Świecie - Chełmno - Ostromecko
Sobota, 25 lipca 2015
· Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki, Wiślana Trasa Rowerowa
"Dokończyć" Wiślaną Trasę Rowerową
Wycieczka zapełniła brakujące ogniwo Wiślanej Trasy Rowerowej, którą pokonałem w zasadniczej części w 2013 r. Niestety wówczas z przyczyn organizacyjnych, wprost z Torunia pojechałem do Chełmna, pomijając Ostromecko, Fordon i Świecie. W lipcu tego roku nadarzyła się niepowtarzalna okazja, aby uzupełnić braki. Żona podjęła się prowadzenia w Bydgoszczy zajęć dla naszych rodaków ze Wschodu, a ja nie chcąc siedzieć bezczynnie postanowiłem oddać się ulubionemu ostatnio randonneringowi. Z Warszawy pojechaliśmy samochodem w piątek po pracy do Torunia, gdzie przenocowaliśmy. W sobotę rano, po śniadaniu - do Bydgoszczy. Radość mojego imieninowego poranka mąciła nienajlepsza pogoda. Jeszcze w Toruniu pakowaliśmy się w deszczu, a i po drodze cały czas siąpiło. W takiej aurze dojechaliśmy na Wyspę Młyńską. Muszę przyznać, choć jak Toruńczyk czynię to z trudem, że Bydgoszczanie odpicowali to miejsce, aż miło. Ale nie czas na zachwyty Bydgoszczą. Niedorzeczne! Kasia zostaje na miejscu, a ja przebrany w lajkrę przypinam do roweru te wszystkie gadżety, takie jak pompka, bidony, gps, podsiodłówka i ruszam w trasę. Plan prosty - lewym, zachodnim brzegiem Wisły dojechać do Świecia, a prawym wschodnim wrócić do punku startu.
Fordon
Do Fordonu z centrum miasta wiedzie długa, bardzo długa dwupasmówka. Przejechałem ją w swym życiu ( samochodem) kilkadziesiąt, a może kilkaset razy. Nic się nie skróciła. Zmiany przy niej niewielkie. Może takie, że fabryka kabli stoi martwa, "Sklejka" jakaś taka nieruchawa, Polmozbytu już dawno nie ma, w miejscu Rometu za chwilę otwiera się Ikea, a Zakłady Przemysłu Owocowo Warzywnego "Fordon" (robiły niezły dżem z czarnej porzeczki) żyją tylko we wspomnieniach takiego pamiętliwego typa, jak ja. Mijam most na Wiśle, którym będę wracał i wjeżdżam do Fordonu "właściwego". Tyle lat temu zagarnęła go imperialna Bydgoszcz, a czas jakby się zatrzymał. Krzywe bruki, odrapane budynki. Inny świat. Zatrzymuję się na placu przed kościołem pw. Św. Michała. To punkt "kontrolny" Wiślanej Trasy Rowerowej, robię więc zdjęcie i ruszam dalej.
Fordon (Bydgoszcz) Kościół pw. Św. Michała © skaut
Szare BMW
Niewiele brakowało, a "dalej" skończyłoby się za kilka klometrów. Jadąc drogą przy jakimś osiedlu widzę wyjeżdżające tyłem z parkingu pod blokiem szare BMW. Zwalniam więc, aby dać kierowcy możliwość włączenia się do ruchu. Samochód wjechał przede mnie i ruszył do przodu. Nie wiem, czy zagapiłem się w gps- a, czy zamyśliłem, w każdym bądź razie w ułamku sekundy widzę, że przednim kołem "dotykam" tylnego zderzaka owej beemwicy. Hamowanie niewiele pomaga i po kolejnym ułamku sekundy szlifuję asfalt. Jakoś podrywam się na nogi, ściągam rower z jezdni i badam jego stan techniczny. Na szczęście koło pozostało okrągłe, szprychy całe. Szkód żadnych. Na zdarty do krwi łokieć i zeszlifowane palce w miejscu nie odzianym rękawiczką zwracam uwagę po kilkunastu minutach, gdy adrenalina już się wchłonęła. Kierowca samochodu, jak sam przyznał, po usłyszeniu mojego krzyku, zakląłem bowiem szpetnie, w rodzaju "do króćset", czy też "motyla noga" ;-), zatrzymał się, włączył awaryjne i spytał, czy nic się nie stało. Chciał po prostu przeparkować auto i jak zeznał wcześniej mnie nie widział i nie wie skąd się zjawiłem. Rozstaliśmy się bezroszczeniowo, w końcu było w tym trochę mojego gapiostwa, a ja pojechałem w dalszą drogę.
Dolina Dolnej Wisły
Za Fordonem wjeżdżam w obszar słynący z produktu regionalnego - powideł śliwkowych. Niestety jeszcze nie sezon. Ku mojemu zdziwieniu teren zwany dolina, a w dodatku "dolnej" Wisły wcale nie jest nizinny. Pojawiają się całkiem ostre podjazdy i serpentynki. Na jednej z nich wymijam się z szosowcem zjeżdżającym w kierunku Bydgoszczy.
Podjazdy w okolicach Trzęsacza (Dolina Dolnej Wisły) © skaut
W okolicach Suponina okazało się, ile warte jest wyrysowanie trasy na komputerze, bez jej znajomości w terenie. Mój szlak w pewnym momencie wprowadził mnie na polna, szutrówkę, którą jakoś udało się przejechać pomimo cienkich szosowych oponek.
Taką drogą też da się jechać. Okolice Trzeciewca (Suponin - Topolno) © skaut
Ciekawszy był za to zjazd jednym z jarów (parowów) których w okolicy nie brakuje.
Parów Cieleszyński © skaut
Wyjeżdżam wreszcie na asfalt i przez Gruczno kieruję się w kierunku Świecia. Przez dłuższy czas droga biegnie tuz przy wale przeciwpowodziowym, po jego "zewnętrznej" stronie.
Topolno. Barokowy kościół © skaut
Tuż za mostem w ciągu drogi krajowej [91], czyli starej "jedynki" przecinam tę krajówkę i dojeżdżam do Świecia, a w zasadzie tych jego przedmieść, gdzie znajduje się zamek krzyżacki. Ciekawie posadowiony na grobli pomiędzy Wisłą, a Wdą, szczyci się tym, że jest jedynym krzyżackim zamkiem "wodnym". Pobieram potwierdzenie w książeczce wycieczek kolarskich i rezygnuję ze zwiedzania, gdyż na głowę zaczynają spadać pierwsze krople deszczu od wyjazdu z Bydgoszczy.
Świecie. Zamek krzyżacki © skaut
Świecie. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny © skaut
Tą samą drogą wracam do DK 91, którą przejeżdżam przez most na Wiśle, chwytając panoramę Chełmna, a następnie wspinam się (!) do tego pięknego miasta na 9 wzgórzach.
Widok na Chełmno © skaut
Na rynku tradycyjny zachwyt renesansową szatą ratusza, a przede wszystkim uzupełnienie bidonów i obmycie się z trudów wycieczki. W tym celu korzystam z dobrodziejstwa publicznej, zabytkowej studni na rynku.
Chełmno. Ratusz © skaut
Po tych ablucjach, czas na obiad. Budka w rogu rynku zapewnia ciepły, pożywny i smaczny posiłek w postaci zapiekanki (takiej z pieczarkami) i pepsi.
Chełmno. Obiad randonnera © skaut
Chełmno. Rynek. Publiczna studnia - mój wodopój i łazienka © skaut
Wzmocniony i odświeżony ruszam w drogę powrotną. Tym razem wschodnim brzegiem Wisły. Gdy jestem w Kijewie Królewskim pogoda definitywnie się załamuje. Na głowę leja się hektolitry wody, przed którymi nie bardzo chronią przydrożne aleje drzew. Większe fale opadów przeczekuję na przystankach i pod sklepem w Unisławiu, ale ile można czekać. Zwłaszcza, że żona sygnalizuje, iż skończyła swoje zajęcia i czeka na mnie. W okolicach Dąbrowy Chełmińskiej pojawia się ścieżka rowerowa - na tyle wygodna, że korzystam z niej, przynajmniej na odcinkach wyasfaltowanych. W lesie tracę z nią kontakt, pojawia się ponownie po drugiej stronie drogi i nijak nie mogę na nią wjechać - brak wjazdów, a oddzielona jest od szosy głębokim rowem. Chyba tego nie rozumie pan kierowca w SUV-ie, który najpierw trąbi na mnie, a potem przez otwarte okienko coś wykrzykuje w moją stronę. Nic nie słyszę przez potoki wody i szum silnika jego pojazdu, więc pokazuje mu palcem, że nie wiem o co mu chodzi. Nie porozumieliśmy się.
Mokry jak kura dojeżdżam do pałacu w Ostromecku, gdzie po marmurowych posadzkach bezszelestnie przesuwają się kelnerzy w wykrochmalonych koszulach i czarnych muszkach. Sam wyczuwam jakiś dysonans pomiędzy swoim wyglądem, a estetyka wnętrz, więc zaspokojony potwierdzeniem w książeczce KOT jadę już do "mety".
Ostromecko. Pałac © skaut
W Bydgoszczy zdziwienie, bo drogą, którą jechałem do Fordonu w przeciwnym kierunku na znacznej długości objęta jest zakazem jazdy rowerem. Ma to niby rekompensować DDPiR po drugiej stronie dwupasmówki, ale ... nie rekompensuje. Polbruk, dziury, krawężniki, pojawia się i zanika. Na szczęście za Auchanem zakaz znika i do centrum jadę już niczym nie niepokojony. Deszcz w międzyczasie przestał padać, także na Wyspę Młyńską dojeżdżam w niezłym humorze, zmąconym tylko z tego powodu, że przez deszcz pominąłem planowane wcześniej gminy: Zławieś Wielka i Łubianka.
Bydgoszcz. Wyspa Młyńska. Na "mecie" z kolegami Michałem i Wiesiem (w charakterze działaczy) © skaut
Mapka:
Wycieczka zapełniła brakujące ogniwo Wiślanej Trasy Rowerowej, którą pokonałem w zasadniczej części w 2013 r. Niestety wówczas z przyczyn organizacyjnych, wprost z Torunia pojechałem do Chełmna, pomijając Ostromecko, Fordon i Świecie. W lipcu tego roku nadarzyła się niepowtarzalna okazja, aby uzupełnić braki. Żona podjęła się prowadzenia w Bydgoszczy zajęć dla naszych rodaków ze Wschodu, a ja nie chcąc siedzieć bezczynnie postanowiłem oddać się ulubionemu ostatnio randonneringowi. Z Warszawy pojechaliśmy samochodem w piątek po pracy do Torunia, gdzie przenocowaliśmy. W sobotę rano, po śniadaniu - do Bydgoszczy. Radość mojego imieninowego poranka mąciła nienajlepsza pogoda. Jeszcze w Toruniu pakowaliśmy się w deszczu, a i po drodze cały czas siąpiło. W takiej aurze dojechaliśmy na Wyspę Młyńską. Muszę przyznać, choć jak Toruńczyk czynię to z trudem, że Bydgoszczanie odpicowali to miejsce, aż miło. Ale nie czas na zachwyty Bydgoszczą. Niedorzeczne! Kasia zostaje na miejscu, a ja przebrany w lajkrę przypinam do roweru te wszystkie gadżety, takie jak pompka, bidony, gps, podsiodłówka i ruszam w trasę. Plan prosty - lewym, zachodnim brzegiem Wisły dojechać do Świecia, a prawym wschodnim wrócić do punku startu.
Fordon
Do Fordonu z centrum miasta wiedzie długa, bardzo długa dwupasmówka. Przejechałem ją w swym życiu ( samochodem) kilkadziesiąt, a może kilkaset razy. Nic się nie skróciła. Zmiany przy niej niewielkie. Może takie, że fabryka kabli stoi martwa, "Sklejka" jakaś taka nieruchawa, Polmozbytu już dawno nie ma, w miejscu Rometu za chwilę otwiera się Ikea, a Zakłady Przemysłu Owocowo Warzywnego "Fordon" (robiły niezły dżem z czarnej porzeczki) żyją tylko we wspomnieniach takiego pamiętliwego typa, jak ja. Mijam most na Wiśle, którym będę wracał i wjeżdżam do Fordonu "właściwego". Tyle lat temu zagarnęła go imperialna Bydgoszcz, a czas jakby się zatrzymał. Krzywe bruki, odrapane budynki. Inny świat. Zatrzymuję się na placu przed kościołem pw. Św. Michała. To punkt "kontrolny" Wiślanej Trasy Rowerowej, robię więc zdjęcie i ruszam dalej.
Fordon (Bydgoszcz) Kościół pw. Św. Michała © skaut
Szare BMW
Niewiele brakowało, a "dalej" skończyłoby się za kilka klometrów. Jadąc drogą przy jakimś osiedlu widzę wyjeżdżające tyłem z parkingu pod blokiem szare BMW. Zwalniam więc, aby dać kierowcy możliwość włączenia się do ruchu. Samochód wjechał przede mnie i ruszył do przodu. Nie wiem, czy zagapiłem się w gps- a, czy zamyśliłem, w każdym bądź razie w ułamku sekundy widzę, że przednim kołem "dotykam" tylnego zderzaka owej beemwicy. Hamowanie niewiele pomaga i po kolejnym ułamku sekundy szlifuję asfalt. Jakoś podrywam się na nogi, ściągam rower z jezdni i badam jego stan techniczny. Na szczęście koło pozostało okrągłe, szprychy całe. Szkód żadnych. Na zdarty do krwi łokieć i zeszlifowane palce w miejscu nie odzianym rękawiczką zwracam uwagę po kilkunastu minutach, gdy adrenalina już się wchłonęła. Kierowca samochodu, jak sam przyznał, po usłyszeniu mojego krzyku, zakląłem bowiem szpetnie, w rodzaju "do króćset", czy też "motyla noga" ;-), zatrzymał się, włączył awaryjne i spytał, czy nic się nie stało. Chciał po prostu przeparkować auto i jak zeznał wcześniej mnie nie widział i nie wie skąd się zjawiłem. Rozstaliśmy się bezroszczeniowo, w końcu było w tym trochę mojego gapiostwa, a ja pojechałem w dalszą drogę.
Dolina Dolnej Wisły
Za Fordonem wjeżdżam w obszar słynący z produktu regionalnego - powideł śliwkowych. Niestety jeszcze nie sezon. Ku mojemu zdziwieniu teren zwany dolina, a w dodatku "dolnej" Wisły wcale nie jest nizinny. Pojawiają się całkiem ostre podjazdy i serpentynki. Na jednej z nich wymijam się z szosowcem zjeżdżającym w kierunku Bydgoszczy.
Podjazdy w okolicach Trzęsacza (Dolina Dolnej Wisły) © skaut
W okolicach Suponina okazało się, ile warte jest wyrysowanie trasy na komputerze, bez jej znajomości w terenie. Mój szlak w pewnym momencie wprowadził mnie na polna, szutrówkę, którą jakoś udało się przejechać pomimo cienkich szosowych oponek.
Taką drogą też da się jechać. Okolice Trzeciewca (Suponin - Topolno) © skaut
Ciekawszy był za to zjazd jednym z jarów (parowów) których w okolicy nie brakuje.
Parów Cieleszyński © skaut
Wyjeżdżam wreszcie na asfalt i przez Gruczno kieruję się w kierunku Świecia. Przez dłuższy czas droga biegnie tuz przy wale przeciwpowodziowym, po jego "zewnętrznej" stronie.
Topolno. Barokowy kościół © skaut
Tuż za mostem w ciągu drogi krajowej [91], czyli starej "jedynki" przecinam tę krajówkę i dojeżdżam do Świecia, a w zasadzie tych jego przedmieść, gdzie znajduje się zamek krzyżacki. Ciekawie posadowiony na grobli pomiędzy Wisłą, a Wdą, szczyci się tym, że jest jedynym krzyżackim zamkiem "wodnym". Pobieram potwierdzenie w książeczce wycieczek kolarskich i rezygnuję ze zwiedzania, gdyż na głowę zaczynają spadać pierwsze krople deszczu od wyjazdu z Bydgoszczy.
Świecie. Zamek krzyżacki © skaut
Świecie. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny © skaut
Tą samą drogą wracam do DK 91, którą przejeżdżam przez most na Wiśle, chwytając panoramę Chełmna, a następnie wspinam się (!) do tego pięknego miasta na 9 wzgórzach.
Widok na Chełmno © skaut
Na rynku tradycyjny zachwyt renesansową szatą ratusza, a przede wszystkim uzupełnienie bidonów i obmycie się z trudów wycieczki. W tym celu korzystam z dobrodziejstwa publicznej, zabytkowej studni na rynku.
Chełmno. Ratusz © skaut
Po tych ablucjach, czas na obiad. Budka w rogu rynku zapewnia ciepły, pożywny i smaczny posiłek w postaci zapiekanki (takiej z pieczarkami) i pepsi.
Chełmno. Obiad randonnera © skaut
Chełmno. Rynek. Publiczna studnia - mój wodopój i łazienka © skaut
Wzmocniony i odświeżony ruszam w drogę powrotną. Tym razem wschodnim brzegiem Wisły. Gdy jestem w Kijewie Królewskim pogoda definitywnie się załamuje. Na głowę leja się hektolitry wody, przed którymi nie bardzo chronią przydrożne aleje drzew. Większe fale opadów przeczekuję na przystankach i pod sklepem w Unisławiu, ale ile można czekać. Zwłaszcza, że żona sygnalizuje, iż skończyła swoje zajęcia i czeka na mnie. W okolicach Dąbrowy Chełmińskiej pojawia się ścieżka rowerowa - na tyle wygodna, że korzystam z niej, przynajmniej na odcinkach wyasfaltowanych. W lesie tracę z nią kontakt, pojawia się ponownie po drugiej stronie drogi i nijak nie mogę na nią wjechać - brak wjazdów, a oddzielona jest od szosy głębokim rowem. Chyba tego nie rozumie pan kierowca w SUV-ie, który najpierw trąbi na mnie, a potem przez otwarte okienko coś wykrzykuje w moją stronę. Nic nie słyszę przez potoki wody i szum silnika jego pojazdu, więc pokazuje mu palcem, że nie wiem o co mu chodzi. Nie porozumieliśmy się.
Mokry jak kura dojeżdżam do pałacu w Ostromecku, gdzie po marmurowych posadzkach bezszelestnie przesuwają się kelnerzy w wykrochmalonych koszulach i czarnych muszkach. Sam wyczuwam jakiś dysonans pomiędzy swoim wyglądem, a estetyka wnętrz, więc zaspokojony potwierdzeniem w książeczce KOT jadę już do "mety".
Ostromecko. Pałac © skaut
W Bydgoszczy zdziwienie, bo drogą, którą jechałem do Fordonu w przeciwnym kierunku na znacznej długości objęta jest zakazem jazdy rowerem. Ma to niby rekompensować DDPiR po drugiej stronie dwupasmówki, ale ... nie rekompensuje. Polbruk, dziury, krawężniki, pojawia się i zanika. Na szczęście za Auchanem zakaz znika i do centrum jadę już niczym nie niepokojony. Deszcz w międzyczasie przestał padać, także na Wyspę Młyńską dojeżdżam w niezłym humorze, zmąconym tylko z tego powodu, że przez deszcz pominąłem planowane wcześniej gminy: Zławieś Wielka i Łubianka.
Bydgoszcz. Wyspa Młyńska. Na "mecie" z kolegami Michałem i Wiesiem (w charakterze działaczy) © skaut
Mapka: