Trzy nadgraniczne gminy
Niedziela, 19 lipca 2015
· Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Lipsk, Nowy Dwór, Kuźnica
Po czwartkowo - piątkowej wycieczce do Kluczborka następna okazja nadeszła bardzo szybko. W sobotę wybraliśmy się do naszej córki na obóz. Samochód oprócz standardowego wyposażenia biwakowego wziął na dach Operatora, który miał ważne zadanie do spełnienia. Należało zapełnić "dziurę" gminną, która powstała po końcówce rajdu dookoła Polski w 2012 r.
W niedzielę pobudka o 4 rano, a wyjazd o 04:30. Pierwsze trzy kilometry z kawałkiem po leśnych szutrach wzdłuż południowego brzegu jez. Sajno. Dalej już gładkim asfaltem na wschód i południowy wschód. Jest pusto, cicho i uroczo. Tak jak powinno być na wschodnich kresach. Na wysokości Lipska gładkość asfaltu przechodzi w szorstkość i dziurawość. Im bliżej końca drogi biegnącej do Granicy Państwa, tym gorzej. W Siółku skręcam na Rygałówkę, a dalej Chorużowce, Sieruciowce, Bobrę Wielką do Nowego Dworu.
W Rygałówce kościół - obecnie rzymskokatolicki - zdradza z daleka swą prawosławną proweniencję. Taka milcząca, a zarazem wymowna ilustracja dziejów tej ziemi. Pierwotnie prawosławny, później unicki, po rozbiorach i zniesieniu Unii przez Petersburg - przymusowo prawosławny. Po ukazie tolerancyjnym - katolicki, gdyż miejscowi woleli w międzyczasie przejść na katolicyzm, niż należeć do Cerkwii. Odcinek do Sieruchowic pokryty eleganckim asfaltem. Taka schetynówka.
Nowy Dwór przeuroczy. Widoczna zabudowa małomiasteczkowa, z siatką ulic, rynkiem, kościołem, cerkwią, urzędem gminy i bardzo dużo charakterystycznych drewnianych domów, stojących szczytami do drogi. Na swój sposób podobne to do Chochołowa, tylko architektura nie ta i technologia budowy też nie podhalańska. Na niektórych domach zachowała się jeszcze koronkowa "ruska" snycerka.
Jadąc pustą drogą wśród pól, łąk i lasków przecinam DW 670 i dojeżdżam do wsi Kuścińce. To już kres mojej wycieczki. Wieś należy do gminy Kuźnica. Zawracam na końcu wioski na placyku, gdzie zgodnie sąsiadują ze sobą dwa krzyże: prawosławny i łaciński.
W drodze powrotnej kupuję jeszcze wczorajsze bułki. Tą samą drogą wracam do obozu.
Dawno już tak nie jeździłem. Ostatnio znacznie częściej na kolarzówce. Trekking ma jednak swój urok. Sakwa na bagażniku. Druga na kierownicy. Mapnik z ulubioną "setką" WZKart-u, a garmin w roli licznika. Kapelusz zamiast kasku, a na koniec kąpiel w jeziorze. Ech były czasy.
Zdjęcia będą później, bo cykałem lustrzanką i z uwagi na napięty czas wakacyjno-urlopowy jeszcze ich nie "wywołałem".
Po czwartkowo - piątkowej wycieczce do Kluczborka następna okazja nadeszła bardzo szybko. W sobotę wybraliśmy się do naszej córki na obóz. Samochód oprócz standardowego wyposażenia biwakowego wziął na dach Operatora, który miał ważne zadanie do spełnienia. Należało zapełnić "dziurę" gminną, która powstała po końcówce rajdu dookoła Polski w 2012 r.
W niedzielę pobudka o 4 rano, a wyjazd o 04:30. Pierwsze trzy kilometry z kawałkiem po leśnych szutrach wzdłuż południowego brzegu jez. Sajno. Dalej już gładkim asfaltem na wschód i południowy wschód. Jest pusto, cicho i uroczo. Tak jak powinno być na wschodnich kresach. Na wysokości Lipska gładkość asfaltu przechodzi w szorstkość i dziurawość. Im bliżej końca drogi biegnącej do Granicy Państwa, tym gorzej. W Siółku skręcam na Rygałówkę, a dalej Chorużowce, Sieruciowce, Bobrę Wielką do Nowego Dworu.
W Rygałówce kościół - obecnie rzymskokatolicki - zdradza z daleka swą prawosławną proweniencję. Taka milcząca, a zarazem wymowna ilustracja dziejów tej ziemi. Pierwotnie prawosławny, później unicki, po rozbiorach i zniesieniu Unii przez Petersburg - przymusowo prawosławny. Po ukazie tolerancyjnym - katolicki, gdyż miejscowi woleli w międzyczasie przejść na katolicyzm, niż należeć do Cerkwii. Odcinek do Sieruchowic pokryty eleganckim asfaltem. Taka schetynówka.
Nowy Dwór przeuroczy. Widoczna zabudowa małomiasteczkowa, z siatką ulic, rynkiem, kościołem, cerkwią, urzędem gminy i bardzo dużo charakterystycznych drewnianych domów, stojących szczytami do drogi. Na swój sposób podobne to do Chochołowa, tylko architektura nie ta i technologia budowy też nie podhalańska. Na niektórych domach zachowała się jeszcze koronkowa "ruska" snycerka.
Jadąc pustą drogą wśród pól, łąk i lasków przecinam DW 670 i dojeżdżam do wsi Kuścińce. To już kres mojej wycieczki. Wieś należy do gminy Kuźnica. Zawracam na końcu wioski na placyku, gdzie zgodnie sąsiadują ze sobą dwa krzyże: prawosławny i łaciński.
W drodze powrotnej kupuję jeszcze wczorajsze bułki. Tą samą drogą wracam do obozu.
Dawno już tak nie jeździłem. Ostatnio znacznie częściej na kolarzówce. Trekking ma jednak swój urok. Sakwa na bagażniku. Druga na kierownicy. Mapnik z ulubioną "setką" WZKart-u, a garmin w roli licznika. Kapelusz zamiast kasku, a na koniec kąpiel w jeziorze. Ech były czasy.
Zdjęcia będą później, bo cykałem lustrzanką i z uwagi na napięty czas wakacyjno-urlopowy jeszcze ich nie "wywołałem".