Mała pętla przez Konstancin
Niedziela, 11 marca 2018
· Komentarze(3)
Kategoria Wycieczki
Dzisiejsza, prawdziwie wiosenna, pogoda nie dała szansy na inne spędzenie wolnego czasu niż tylko na rowerze. Trzeba było tylko uwolnić gianta z bagażnika i błotnika, które tkwiły na nim od niefortunnego MPP'17 i już można było jechać. Gdzie? Do wód! Do Konstancina! Przelatuję przez Otwock i nieszczęsną drogę dla rowerów do Karczewa pokrytą płytkami ułożonymi we wzór "caro", jak w prl-owskiej łazience. Przy parowoziku dogania mnie kilkuosobowa grupka szosowców, z których kilku dumnie obnosi teamowe koszulki "Super-Drob". Szybko mi odjechali. Koguty! Zatrzymał ich jednak ruch na Warszawskiej, bo objeżdżając kościół od wschodu Starym Rynkiem ujrzałem kątem oka, że są za mną. Po chwili rondo na DW 801 i wjeżdżam do Otwocka Małego a zaraz potem - Wielkiego. Droga do Góry Kalwarii właśnie tędy i przez Glinki jawi mi się odrobinę ciekawsza. Zanim dojechałem do krajowej 50-ki, wyminęło (tak - to właściwe określenie) mnie jeszcze ze czterech szosowców. Mieli lepiej, bo z wiatrem, który dziś zawiewał z południa. To pewnie dlatego zrobiło się tak ciepło. Ruch na wspomnianej DK50 umiarkowany, jak na obwodnicę Warszawy dla TIR-ów, aczkolwiek w przypadku jednego z nich musiałem dać mu znak ręką, aby nieco zwolnił dojeżdżając do mnie. Wjazd pod górę, nomen omen do Góry Kalwarii. Rezygnuję z "kultowego" podjazdu ul. Św. Antoniego, zw względu na kompletne rozgrzebanie zjazdu z krajówki i dalej całego odcinka, aż do mostku na Cedronie. Poczekam, aż skończą budowę obwodnicy Góry.
Dalsza droga do Konstancina to sama przyjemność: ciepło, z wiatrem, ruch minimalny, a tych kilka aut, które mnie wyprzedzało, czyniło to z dużym zapasem. Konstancińscy krezusi przywykli już do kolarzy w tej okolicy. Albo boją się o lakier swoich beemek i lexusów.
Od Konstancina już gorzej albo nawet jeszcze gorzej, a to z uwagi na zakaz wjazdu rowerem oznaczony B-9 na trasie do Warszawy, co oznacza konieczność poruszania słabym ciągiem pieszo-rowerowym. Od Powsina trochę lepiej, bo po lewej stronie jest asfaltowa droga dla pieszych i rowerzystów, ale ruch dzisiaj na niej jak na Marszałkowskiej. W Wilanowie wskakuję na jezdnię i Wiertniczą/Powsińską jadę aż do węzła Trasy Siekierkowskiej, wjeżdżając wcześniej na Sadybie na nowy odcinek DDR.
A dalej to już standard z codziennych powrotów z pracy, tyle, że jadę po południowej stronie Trasy. Na Wale Miedzeszyńskim znowu tłum. Spacerowicze, psiarze, rolkarze, rowerzyści - tym też "niedzielni", potrafiący znienacka się zatrzymać na środku drogi. Znaczy się wiosna nadeszła.
Dalsza droga do Konstancina to sama przyjemność: ciepło, z wiatrem, ruch minimalny, a tych kilka aut, które mnie wyprzedzało, czyniło to z dużym zapasem. Konstancińscy krezusi przywykli już do kolarzy w tej okolicy. Albo boją się o lakier swoich beemek i lexusów.
Od Konstancina już gorzej albo nawet jeszcze gorzej, a to z uwagi na zakaz wjazdu rowerem oznaczony B-9 na trasie do Warszawy, co oznacza konieczność poruszania słabym ciągiem pieszo-rowerowym. Od Powsina trochę lepiej, bo po lewej stronie jest asfaltowa droga dla pieszych i rowerzystów, ale ruch dzisiaj na niej jak na Marszałkowskiej. W Wilanowie wskakuję na jezdnię i Wiertniczą/Powsińską jadę aż do węzła Trasy Siekierkowskiej, wjeżdżając wcześniej na Sadybie na nowy odcinek DDR.
A dalej to już standard z codziennych powrotów z pracy, tyle, że jadę po południowej stronie Trasy. Na Wale Miedzeszyńskim znowu tłum. Spacerowicze, psiarze, rolkarze, rowerzyści - tym też "niedzielni", potrafiący znienacka się zatrzymać na środku drogi. Znaczy się wiosna nadeszła.
"Mała" pętla przez Konstancin© skaut
Mapka: