostawiam sobie na później.
Galeria


Zielonka

Niedziela, 5 lutego 2017 · Komentarze(0)
Krótka niedzielna wycieczka. Po raz czwarty na Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Tym razem w "przeciwnym" kierunku, czyli z Międzylesia przez Rembertów do Zielonki. 
Nawet chciałem podjechać do Międzylesia kolejką, ale w niedziele nie kursuje zbyt często, więc dla zdrowotności, bocznymi uliczkami dojechałem na "start". Start, czyli pętlę autobusową niedaleko Centrum Zdrowia Dziecka, którego monumentalny gmach minąłem po drodze.
Zagłębiam się w las i leśną droga, która nominalnie jest jedną z tysięcy warszawskich ulic (!) jadę w kierunku północnym. Jest ładnie. Mróz lekko szczypie w policzki, w niektórych miejscach szlak poprowadzony jest urokliwymi przecinkami wśród sosnowych lasów i tak jest, aż do miejsca, gdzie przecina go DK2. Dwupasmówka z takim ruchem (mimo niedzielnego przedpołudnia) i pasem zieleni wygrodzonym stalowymi linami, sprawia, że nadkładam drogi jadąc najpierw na wschód, a potem na zachód, aby znaleźć się dokładnie po przeciwnej stronie krajówki. Bardzo niebezpieczne miejsce, gdyby chcieć przekroczyć szosę na wprost. 
Znowu jestem w lesie. Podobno to uroczysko im. Jana III Sobieskiego. Z całym szacunkiem, ale nie dostrzegam nic uroczego. Zwykły podmiejski lasek.
W lasku górka, a na górce pomnik. Kamień z napisem upamiętniającym ćwiczenia POW przeprowadzone pod okiem samego Komendanta. Zjeżdżam na moment do Rembertowa, ale to błąd nawigacyjny i trzeba wdrapać się pod górkę z powrotem. Tu wychodzą na jaw zalety rowerka terenowego, bo wjeżdża całkiem dziarsko. Szlak poprowadzony jest dalej "granią" długiej wydmy, aby sprowadzić do szerokiej leśnej drogi obok "Biura Lasu" (!). W tych czasach nawet las ma biuro.
Z lasu wyjeżdżam na wąskie uliczki Rembertowa. Kluczę pomiędzy domami jednorodzinnymi dojeżdżając do kościoła. Za kościołem robi się bardziej miejsko, ulice szersze, domy wyższe. Przejeżdżam tunelem pod torami i wydostaję się na główną aleję miasta, noszącą imię gen. Antoniego Chruściela "Montera". Za czasów PRL nosiła imię Antoniego Wieczorkiewicza (ppor. piechoty, komunisty, skazanego na karę śmierci, którą Prezydent St. Wojciechowski zamienił w drodze łaski na 15 lat więzienia; zastrzelonego przez policjanta na stacji granicznej w Kołosowie tuż przed próbą wymiany z Sowietami, na więzionych przez nich Polaków). Jak piszą niektórzy Wieczorkiewicz i sądzony oraz skazany razem z nim Bagiński podobno byli niewinni zarzucanych im czynów, tj. serii zamachów bombowych w II RP i przygotowań do eksplozji w Cytadeli Warszawskiej, ale bezspornie należeli do tzw. "wojskówki" KPRP. Czy komuniści czcili by ich tak ostentacyjnie w PRL, gdyby nie "zasłużyli" się czymś więcej niż tylko przynależnością do partii komunistycznej?
Dalej ul. Paderewskiego, która z każdym dziesiątkiem metrów robi się coraz węższa, a na koniec jako gruntówka prowadzi do lasu.
Las już niewielki i po niedługiej jeździe wyjeżdżam na asfalt do Zielonki. Okolice mocno rozkopane, budują (chyba) obwodnicę Marek.
Przez senne uliczki dojeżdżam do okolic stacji kolejowej. Ciągle budują przejazd pod torami, wszystko rozkopane, tonie w błocie i ogólnym bałaganie. Znajduję jeszcze czas, aby rzucić okiem na miejscowy kościół i ze stacji dojechać kolejką do Warszawy Wileńskiej. Później tylko kawałek przez ul. Brzeską do Warszawy Wschodniej i kolejką do domu.

Zielonka. Kościół pw. MB Częstochowskiej © skaut

Zdjęcia z wycieczki (link)

Góra Kalwaria

Niedziela, 15 stycznia 2017 · Komentarze(0)
Kolejna wycieczka Warszawską Obwodnicą Turystyczną. Tym razem na odcinku Otwock - Góra Kalwaria, czyli zaczynam, tam gdzie skończyłem poprzedni kawałek. Może nie dokładnie w tym samym miejscu, na czerwonym szlaku, ale niedaleko. Porannym pociągiem do Otwocka i spod stacji ul. Andriollego do lasu. Pusto i biało od śniegu. Obok dawnej leśniczówki przy rez. Torfy i dalej Królewskim Traktem do skrzyżowania z Ceglanką. Punkt orientacyjny przy Kamieniu Leśników:
Gdzie halizny i pustynia
Siać i sadzić zagajenia
Niech się po nas 
Las ostanie
Pracy leśnej
Poszczęść Panie
Pamiątka roku 1931/34.

Dalej na południowy zachód, przecinając najwęższy, pn-zach kraniec Bagna Całowanie wyjeżdżam na pole. Las jakby nożem odcięty. teraz już tylko pola. Janów. Oświetlone na pomarańczowo szklarnie. Widok nieodległej DW801 tak mnie przyciągnął, że popełniam "błąd' nawigacyjny i na kilkaset metrów porzucam czerwony szlak jadąc prosto, zamiast odbić przez wieś. Kawałek, jak na mnie za długi, asfaltem do Otwocka Małego, a w zasadzie jego opłotków położonych przy drodze wojewódzkiej. Jakieś nowe wybudowania, pies który mnie goni. Jadę na przełaj przez czyjąś łąkę. Znaki szlaku zanikły, aby odnaleźć się w pobliskim zagajniku na pniu sporego dębu. 
Lipową aleją w kierunku Otwocka Wielkiego. Podjeżdżam pod bramę pałacu, tę od strony wsi, którą normalnie nigdy się nie wjeżdża. Robię zdjęcie, co wyraźnie nie podoba się ochroniarzowi, który wychodzi ze strażniczej budki i zaczyna mnie indagować. Na obcesowe pytanie: dlaczego pan to fotografuje, odpowiadam pytaniem, a dlaczego pan mnie o to pyta?
Jadę dalej w kierunku Nadbrzeża i za jez. Rokola obieram kierunek południowy. Podziwiam nowoczesną architekturę drewnianego domu nad kanałem i w Kępie Nadbrzeskiej wspinam się na szczyt wału przeciwpowodziowego. Pod kołami chrupie zmrożony śnieg. O wiele bezpiecznej niż na oblodzonej drodze pod wałem. Zbliżam się do stalowego mostu kolejowego w ciągu strategicznej niegdyś linii nr 12 (S-Ł). Podobno bardzo szybko ja po II wojnie św. zbudowali na potrzeby transportu wojsk sowieckich na zachód.
Niedługo potem dojeżdżam do mostu drogowego. Stromymi schodkami z rowerem na ramieniu wspinam się na górę i jadę w kierunku nieodległej już Góry Kalwarii.
Za mostem chwila konsternacji, znak (!) na słupie wskazuje, że przebieg szlaku ulega tu zmianie. Rzeczywiście, trzeba zjechać na wschodnia stronę, choć miasto jest po zachodniej. Szlak poprowadzono tunelem pod DK50. Pomiędzy pierwszymi "podmiejskim" zabudowaniami dojeżdżam do ładnej kapliczki Św. Antoniego. Zatrzymanie się na zrobienie zdjęcia sprawia, że pod słynny wśród niektórych rowerzystów (kultowy) brukowany podjazd muszę podprowadzić. Ale to dlatego, że kolo się ślizga i ni emoże złapać przyczepności na bardzo oblodzonej drodze.
Gdy wjeżdżam na rynek zaczyna nagle bardzo mocno padać śnieg. Robię zdjęcie  kościołowi Niepokalanego Poczęcia NMP, później "Domowi Piłata" czyli kościołowi Podwyższenia Krzyża Świętego i sam sobie zarządzam powrót. Jeszcze tylko ciepła kawa w Żabce (nawet niezła), kanapka, zdjęcie dawnych koszar artyleryjskich i spadam do domu. Spadam dosłownie, bo DK50 sporo się obniża do przeprawy mostowej, którą teraz pokonuję w druga stronę. Dalej już asfaltami przez Sobiekursk, Karczew i Otwock do Józefowa.
Góra Kalwaria. Kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP © skaut
Zdjęcia z wycieczki:


Pogorzel

Niedziela, 1 stycznia 2017 · Komentarze(0)
Druga wycieczka Warszawską Obwodnicą Turystyczną. Zaczynam w tym miejscu, w którym zjechałem z trasy w połowie listopada ub. r., czyli nad Mienią. Znaki szlaku (czerwone) jakby zanikają. Intuicyjnie czuję, że szlak powinien biec w tym miejscu prostopadle do Mieni i nieodległej szosy. Tak jest w rzeczywistości - przecinką pod słupami energetycznymi wydostaję się na szosę (DW721) i odwracając się dostrzegam mocno zatarty znak na jednym z drzew. Jadąc w "moją" stronę - nie widziałem żadnego. Przepuszczam mknących jezdnią dwóch szosowców (!), życząc im głośno szczęśliwego Nowego Roku. Odwzajemniają życzenia, a ja przetaczam się na druga stronę i zmierzam w stronę Mlądza.
Za "jednostką wojskową", choć teraz to miejsce pewnie należy do innej formacji, przykuwa moją uwagę turystyczny drogowskaz w stronę mogiły powstańców styczniowych. Boczną drogą, za niebieskim znakami, dojeżdżam do lekkiego wyniesienia nad Świdrem, na którym, wśród drzew stoi metalowy krzyż osadzony w kamiennym bloku. Tabliczka informuje, że to bratnia mogiła powstańców.
Wracam na asfalt. Mlądz: most nad Świdrem, szkoła, przystań kajakowa. Na skrzyżowaniu w prawo w stronę Świdra, a po chwili w lewo, w ulice Żabią. Asfalt zamienia się w nawierzchnię gruntową. Ładne wierzby na zakręcie tworzą jakby bramę do lasu. Dalej już lasem. Podłoże twarde, zamarznięte. Droga i odsłonięte polany bieleją szronem (szadzią?). Na kałużach całkiem gruby lód.
Czerwony szlak prowadzi raz drogami leśnymi, innym zaś razem ścieżkami. Czasami mam wrażenie, że te ścieżki wybrano trochę "na siłę", gdyż obok istnieje całkiem gęsta sieć dróg i duktów leśnych. Przez to, można powiedzieć, pozbawiony jest pewnej logiki. W paru miejscach widzę na gps-ie, że jadę (drogą) zaledwie kilka metrów od właściwego szlaku, pociągniętego zasypaną i porytą przez dziki ścieżką. Ale to zaledwie w paru miejscach. Generalnie jest sympatycznie: temperatura nie za niska, cisza i spokój, a okolice całkiem malownicze.
W pewnym momencie zrobiło się naprawdę górsko. To okolice góry (wydmy) noszącej nazwę "Meran". Przed wojna była tu podobno nawet skocznia narciarska (!). Po skoczni nie ma śladu, jest za to całkiem przyjemny stok.
Po górach przyszły moczary, a ściślej - Pogorzelski Mszar. Całkiem spore jeziorko i mnóstwo drobnych cieków w których szemrze woda. W jednym miejscu musiałem nawet przenosić rower.
Dojeżdżam do Pogorzeli. Najpierw drogą przez wieś, później schodkami na peron kolejowy i dalej na druga stronę torów. Nie mam pojęcia dlaczego czcigodni Autorzy postanowili poprowadzić szlak nasypem kolejowym po zachodniej stronie torów wąziuteńką ścieżynką, gdy pod nasypem od wschodniej strony biegnie droga prowadząca do tego samego przejazdu kolejowego?
Za przejazdem na wprost pomnik żołnierzy "ruchu oporu", choć wiadomo, że to Armia Krajowa nań zasłużyła w tym miejscu.
Za pomnikiem znowu do lasu, na zachód "ceglanką", czyli Czerwoną Drogą do Dąbrowieckiej Góry. Bunkry dziś puste. Za Dąbrowiecką Górą postanawiam przerwać dalszą jazdę po czerwonym szlaku i zjeżdżam ceglanką do skrzyżowania z Traktem Osieckim i dalej na północ do Otwocka.

Pogorzelski Mszar (Otwock/Pogorzel) © skaut
Więcej zdjęć: