Niedzielna, przedpołudniowa wycieczka po Ziemi Garwolińskiej. Rześki poranek zmusił do żwawego kręcenia. Bocznymi drogami najpierw do Łaskarzewa, a następnie do kolejnych gmin tego powiatu. Towarzyszyło mi ostre słońce i miejscami silny zachodni wiatr. Drogi raczej puste, jedynie pod kościołami i lokalami wyborczymi większe grupki ludzi. Zaliczone gminy: Łaskarzew (721), miasto Łaskarzew (722), Sobolew (723), Trojanów (724), Żelechów (725), Górzno (726), Miastków Kościelny (727).
Dłuższa niż zazwyczaj droga do domu. Postanowiłem wykorzystać chwilową poprawę pogody i zaliczyć gminy leżące w polu rażenia Kolei Mazowieckich i niedaleko Warszawy. Przejazd z Warszawy Wschodniej do Legionowa linią "lotniskową" KM zaskakująco szybki. Szkoda tylko, że elf w zielono-biało-żółtych barwach nie miał miejsc na rowery. Jakoś się wepchałem na przedostatni pomost i zniosłem te kilkanaście minut jazdy. W Legionowie trwa budowa w okolicy dworca. Zgaduję, że parking P+R sądząc po konstrukcji i usytuowaniu. Kawałek jazdy do zakorkowanej DK61 i już uciekam na prawie pustą DW632 w stronę Marek. Na rogatkach zaskoczenie w postaci "ulubionego" znaku rowerzystów czyli B-9. Alternatywą jest może 300 m zdezelowanego polbruku oznaczonego jako DDPiR. Kompletnie bez sensu, począwszy od zdublowania znaków B-9 i C-16/13 a skończywszy na tym, że odcinek objęty zakazem jest absurdalnie krótki i droga w tym miejscu niczym nie różni się od tej wcześniej i później.
Ruch raczej spokojny przez tereny Lasów Legionowskich. Niby tak blisko od domu, a nigdy tu wcześniej nie byłem. Zaskakującym odkryciem jest dla mnie Kanał Królewski, który przejeżdżam po moście w Rembelszczyźnie. Taki prosty i regularny ten kanał, jak nie w Polsce. Przez Lasy Drewnickie dojeżdżam do Marek. Tu drugie zaskoczenie związane z oznakowaniem drogi. Znowu znak zakaz jazdy rowerem i to na obszarze zabudowanym, gdzie ograniczono prędkość do 40 km/h. Pokrętna logika kimś kierowała, skoro na tej samej DW632 poza obszarem zabudowanym muszę się czuć bezpieczny przy dozwolonej prędkości 90 km/h, o tyle w mieście jestem już zagrożony, albo to ja zagrażam przy prędkości 40 km/h.
Korzystając z lekkości roweru przez trawnik wciskam się na ślimak wiodący na wiadukt przecinający DK8 i za chwilę zjeżdżam w bok, w stronę Kobyłki. Jak tu ciemno! Przez Nadmę, zupełnie pustymi lokalnym drogami dojeżdżam do Kobyłki, a niezadługo po tym do Wołomina, który tworzy z Kobyłką i Zielonką coś w rodzaju "aglomeracji".
Bocznymi drogami przez Ostrowik dojeżdżam do Okuniewa, a stamtąd DW637 do Sulejówka. Dalej trochę "terenu", tzn. przez Izabelę i Majdan docieram do Góraszki. Kawałek "szosą lubelską" z wygodnym, szerokim poboczem i przez czarny, niczym nie oświetlony las Mazowieckiego Parku Krajobrazowego ciągnę do Aleksandrowa i Falenicy. Dalej już tylko krok do domu. Zaliczone gminy: Legionowo (715), Nieporęt (716), Radzymin (717), Kobyłka (718), Wołomin (719) i Poświętne (720).
Jest coraz zimniej. Na ścieżkach rowerowych znowu tylko "znajome" twarze, a raczej postacie i rowery. Np. pan w eleganckim stroju (modo teutonico), któremu zawsze mówię dzień dobry. Jeździmy w tym samym kierunku rano, mniej więcej o tej samej porze:
Takie już bowiem mam dziwactwo, że zamiast szukać dalekich cudów przyrody, zamiast gonić za zgiełkiem po targowicach świata, doznaję największych rozkoszy, gdy wpatruję się w dno cichych strumieni i rzek, gdy przykładam ucho do starych mogił, których szeptu mrocznych dziejów nikt nie słucha (Z. Gloger, Dolinami rzek)