Do Kluczborka ciemną nocką
Czwartek, 16 lipca 2015
· Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Pomysł na przejechanie trasy Warszawa - Kluczbork tkwił w mej głowie od dawna. Teraz nadarzyła się wyśmienita okazja związana z tym, że żona zawoziła synka do dziadków i miała wracać samochodem. Uzyskałem jednodniowy urlop na piątek, spakowałem podsiodłówkę i w czwartek rano pojechałem do pracy z zamiarem ruszenia zaraz po "fajrancie". Jeszcze tylko pomogłem żonie zapakować samochód, przypiąłem na bagażnik dachowy rower młodego (też giant tylko na 16" kołach).
Tak od razu po pracy wyjechać mi się nie udało. Zanim przebrałem się w strój stosowy do wycieczki, napełniłem bidony etc. wybiła piąta po południu. Wreszcie ruszam. Temperatura powietrza w Warszawie powyżej 25 st. C. Uwieczniam Pomnik AK i Polskiego Państwa Podziemnego i Nowym Światem, a następnie Świętokrzyską, Wolską, Górczewską kieruję się na zachód.
Tak od razu po pracy wyjechać mi się nie udało. Zanim przebrałem się w strój stosowy do wycieczki, napełniłem bidony etc. wybiła piąta po południu. Wreszcie ruszam. Temperatura powietrza w Warszawie powyżej 25 st. C. Uwieczniam Pomnik AK i Polskiego Państwa Podziemnego i Nowym Światem, a następnie Świętokrzyską, Wolską, Górczewską kieruję się na zachód.
Warszawa. Pomnik AK i Polskiego Państwa Podziemnego © skaut
Plan jest taki, aby nie robić "skosu" w kierunku pd-zach, tylko przy okazji zaliczyć dwie brakujące gminy na terenie Puszczy Kampinoskiej: Leszno i Kampinos właśnie. Początkowo jedzie mi się źle i bardzo źle. W Warszawie duży ruch, gorąco, ścieżka rowerowa przy Górczewskiej, którą przepisowo jadę - fatalna. Od Babic z kolei ciągi pieszo rowerowe raz z lewej, raz z prawej. Pojawiające się i znikające znienacka. Te z kolei ignoruję, co skutkuje kilkakrotnym otrąbieniem przez wyprzedzające samochody. Jadę pod słońce, jest gorąco. W Sochaczewie jestem już tym wszystkim psychicznie znużony. Skutkuje to zjechaniem z wyznaczonej wcześniej trasy i wyjechaniem na obwodnicę z zakazem jazdy rowerem. Wycofuję się jak niepyszny i po złych asfaltach wyjeżdżam z miasta DW 705. Jeszcze tylko kilkunastominutową przerwa "techniczna" na stacji BP. Jakaś cola, ciastka i chwila rozprostowania grzbietu resetują umysł na tyle, że dalszą drogę, aż do Skierniewic pokonuję w niezłym nastroju. Po pierwsze już nie jadę pod słońce. Po drugie droga do Bolimowa w niezłym stanie. Gładki asfalt, znikomy ruch samochodowy, pachnie dojrzewającym zbożem i jadę wreszcie na południe. W samym Bolimowie i dalej remont trasy. Jeden pas, ruch wahadłowy, ale z powodu małego ruchu nie jest to uciążliwe, zwłaszcza, że trafiam na "zieloną falę" na tych wahadłach.
Droga Sochaczew - Bolimów © skaut
W Skierniewicach druga przerwa. Przecież nie jestem na zawodach, a i na tych lubię "piknikować". Tym razem "ulubiona" knajpa kolarzy, czyli McD. Rowerek przypinam do płotka, korzystam z toalety aby się odświeżyć, zamawiam jakieś jedzenie. Gdy wychodzę na zewnątrz jest już ciemno. Zaciągam nogawki, zakładam koszulkę z długim rękawem, zapalam lampy i ruszam. Z miasta wyprowadza mnie ciąg ścieżek rowerowych oddzielonych od drogi właściwej licznymi ekranami akustycznymi. Wreszcie jest "moja" DW 705, którą po ciemku, przy prawie zerowym ruchu, jadę przez Słupię aż do Jeżowa. W Jeżowie wjeżdżam na "krajówkę", tzn. DK 72. Ruch TIR-ów znaczny, ale schlebiam sobie, że na tyle jestem dobrze oświetlony i "zaodblaskowany", iż wyprzedzają mnie z dużym marginesem, a niektóre jeszcze wesoło mrugają awaryjnymi. Jest już po północy, a na drodze tylko ja i oni. W Brzezinach zjeżdżam z wygodnej i gładkiej krajówki na zupełnie lokalną i pozaklasową drogę przez Andrespol do Rzgowa. To widać, a przede wszystkim czuć w rękach i siedzeniu. Wyrwy, tarki, dziury i remonty. Objazdy związane z remontami wrzucają mnie nawet na moment na teren miasta Łodzi.
W mieście Łodzi © skaut
W Rzgowie wjeżdżam na DK 71 i przecinam krajową "jedynkę". No właśnie - raczej usiłuję przejechać przez DK 1. Na skrzyżowaniu wmontowano pętlę indukcyjną, dla której rower, nawet obciążony 80 kilogramowym rowerzystą jest niewyczuwalny. Do tego taka wredna, że samochód, który nadjechał z przeciwka, od strony Pabianic uruchomił zielone światło tylko dla niego. U mnie pozostało czerwone. Ruch na "jedynce" był tak intensywny (mimo nocnej pory), że schowałem dumę do kieszonki i podturlałem się do przejścia dla pieszych i tam guziczkiem zapaliłem sobie zielone światła na tym przejściu. Na drodze pozostały czerwone. Taka konfiguracja widocznie.
Do Pabianic wjeżdżam w stanie przymulenia. Zmęczenie po całodziennej pracy i spory ujechany kawałek dają o sobie znać. Unikam podziwiania postindustrialnej architektury, ciągnącej się także wzdłuż głównej, przelotowej ulicy tylko szukam jakiejś stacji benzynowej. Zatrzymuję się na Statoilu. Duża kawa, kanapka, kilkadziesiąt minut letargu, łazienka. Odpocząłem.
Z miasta wyejeżdżam "starą" DK 14. Jest już czynna ekspresówka, S14, więc tu nic mnie nie rozprasza. Wygodne szerokie pobocze, z którego nie muszę korzystać, bo ruch zerowy.
Nocny widok na "ekspresówkę" (S14) w pobliżu Pabianic © skaut
W Łasku zaskoczenie. Zakaz jazdy rowerem i jakaś pseudo-droga dla rowerów przez krzaki, pod ciemnymi płotami i wyłożona płytkami. Szok. Miejscowość kojarzyła mi się z silnym środowiskiem rowerowym, czy wręcz kolarskim. Jak oni tu jeżdżą? Po tych chodnikach? W tym miasteczku zastaje mnie przedświtanie. Wjedżam na wąskie, jednokierunkowe uliczki Łasku. Zaciągam się zapachem świeżego chleba z miejscowej piekarni i wyjeżdżam DW 481 przez Widawę w kierunku Wielunia. Z każdym kilometrem robi się coraz jaśniej, aż w pewnym momencie słońce wyskakuje mi zza pleców.
Ziemia Sieradzka. Wschód słońca © skaut
Robi się coraz cieplej, a mi zbiera się na senność. Przed Wieluniem robię sobię mini biwak. Na prymusie gotuję wodę na spagetti bolognese (liofilizatat), a po posiłku wciskam się do płachty biwakowej na krótką drzemkę. Kwadrans snu i jestem gotowy do końcowego odcinka.
Ścielą się poranne mgły (okolice Wielunia) © skaut
W Wieluniu wbijam się w ruch na krajowej "45", którą konsekwentnie, już do końca zmierzam do Kluczborka. Po drodze jeszcze tylko photo-stopy na urocze drewniane kościółki w Kadłubie i Wierzbiu. Oszczędzę widoku współczesnego, murowanego gargamela w Kadłubie, który pełni obecnie funkcje sakralne.
Kadłub. Zabytkowy drewniany kościół © skaut
Wierzbie. Kościół © skaut
Droga wspina się na pagóry leżące w ciągu wzgórz ostrzeszowskich, będących pozostałością któregoś tam zlodowacenia. Wjeżdżam do Praszki, dawniej ostatniego "polskiego" miasta przed wjazdem na Śląsk należący wówczas do Niemiec. Jeszcze tylko przekroczyć Prosnę i już Gorzów Śląski.
Praszka w głębi barokowa fara © skaut
Dalej to już z górki. Robi się coraz cieplej. W Ligocie wymija mnie dwóch kolarzy, nie reagują na pozdrowienie.
Ziemia Opolska latem (okolice Kluczborka) © skaut
Dojeżdżam do miasta. O 10ej z minutami witam się z żoną, ściskam synka. Udało się.
Kluczbork. Wieża ciśnień w dawnej wieży zamkowej - symbol miasta © skaut
Jak się okazuje, można wsiąść po pracy na rower i odwiedzić teściów mieszkających w innym województwie.
Gmin zaliczyłem co niemiara: Leszno, Kampinos, Andrespol, Brójce, Brzeziny, m. Brzeziny, Dobroń, Godzianów, Jeżów, Konopnica, Ksawerów, Łask, Łódź, Mokrsko, Osjaków, m. Pabianice, Pątnów, Rogów, Rzgów, Sędziejowice, Skierniewice, m. Skierniewice, Słupia, Widawa, Wieluń.
Mapka