Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2015

Dystans całkowity:1002.83 km (w terenie 6.60 km; 0.66%)
Czas w ruchu:42:23
Średnia prędkość:23.66 km/h
Maksymalna prędkość:48.30 km/h
Suma podjazdów:3516 m
Maks. tętno maksymalne:167 (90 %)
Maks. tętno średnie:137 (74 %)
Suma kalorii:40140 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:66.86 km i 2h 49m
Więcej statystyk

Warszawa - Józefów (DPD)

Piątek, 31 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dziś trochę jeżdżenia po Warszawie, więc dystans dłuższy niż standardowa trasa dom - praca - dom.

Świecie - Chełmno - Ostromecko

Sobota, 25 lipca 2015 · Komentarze(0)
"Dokończyć" Wiślaną Trasę Rowerową
Wycieczka zapełniła brakujące ogniwo Wiślanej Trasy Rowerowej, którą pokonałem w zasadniczej części w 2013 r. Niestety wówczas z przyczyn organizacyjnych, wprost z Torunia pojechałem do Chełmna, pomijając Ostromecko, Fordon i Świecie. W lipcu tego roku nadarzyła się niepowtarzalna okazja, aby uzupełnić braki. Żona podjęła się prowadzenia w Bydgoszczy zajęć dla naszych rodaków ze Wschodu, a ja nie chcąc siedzieć bezczynnie postanowiłem oddać się ulubionemu ostatnio randonneringowi. Z Warszawy pojechaliśmy samochodem w piątek po pracy do Torunia, gdzie przenocowaliśmy. W sobotę rano, po śniadaniu - do Bydgoszczy. Radość mojego imieninowego poranka mąciła nienajlepsza pogoda. Jeszcze w Toruniu pakowaliśmy się w deszczu, a i po drodze cały czas siąpiło. W takiej aurze dojechaliśmy na Wyspę Młyńską. Muszę przyznać, choć jak Toruńczyk czynię to z trudem, że Bydgoszczanie odpicowali to miejsce, aż miło. Ale nie czas na zachwyty Bydgoszczą. Niedorzeczne! Kasia zostaje na miejscu, a ja przebrany w lajkrę przypinam do roweru te wszystkie gadżety, takie jak pompka, bidony, gps, podsiodłówka i ruszam w trasę. Plan prosty - lewym, zachodnim brzegiem Wisły dojechać do Świecia, a prawym wschodnim wrócić do punku startu.

Fordon

Do Fordonu z centrum miasta wiedzie długa, bardzo długa dwupasmówka. Przejechałem ją w swym życiu ( samochodem) kilkadziesiąt, a może kilkaset razy. Nic się nie skróciła. Zmiany przy niej niewielkie. Może takie, że fabryka kabli stoi martwa, "Sklejka" jakaś taka nieruchawa, Polmozbytu już dawno nie ma, w miejscu Rometu za chwilę otwiera się Ikea, a Zakłady Przemysłu Owocowo Warzywnego "Fordon" (robiły niezły dżem z czarnej porzeczki) żyją tylko we wspomnieniach takiego pamiętliwego typa, jak ja. Mijam most na Wiśle, którym będę wracał i wjeżdżam do Fordonu "właściwego". Tyle lat temu zagarnęła go imperialna Bydgoszcz, a czas jakby się zatrzymał. Krzywe bruki, odrapane budynki. Inny świat. Zatrzymuję się na placu przed kościołem pw. Św. Michała. To punkt "kontrolny" Wiślanej Trasy Rowerowej, robię więc zdjęcie i ruszam dalej.

Fordon (Bydgoszcz) Kościół pw. Św. Michała
Fordon (Bydgoszcz) Kościół pw. Św. Michała © skaut

Szare BMW
Niewiele brakowało, a "dalej" skończyłoby się za kilka klometrów. Jadąc drogą przy jakimś osiedlu widzę wyjeżdżające tyłem z parkingu pod blokiem szare BMW. Zwalniam więc, aby dać kierowcy możliwość włączenia się do ruchu. Samochód wjechał przede mnie i ruszył do przodu. Nie wiem, czy zagapiłem się w gps- a, czy zamyśliłem, w każdym bądź razie w ułamku sekundy widzę, że przednim kołem "dotykam" tylnego zderzaka owej beemwicy. Hamowanie niewiele pomaga i po kolejnym ułamku sekundy szlifuję asfalt. Jakoś podrywam się na nogi, ściągam rower z jezdni i badam jego stan techniczny. Na szczęście koło pozostało okrągłe, szprychy całe. Szkód żadnych. Na zdarty do krwi łokieć i zeszlifowane palce w miejscu nie odzianym rękawiczką zwracam uwagę po kilkunastu minutach, gdy adrenalina już się wchłonęła. Kierowca samochodu, jak sam przyznał, po usłyszeniu mojego krzyku, zakląłem bowiem szpetnie, w rodzaju "do króćset", czy też "motyla noga" ;-), zatrzymał się, włączył awaryjne i spytał, czy nic się nie stało. Chciał po prostu przeparkować auto i jak zeznał wcześniej mnie nie widział i nie wie skąd się zjawiłem. Rozstaliśmy się bezroszczeniowo, w końcu było w tym trochę mojego gapiostwa, a ja pojechałem w dalszą drogę.

Dolina Dolnej Wisły
Za Fordonem wjeżdżam w obszar słynący z produktu regionalnego - powideł śliwkowych. Niestety jeszcze nie sezon. Ku mojemu zdziwieniu teren zwany dolina, a w dodatku "dolnej" Wisły wcale nie jest nizinny. Pojawiają się całkiem ostre podjazdy i serpentynki. Na jednej z nich wymijam się z szosowcem zjeżdżającym w kierunku Bydgoszczy.


Podjazdy wokolicach Trzęsacza (Dolina Dolnej Wisły)
Podjazdy w okolicach Trzęsacza (Dolina Dolnej Wisły) © skaut

W okolicach Suponina okazało się, ile warte jest wyrysowanie trasy na komputerze, bez jej znajomości w terenie. Mój szlak w pewnym momencie wprowadził mnie na polna, szutrówkę, którą jakoś udało się przejechać pomimo cienkich szosowych oponek.


Taką drogą też da się jechać. Okolice Trzeciewca (Suponin - Topolno)
Taką drogą też da się jechać. Okolice Trzeciewca (Suponin - Topolno) © skaut

Ciekawszy był za to zjazd jednym z jarów (parowów) których w okolicy nie brakuje.

Parów Cieleszyński
Parów Cieleszyński © skaut

Wyjeżdżam wreszcie na asfalt i przez Gruczno kieruję się w kierunku Świecia. Przez dłuższy czas droga biegnie tuz przy wale przeciwpowodziowym, po jego "zewnętrznej" stronie.

Topolno. Barokowy kościół
Topolno. Barokowy kościół © skaut

Tuż za mostem w ciągu drogi krajowej [91], czyli starej "jedynki" przecinam tę krajówkę i dojeżdżam do Świecia, a w zasadzie tych jego przedmieść, gdzie znajduje się zamek krzyżacki. Ciekawie posadowiony na grobli pomiędzy Wisłą, a Wdą, szczyci się tym, że jest jedynym krzyżackim zamkiem "wodnym". Pobieram potwierdzenie w książeczce wycieczek kolarskich i rezygnuję ze zwiedzania, gdyż na głowę zaczynają spadać pierwsze krople deszczu od wyjazdu z Bydgoszczy.


Świecie. Zamek krzyżacki
Świecie. Zamek krzyżacki © skaut

Świecie. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny
Świecie. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny © skaut
Tą samą drogą wracam do DK 91, którą przejeżdżam przez most na Wiśle, chwytając panoramę Chełmna, a następnie wspinam się (!) do tego pięknego miasta na 9 wzgórzach.
Widok na Chełmno
Widok na Chełmno © skaut

Na rynku tradycyjny zachwyt renesansową szatą ratusza, a przede wszystkim uzupełnienie bidonów i obmycie się z trudów wycieczki. W tym celu korzystam z dobrodziejstwa publicznej, zabytkowej studni na rynku.


Chełmno. Ratusz
Chełmno. Ratusz © skaut

Po  tych ablucjach, czas na obiad. Budka w rogu rynku zapewnia ciepły, pożywny i smaczny posiłek w postaci zapiekanki (takiej z pieczarkami) i pepsi.

Chełmno. Obiad randonnera
Chełmno. Obiad randonnera © skaut

Chełmno. Rynek. Publiczna studnia - mój wodopój i łazienka
Chełmno. Rynek. Publiczna studnia - mój wodopój i łazienka © skaut

Wzmocniony i odświeżony ruszam w drogę powrotną. Tym razem wschodnim brzegiem Wisły. Gdy jestem w Kijewie Królewskim pogoda definitywnie się załamuje. Na głowę leja się hektolitry wody, przed którymi nie bardzo chronią przydrożne aleje drzew. Większe fale opadów przeczekuję na przystankach i pod sklepem w Unisławiu, ale ile można czekać. Zwłaszcza, że żona sygnalizuje, iż skończyła swoje zajęcia i czeka na mnie. W okolicach Dąbrowy Chełmińskiej pojawia się ścieżka rowerowa - na tyle wygodna, że korzystam z niej, przynajmniej na odcinkach wyasfaltowanych. W lesie tracę z nią kontakt, pojawia się ponownie po drugiej stronie drogi i nijak nie mogę na nią wjechać - brak wjazdów, a oddzielona jest od szosy głębokim rowem. Chyba tego nie rozumie pan kierowca w SUV-ie, który najpierw trąbi na mnie, a potem przez otwarte okienko coś wykrzykuje w moją stronę. Nic nie słyszę przez potoki wody i szum silnika jego pojazdu, więc pokazuje mu palcem, że nie wiem o co mu chodzi. Nie porozumieliśmy się.
Mokry jak kura dojeżdżam do pałacu w Ostromecku, gdzie po marmurowych posadzkach bezszelestnie przesuwają się kelnerzy w wykrochmalonych koszulach i czarnych muszkach. Sam wyczuwam jakiś dysonans pomiędzy swoim wyglądem, a estetyka wnętrz, więc zaspokojony potwierdzeniem w książeczce KOT jadę już do "mety".

Ostromecko. Pałac
Ostromecko. Pałac © skaut
W Bydgoszczy zdziwienie, bo drogą, którą jechałem do Fordonu w przeciwnym kierunku na znacznej długości objęta jest zakazem jazdy rowerem. Ma to niby rekompensować DDPiR po drugiej stronie dwupasmówki, ale ... nie rekompensuje. Polbruk, dziury, krawężniki, pojawia się i zanika. Na szczęście za Auchanem zakaz znika i do centrum jadę już niczym nie niepokojony. Deszcz w międzyczasie przestał padać, także na Wyspę Młyńską dojeżdżam w niezłym humorze, zmąconym tylko z tego powodu, że przez deszcz pominąłem planowane wcześniej gminy: Zławieś Wielka i Łubianka.


Bydgoszcz. Wyspa Młyńska. Na
Bydgoszcz. Wyspa Młyńska. Na "mecie" z kolegami Michałem i Wiesiem (w charakterze działaczy) © skaut

Mapka:


Warszawa

Piątek, 24 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Dziś do pracy kolarzówką. Szykuje się jutro wycieczka, więc po pracy rower ląduje na bagażniku samochodu żony i jedziemy do Torunia.

Warszawa - Józefów

Czwartek, 23 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Standard. Dom - praca - dom.

Warszawa - Józefów (DPD)

Wtorek, 21 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Rutynowa jazda do pracy i powrót do domu.

Trzy nadgraniczne gminy

Niedziela, 19 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Lipsk, Nowy Dwór, Kuźnica
Po czwartkowo - piątkowej wycieczce do Kluczborka następna okazja nadeszła bardzo szybko. W sobotę wybraliśmy się do naszej córki na obóz. Samochód oprócz standardowego wyposażenia biwakowego wziął na dach Operatora, który miał ważne zadanie do spełnienia. Należało zapełnić "dziurę" gminną, która powstała po końcówce rajdu dookoła Polski w 2012 r.
W niedzielę pobudka o 4 rano, a wyjazd o 04:30. Pierwsze trzy kilometry z kawałkiem po leśnych szutrach wzdłuż południowego brzegu jez. Sajno. Dalej już gładkim asfaltem na wschód i południowy wschód. Jest pusto, cicho i uroczo. Tak jak powinno być na wschodnich kresach. Na wysokości Lipska gładkość asfaltu przechodzi w szorstkość i dziurawość. Im bliżej końca drogi biegnącej do Granicy Państwa, tym gorzej. W Siółku skręcam na Rygałówkę, a dalej Chorużowce, Sieruciowce, Bobrę Wielką do Nowego Dworu.
W Rygałówce kościół - obecnie rzymskokatolicki - zdradza z daleka swą prawosławną proweniencję. Taka milcząca, a zarazem wymowna ilustracja dziejów tej ziemi. Pierwotnie prawosławny, później unicki, po rozbiorach i zniesieniu Unii przez Petersburg - przymusowo prawosławny. Po ukazie tolerancyjnym - katolicki, gdyż miejscowi woleli w międzyczasie przejść na katolicyzm, niż należeć do Cerkwii. Odcinek do Sieruchowic pokryty eleganckim asfaltem. Taka schetynówka.
Nowy Dwór przeuroczy. Widoczna zabudowa małomiasteczkowa, z siatką ulic, rynkiem, kościołem, cerkwią, urzędem gminy i bardzo dużo charakterystycznych drewnianych domów, stojących szczytami do drogi. Na swój sposób podobne to do Chochołowa, tylko architektura nie ta i technologia budowy też nie podhalańska. Na niektórych domach zachowała się jeszcze koronkowa "ruska" snycerka.
Jadąc pustą drogą wśród pól, łąk i lasków przecinam DW 670 i dojeżdżam do wsi Kuścińce. To już kres mojej wycieczki. Wieś należy do gminy Kuźnica. Zawracam na końcu wioski na placyku, gdzie zgodnie sąsiadują ze sobą dwa krzyże: prawosławny i łaciński.
W drodze powrotnej kupuję jeszcze wczorajsze bułki. Tą samą  drogą wracam do obozu.
Dawno już tak nie jeździłem. Ostatnio znacznie częściej na kolarzówce. Trekking ma jednak swój urok. Sakwa na bagażniku. Druga na kierownicy. Mapnik z ulubioną "setką" WZKart-u, a garmin w roli licznika. Kapelusz zamiast kasku, a na koniec kąpiel w jeziorze. Ech były czasy.

Zdjęcia będą później, bo cykałem lustrzanką i z uwagi na napięty czas wakacyjno-urlopowy jeszcze ich nie "wywołałem".

Do Kluczborka ciemną nocką

Czwartek, 16 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Pomysł na przejechanie trasy Warszawa - Kluczbork tkwił w mej głowie od dawna. Teraz nadarzyła się wyśmienita okazja związana z tym, że żona zawoziła synka do dziadków i miała wracać samochodem. Uzyskałem jednodniowy urlop na piątek, spakowałem podsiodłówkę i w czwartek rano pojechałem do pracy z zamiarem ruszenia zaraz po "fajrancie". Jeszcze tylko pomogłem żonie zapakować samochód, przypiąłem na bagażnik dachowy rower młodego (też giant tylko na 16" kołach).
Tak od razu po pracy wyjechać mi się nie udało. Zanim przebrałem się w strój stosowy do wycieczki, napełniłem bidony etc. wybiła piąta po południu. Wreszcie ruszam. Temperatura powietrza w Warszawie powyżej 25 st. C. Uwieczniam Pomnik AK i Polskiego Państwa Podziemnego i Nowym Światem, a następnie Świętokrzyską, Wolską, Górczewską kieruję się na zachód.
Warszawa. Pomnik AK i Polskiego Państwa Podziemnego
Warszawa. Pomnik AK i Polskiego Państwa Podziemnego © skaut

Plan jest taki, aby nie robić "skosu" w kierunku pd-zach, tylko przy okazji zaliczyć dwie brakujące gminy na terenie Puszczy Kampinoskiej: Leszno i Kampinos właśnie. Początkowo jedzie mi się źle i bardzo źle. W Warszawie duży ruch, gorąco, ścieżka rowerowa przy Górczewskiej, którą przepisowo jadę - fatalna. Od Babic z kolei ciągi pieszo rowerowe raz z lewej, raz z prawej. Pojawiające się i znikające znienacka. Te z kolei ignoruję, co skutkuje kilkakrotnym otrąbieniem przez wyprzedzające samochody. Jadę pod słońce, jest gorąco. W Sochaczewie jestem już tym wszystkim psychicznie znużony. Skutkuje to zjechaniem z wyznaczonej wcześniej trasy i wyjechaniem na obwodnicę z zakazem jazdy rowerem. Wycofuję się jak niepyszny i po złych asfaltach wyjeżdżam z miasta DW 705. Jeszcze tylko kilkunastominutową przerwa "techniczna" na stacji BP. Jakaś cola, ciastka i chwila rozprostowania grzbietu resetują umysł na tyle, że dalszą drogę, aż do Skierniewic pokonuję w niezłym nastroju. Po pierwsze już nie jadę pod słońce. Po drugie droga do Bolimowa w niezłym stanie. Gładki asfalt, znikomy ruch samochodowy, pachnie dojrzewającym zbożem i jadę wreszcie na południe. W samym Bolimowie i dalej remont trasy. Jeden pas, ruch wahadłowy, ale z powodu małego ruchu nie jest to uciążliwe, zwłaszcza, że trafiam na "zieloną falę" na tych wahadłach. 


Droga Sochaczew - Bolimów
Droga Sochaczew - Bolimów © skaut

W Skierniewicach druga przerwa. Przecież nie jestem na zawodach, a i na tych lubię "piknikować". Tym razem "ulubiona" knajpa kolarzy, czyli McD. Rowerek przypinam do płotka, korzystam z toalety aby się odświeżyć, zamawiam jakieś jedzenie. Gdy wychodzę na zewnątrz jest już ciemno. Zaciągam nogawki, zakładam koszulkę z długim rękawem, zapalam lampy i ruszam. Z miasta wyprowadza mnie ciąg ścieżek rowerowych oddzielonych od drogi właściwej licznymi ekranami akustycznymi. Wreszcie jest "moja" DW 705, którą po ciemku, przy prawie zerowym ruchu, jadę przez Słupię aż do Jeżowa. W Jeżowie wjeżdżam na "krajówkę", tzn. DK 72. Ruch TIR-ów znaczny, ale schlebiam sobie, że na tyle jestem dobrze oświetlony i "zaodblaskowany", iż wyprzedzają mnie z dużym marginesem, a niektóre jeszcze wesoło mrugają awaryjnymi. Jest już po północy, a na drodze tylko ja i oni. W Brzezinach zjeżdżam z wygodnej i gładkiej krajówki na zupełnie lokalną i pozaklasową drogę przez Andrespol do Rzgowa. To widać, a przede wszystkim czuć w rękach i siedzeniu. Wyrwy, tarki, dziury i remonty. Objazdy związane z remontami wrzucają mnie nawet na moment na teren miasta Łodzi.


W mieście Łodzi
W mieście Łodzi © skaut

W Rzgowie wjeżdżam na DK 71 i przecinam krajową "jedynkę". No właśnie - raczej usiłuję przejechać przez DK 1. Na skrzyżowaniu wmontowano pętlę indukcyjną, dla której rower, nawet obciążony 80 kilogramowym rowerzystą jest niewyczuwalny. Do tego taka wredna, że samochód, który nadjechał z przeciwka, od strony Pabianic uruchomił zielone światło tylko dla niego. U mnie pozostało czerwone. Ruch na "jedynce" był tak intensywny (mimo nocnej pory), że schowałem dumę do kieszonki i podturlałem się do przejścia dla pieszych i tam guziczkiem zapaliłem sobie zielone światła na tym przejściu. Na drodze pozostały czerwone. Taka konfiguracja widocznie.

Do Pabianic wjeżdżam w stanie przymulenia. Zmęczenie po całodziennej pracy i spory ujechany kawałek dają o sobie znać. Unikam podziwiania postindustrialnej architektury, ciągnącej się także wzdłuż głównej, przelotowej ulicy tylko szukam jakiejś stacji benzynowej. Zatrzymuję się na Statoilu. Duża kawa, kanapka, kilkadziesiąt minut letargu, łazienka. Odpocząłem.
Z miasta wyejeżdżam "starą" DK 14. Jest już czynna ekspresówka, S14, więc tu nic mnie nie rozprasza. Wygodne szerokie pobocze, z którego nie muszę korzystać, bo ruch zerowy. 
Nocny widok na
Nocny widok na "ekspresówkę" (S14) w pobliżu Pabianic © skaut

W Łasku zaskoczenie. Zakaz jazdy rowerem i jakaś pseudo-droga dla rowerów przez krzaki, pod ciemnymi płotami i wyłożona płytkami. Szok. Miejscowość kojarzyła mi się z silnym środowiskiem rowerowym, czy wręcz kolarskim. Jak oni tu jeżdżą? Po tych chodnikach? W tym miasteczku zastaje mnie przedświtanie. Wjedżam na wąskie, jednokierunkowe uliczki Łasku. Zaciągam się zapachem świeżego chleba z miejscowej piekarni i wyjeżdżam DW 481 przez Widawę w kierunku Wielunia. Z każdym kilometrem robi się coraz jaśniej, aż w pewnym momencie słońce wyskakuje mi zza pleców.


Ziemia Sieradzka. Wschód słońca
Ziemia Sieradzka. Wschód słońca © skaut

Robi się coraz cieplej, a mi zbiera się na senność. Przed Wieluniem robię sobię mini biwak. Na prymusie gotuję wodę na spagetti bolognese (liofilizatat), a po posiłku wciskam się do płachty biwakowej na krótką drzemkę. Kwadrans snu i jestem gotowy do końcowego odcinka. 

Ścielą się poranne mgły (okolice Wielunia)
Ścielą się poranne mgły (okolice Wielunia) © skaut

W Wieluniu wbijam się w ruch na krajowej "45", którą konsekwentnie, już do końca zmierzam do Kluczborka. Po drodze jeszcze tylko photo-stopy na urocze drewniane kościółki w Kadłubie i Wierzbiu. Oszczędzę widoku współczesnego, murowanego gargamela w Kadłubie, który pełni obecnie funkcje sakralne.


Kadłub. Zabytkowy drewniany kościół
Kadłub. Zabytkowy drewniany kościół © skaut

Wierzbie. Kościół
Wierzbie. Kościół © skaut

Droga wspina się na pagóry leżące w ciągu wzgórz ostrzeszowskich, będących pozostałością któregoś tam zlodowacenia. Wjeżdżam do Praszki, dawniej ostatniego "polskiego" miasta przed wjazdem na  Śląsk należący wówczas do Niemiec. Jeszcze tylko przekroczyć Prosnę i już Gorzów Śląski. 


Praszka w głębi barokowa fara
Praszka w głębi barokowa fara © skaut

Dalej to już z górki. Robi się coraz cieplej. W Ligocie wymija mnie dwóch kolarzy, nie reagują na pozdrowienie.


Ziemia Opolska latem (okolice Kluczborka)
Ziemia Opolska latem (okolice Kluczborka) © skaut
Dojeżdżam do miasta. O 10ej z minutami witam się z żoną, ściskam synka. Udało się.
Kluczbork. Wieża ciśnień w dawnej wieży zamkowej - symbol miasta
Kluczbork. Wieża ciśnień w dawnej wieży zamkowej - symbol miasta © skaut

Jak się okazuje, można wsiąść po pracy na rower i odwiedzić teściów mieszkających w innym województwie.
Gmin zaliczyłem co niemiara: Leszno, Kampinos, Andrespol, Brójce, Brzeziny, m. Brzeziny, Dobroń, Godzianów, Jeżów, Konopnica, Ksawerów, Łask, Łódź, Mokrsko, Osjaków, m. Pabianice, Pątnów, Rogów, Rzgów, Sędziejowice, Skierniewice, m. Skierniewice, Słupia, Widawa, Wieluń.


Mapka


Warszawa (DP)

Czwartek, 16 lipca 2015 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Poranny przejazd do pracy kolarzówką z podwójnym bagażem w związku z planowaną na popołudnie wycieczką. Licznik trochę później "zaskoczył" stąd krótszy niż zazwyczaj dystans.