Wpisy archiwalne w kategorii

Wycieczki

Dystans całkowity:11070.99 km (w terenie 613.63 km; 5.54%)
Czas w ruchu:538:57
Średnia prędkość:20.36 km/h
Maksymalna prędkość:64.70 km/h
Suma podjazdów:41295 m
Maks. tętno maksymalne:215 (116 %)
Maks. tętno średnie:152 (82 %)
Suma kalorii:270534 kcal
Liczba aktywności:176
Średnio na aktywność:62.90 km i 3h 05m
Więcej statystyk

Rybina

Środa, 3 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Most zwodzony na Wiśle Królewieckiej © skaut
W ramach popołudniowego spaceru postanawiam spenetrować boczną drogę z Jantaru do Rybiny. Intryguje szczególnie zakaz ruchu. Sprawdzam. Początkowo znakomity nowiusieńki asfalt. Widać że droga nie używana. Problem, robi się w Stegience. Droga mocno zniszczona. Domyślam się, że drogowcy postawili znak zakazu, aby uniknąć odpowiedzialności za ewentualne zerwane zawieszenia. ale terenówką albo suv-em da radę przejechać. Rowerem też! Nawet jeżeli to kolarzówka. Zajechałem do Rybiny napatrzeć się na mikro-przystań żeglarska wyszykowaną za unijne środki. Naprawdę ładna. Przy kei kilka jachtów. Załogi mocno starszawe, rzekłbym z przedziału 60+. Na jednej z żaglówek nawet z wnukami. Szykują kolacje. Pachnie smażoną cebulą i krojonym świeżym chlebem. Muszę wracać do swoich.

Więcej zdjęć:
Mapka:

Skowarcz

Wtorek, 2 sierpnia 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Skowarcz. Stacja kolejowa © skaut
Wycieczka objeżdżoną już trasą poprzez Świbno, Cedry Wielkie i Grabiny Zameczek. Dalej Suchy Dąb (siedziba gminy!) i bocznymi drogami z jednym sporym - jak na Żuławy - wzniesieniem przez Ostrowite do Skowarcza. Na stacji kolejowej, gdzie robię popas na kanapkę śmignął mi pendolino do Warszawy. Spotkałem na promie kolarza amatora. Adam mu było na imię. Podobnie jak i ja wczasuje z rodziną nad morzem a wolny czas poświęca na przejażdżki. Namawiał mnie nawet na wspólny przejazd na Hel, ale nasze plany chyba nie korelowały. Sympatyczny chłopak na białym accencie (przełajówce).
Zaliczona gmina: Pszczółki (813).

Więcej zdjęć:
Mapka:

Szkarpawa

Niedziela, 31 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Żuławy Wiślane. Szkarpawa © skaut
Wieczorna przejażdżka – kółeczko po Żuławach. Z Mikoszewa do Drewnicy. Za mostem zwodzonym na Szkarpawie w Żuławkach zamiast do Dworku jadę na wprost do Książęcych Żuław. Szkarpawa (Wisła Elbląska) to jedno z ujściowych ramion Wisły. Wpada do Zalewu Wiślanego. Od Wisły (właściwej) oddziela ją teraz śluza (Gdańska Głowa), chroniąca przede wszystkim Żuławy przed zalaniem.

Droga początkowo niezła, w okolicach Broniewa robi się trudna. Brukowana nawierzchnia mocno mnie wytrzęsła. Jednak coś za coś. Jest cisza i spokój. Zachodzi słońce, z daleka dobiega szum pracującego kombajnu. Tu jest środek żniw. Droga wśród pół i nielicznych zabudowań gospodarskich dojeżdżam do Tujska, gdzie wskakuję na DW502. W Rybinie oglądam ciągle działający most kolejowy na Szkarpawie. Obrotowy - poruszany ręcznie!
Spory ruch na linii Nowy Dwór Gdański – Stegna wymaga wzmożonej czujności. Wzdłuż drogi linia wąskotorówki. Z ulgą docieram do Stegny, a zwłaszcza z ulgą skręcam na zachód. Ruch drogowy momentalnie maleje. Zapada zmierzch. Przecinając kilkakrotnie tory wąskotorówki dojeżdżam przez Jantar do Mikoszewa. Jadę jeszcze na Prawy Brzeg aby popatrzeć na zachodzące słońce i wracam na kolację.


Więcej zdjęć:
Mapka:

Grabiny Zameczek

Niedziela, 31 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Grabiny-Zameczek. Młyn © skaut
Spacer rowerowy do Pruszcza Gdańskiego z wyskokiem do Grabin Zameczku. Niedzielnym porankiem wybrałem się na małą wycieczkę. Promem przez Przekop Wisły, a potem jej lewym brzegiem przez Świbno. Wyłuskuję okiem pozostałości wąskotorowej Gdańskiej Kolei Dojazdowej w okolicach nieistniejącej od dawna promowej przeprawy kolejowej w Świbnie. Opustoszały port i śluzy: stara (północna) i nowa (południowa). Ta stara nieczynna, ale zachowana jako zabytek hydrotechniki. Na otwartych wrotach śluzy pyszni się tabliczka znamionowa: J.W. KLAWITTER. DANZIG. 1894.
Przez most zwodzony i dalej jakby groblą obsadzoną obustronnie wielkimi topolami. Sprytne te niemiaszki i niegłupie, skoro na podmokłym terenie zabezpieczyły drogę drzewkami mocno ciągnącymi wodę z podłoża. Mijam nowoczesna marinę w Błotniaku i nad wyraz wygodną drogą dla rowerów dojeżdżam do Cedrów Małych. Przejazd przez DK7 i spokojną o tej porze DW227 wjeżdżam do Cedrów Wielkich. Kościół, a jakże gotycki z interesująca wieżą (drewniany hełm!). Przy urzędzie gminy ulokowanym w brzydkim kostkowatym domku jednorodzinnym skręcam na zachód i ciągnę do Pruszcza Gdańskiego. Pomimo niedzieli, widzę na polu pracujących ludzi. Zbierają rzodkiewki. Współczuję. Za Roszkowem zaczynają się zabudowania Pruszcza Gdańskiego. Po lewej lotnisko, którego część służy za niedzielny bazar. Przy wjeździe zakaz ruchu rowerów, a po lewej stronie drogi droga dla rowerów. Cóż jednak z tego, skoro służy za główną, pieszą (!) arterię bywalców wspomnianego bazaru. Dojeżdżam na zadbany skwer przy ul. Słonecznej, jem kanapkę i podziwiam wrony kąpiące się w fontannie. Czas wracać.
W drodze powrotnej skuszony geograficzną bliskością postanawiam spenetrować pozostałości zamku krzyżackiego w Grabinach Zameczku. Najpierw trafiam jednak do starego młyna. Duży, mechaniczny, XIX-wieczny. Wygląda na nieczynny. Przeglądając kroniki można chyba wnioskować, że postawiony w miejscu tego dawnego, średniowiecznego. Bo Grabiny były przede wszystkim krzyżackim folwarkiem. Obok młyna wyraźnie widać coś na kształt grodziska. Widoczna fosa i mocno porośnięte wyniesienie. Dostaję się na jego teren i widzę prawie współczesną zabudowę w stylu pałacyku. Doczytam później, że zamek krzyżacki padł pod ciosami (i młotami) gdańskich mieszczan zaraz na początku wojny trzynastoletniej. Później w tym miejscu budowano zameczki – rezydencje, które też nie przetrwały próby czasu. Ale podobno zachowały się w istniejącym budynku zabytkowe gotyckie piwnice, brama i czeladna. Niestety nie dane było mi przekonać się o tym naocznie. Teren mocno zaniedbany podobno jest w rękach prywatnych.

Zaliczone gminy: Cedry Wielkie (810), miasto Pruszcz Gdański (811), Suchy Dąb (812)



Więcej zdjęć:
Mapka:

Gnojewo

Środa, 27 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Gnojewo. Ruina zabytkowego kościoła © skaut
Pojechałem do Gnojewa zobaczyć na własne oczy najstarszy na Pomorzu kościół szachulcowy. Z Mikoszewa na południe asfaltówką średniej jakości na południe, wzdłuż dolnego biegu Wisły. W Drewnicy po zwodzonym moście nad Szkarpawą i dalej przez Żuławki do węzła drogowego z DK7. Trwają intensywne prace nad modernizacją „siódemki”. Stukają kafary, warczą wiertnice, aby znaleźć jakieś stabilne podparcie dla nowej drogi kładzionej na żuławskim czarnoziemie. No właśnie. W warunkach kontraktu nie ma chyba wzmianki o zdjęciu warstwy urodzajnej, bo wielokroć widzę, jak kładą drogę na tym czarnym. Zapewne jak głęboko by nie kopali zawsze taka gleba będzie – więc wywożenie jej prawdopodobnie jest nieopłacalne. Równoległą do DK7 drogą lokalna przez Dworek docieram do Nowej Kościelnicy i znowu odbijam na południe. Cieszy oko stojący tuz przy drodze menonicki dom podcieniowy z misternie rzeźbionymi detalami przypominającymi zwisające kotary. Przez Piaskowiec wjeżdżam do Ostaszewa. Ciekawa, duża wieś – owalnica. Siedziba gminy. Stara lokacja bo z 1333 r. dokonana przez krzyżackiego komtura Konrada z Kesselhut. Na cmentarzu przy drodze szczerbią się ruiny bocznych ścian dawnego gotyckiego (XIV w.) kościoła pw. Jana Chrzciciela. Został zniszczony w 1945 r. podobno przez wycofujący się Wehrmacht. Potrzeby odbudowy chyba nie było, bo funkcje sakralne pełni obecnie XIX-wieczna świątynia (pierwotnie protestancka), o typowej, można by rzecz standardowej bryle, ze smukła wieżą, jakich pełno w dawnej Dzielnicy Pruskiej. Dalej przez Gniazdowo, Nową Cerkiew i Pordenowo dojeżdżam do Lichnowów. Po drodze widoczne resztki dawnej wąskotorowej kolejki żuławskiej. Jej ślad najbardziej uwidacznia się właśnie w Lichnowach, bo pociągnięto po nim drogę dla rowerów, z której teraz korzystam. Na płaskich jak patelnia Żuławach widać z daleka czerwieniejący gotyk kościoła pw. św. Urszuli w Lichnowach, a zwłaszcza jego wieżę. Z krótkiej perspektywy wydaje się nieco przysadzista ze względu na dużą, kwadratową podstawę kryjąca obszerną kruchtę. Kręcąc się przez wioski, których nazwy są wariacją nazwy Lichnowy, tj. Lichnówko i Lichnówki Pierwsze i Drugie w Szymankowie przejeżdżam wiaduktem nad linią kolejową Gdańsk – Malbork. Jest tu pomnik polskich kolejarzy zamordowanych przez Niemców w 1939 r. w odwecie za sprytne skierowanie na boczny tor pociągu z dywersantami mającymi przejąć mosty w Tczewie. Krótką aleją dojeżdżam do „korytarzowej” drogi DK22 i za chwilę wjeżdżam do Gnojewa, w miejscu gdzie przy krajówce stoi przydrożna gotycka kapliczka. Kościół pw. św. Szymona i Judy Tadeusza położony jest za zakrętem, po lewej stronie wjeżdżając od strony Malborka. Mylić może położony wcześniej i czynny kościół (z 1863 r.) pod tym samym wezwaniem. Niestety ten oryginalny jest w fatalnym stanie. Były podejmowane jakieś próby ratowania, ale chyba na niewiele się zdały. Widoczna zmiana dachu z oryginalnego – na deskowy obity papą. Zapewne dla ratowania ogołoconego wnętrza, ale z zachowanymi polichromiami. Według znawców to najstarszy na Pomorzu, a podobno nawet w Polsce kościół o konstrukcji szkieletowej (1. Poł. XIV w.). Na razie czarno widzę jego przyszłość. Jakieś fatum nad nim zawisło. Podobno dosyć późno, bo w XIX w. przeszedł w ręce protestantów, a ściślej rzecz ujmując został przez nich zagarnięty w 1818 r. za czasów proboszczowania przez ks. Michała Bedyńskiego. Po 1945 służył jako magazyn nawozów. Jakie to niestety typowe dla tamtych czasów. Przypomina się cerkiew w Liskowatym, czy nasze kościoły na Kresach. Tym bardziej smucą przepychanki wokół zabytku w Gnojewie, dotacje zbyt małe, aby go uratować, wstrzymywanie robót etc. Szkoda, bo doczekał się nawet swojej monografii autorstwa Roberta Paszkowskiego, wydanej przez Muzeum Zamkowe w Malborku w 2011 r.
Zaliczone gminy: Ostaszewo (807), Lichnowy (808), Miłoradz (809).

Więcej zdjęć
Mapka:

Sopot

Poniedziałek, 25 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Sopot. Ograniczenie prędkości dla rowerów!
Sopot. Ograniczenie prędkości dla rowerów! © skaut

Kolejną „nadgraniczną” gminą do uzupełnienia było miasto Sopot. W samym mieście byłem wielokrotnie, ale na rowerze – tak się złożyło – nigdy. Korzystając z pobytu w Mikoszewie wybrałem się na lewy brzeg Wisły, a dalej przez Sobieszewo i Gdańsk (właściwy) do Sopotu. Pierwszą przeszkodą ( a może atrakcją, ciekawostką?) na drodze w kierunku zachodnim jest Przekop Wisły. Sztuczny twór hydrotechniczny powstały w l. 1891-95 pod rządami pruskimi (niemieckimi). W ciągu czterech lat, przy ówczesnych metodach robót (bez ciężkich maszyn) przekopano sztuczny kanał o długości ok. 7 km i szerokości od 250 do 400 m. Skrócono przez to ujście rzeki, nb. Wisła sama sobie skróciła swój bieg w 1840 roku przebijając się przez wydmy i tworząc nowe ujście zwane Wisłą Śmiałą. Przekop miał zahamować dalsze tego typu szaleństwa i ucywilizować jej bieg. Chyba to się udało, bo od czasu wykonania przekopu Żuławy są wolne od powodzi, pomijając celowe ich zalanie przez Wehrmacht w 1945 r.
Aby pokonać Przekop należy skorzystać z promu kursującego co 30 min. od godz. 05:30, przy czym w szczycie prom kursuje praktycznie non-stop. Przewóz roweru kosztuje 5 zł. Drogą 501 przejechałem przez Wyspę Sobieszewską i przez pontonowy most na Martwej Wiśle dostałem się na stały ląd. Trasę znaną i pokonaną już w ramach szlaku Wiślanej Trasy Rowerowej urozmaiciłem sobie w ten sposób, że zaraz w Wiślince skręciłem na drogę poprowadzoną wałem przeciwpowodziowym i nie pchałem się dalej DW501. Trasa z cała pewnością malownicza, aczkolwiek stan asfaltowej nawierzchni pozostawia wiele do życzenia. Po przejechaniu tuż pod płotem Rafinerii Gdańskiej (Lotos) musiałem wbić się na krajową „7” i trochę nią pojechać, aż pojawiło się oznakowanie drogi rowerowej. Mając na względzie wzmożony ruch na DK7, DDR przyjąłem z ulgą. W ogóle musze się z uznaniem wyrazić o gdańskich drogach rowerowych, bo sądząc po tej, którą jechałem, mają sensowny przebieg i w dużej mierze wygodne nawierzchnie. Zaplanowana „za biurkiem” trasa wepchnęła mnie przez Długie Ogrody na samą gdańską starówkę. Przejechałem pusty o poranku Długi Targ i dalej na północ do Brzeźna. Droga dla rowerów tuż nad samym morzem zapewnia mnóstwo frajdy, zwłaszcza na pofalowaniach poprzedzających każde przejście dla pieszych (śmieszne, ale nie przykre uczucie). Dobra droga skończyła się wraz z przekroczeniem granicy Sopotu. Asfalt ustąpił miejsca polbrukowi, a przy drodze pojawiło się ograniczenie prędkości do 10 km/h dedykowane specjalnie dla rowerów. Absurd. Zrażony tym zawróciłem rower i tą samą drogą wróciłem do Mikoszewa.
Zaliczona gmina: Sopot (806)

Więcej zdjęć
Mapka:

Piaski

Niedziela, 24 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Piaski na Mierzei Wiślanej. Port
Piaski na Mierzei Wiślanej. Port © skaut

Dwa tygodnie spędzone z rodziną w Mikoszewie dało okazję do kilku rowerowych wycieczek po okolicy. Na pierwszy ogień poszła Krynica Morska jako jedna z niewielu już gmin przygranicznych, których nie miałem w swoim rapultarzyku. Wczesnoporanny przejazd raczej spokojny. Droga wojewódzka 501 wiedzie przez Jantar i Stegnę. Stegnę wspominam z ukończonego w 2014 r. ultramaratonu kolarskiego Włocławek – Stegna – Włocławek. Nie miałem wówczas czasu na zwiedzanie, którego teraz jest trochę więcej.
Uwagę zwraca przede wszystkim przecudnej urody kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Zbudowany przez protestantów w XVII w. od 1945 r. służy katolikom. Zewnętrzna, surowa szachulcowa szata kontrastuje z eleganckim przepychem barokowego wnętrza. Wzrok zatrzymuje się wpierw na głównym ołtarzu. Ozdobiony współczesnym obrazem odpowiadającym aktualnemu wezwaniu świątyni, kryje podobno ukrytą za nim kopię Caravaggia. Niestety nie dane mi było obejrzeć. Wygląd prezbiterium szpecą i to mocno: współczesna, chyba odlana z żywicy, figura św. Jana Pawła II i aktualna „dekoracja” ewangelizacyjna składająca się z planszy i styropianowych liter oraz współczesnej łodzi rybackiej. Odwracam wzrok i podziwiam wspaniałe organy i chyba najważniejszy zabytek: wielkie podsufitowe malowidło wykonane na płótnie o wymiarach 18 m x 35 m, co czyni je największym w Polsce obrazem. Tak udane plastyczne ukazanie Zmartwychwstania w otoczeniu innych scen robi na oglądającym olbrzymie wrażenie.
Dalsza droga wiedzie przez Sztutowo. Najpierw mijam wjazd na teren obozu śmierci oznaczony murem-pomnikiem, a następnie wjeżdżam do samej wsi. W Sztutowie spokojniej niż w Stegnie. Bardziej swojsko i rybacko – rolniczo. Przejeżdżam przez Kąty Rybackie i Skowronki, aby asfaltówką wijącą się przez lasy wjechać do Krynicy Morskiej. Przy wjeździe olbrzymi banner przestrzega przed dzikami będącymi problemem dla tego miasta. Jakby na ilustrację tego spostrzegam na środku drogi zewłok potrąconego warchlaka. Rzucam okiem na „plac centralny” z otwartym – poprzez port - widokiem na Zalew Wiślany i wspinam się (!) w kierunku Piasków. Początkowo niezły asfalt w miarę przybliżania się do granicy z Rosją robi się coraz bardziej wyboisty i nierówny. W Piaskach (Nowej Karczmie) rzucam okiem na niewielki port, przypatruję się reliktowej wydmie szarej i ruszam w drogę powrotną.
Od Sztutowa droga biegnie wzdłuż linii kolejki wąskotorowej. Tory mocno wyeksploatowane – ale w użyciu. Jeździ po nich Żuławska Kolej Dojazdowa będąca jedną z atrakcji Żuław. Realizuje kilka kursów dziennie na linii Sztutowo – Prawy Brzeg Wisły, a od święta także z Nowego Dworu Gdańskiego. Prowadzona przez Pomorskie Towarzystwo Miłośników Kolei Żelaznych działalność jest swojego rodzaju „rekonstrukcją” d. Gdańskiej Kolei Dojazdowej. Z sentymentem sięgam po „sieciówkę” z lat 1987/88 i odnajduję tożsame połączenie. Wprawdzie wtedy Stegna miała tylko dwie stacje: Stegna Gdańska i Stegna Morska, a Jantar – jedną, przy obecnych czterech(!), to bardzo raduje mnie widok poczciwego „rumuna” albo wagonu motorowego MBx-d2 na torach o rozstawie 750 mm. Z poznanych wąskotorówek obecnie funkcjonujących, ta na Żuławach najbardziej przypomina regularnego przewoźnika. To cieszy.
Zaliczona gmina: Krynica Morska (805)


Więcej zdjęć:
Mapka:

Do Torunia ciemną nocką

Piątek, 1 lipca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Na przełomie czerwca i lipca pojawiła się konieczność wyjazdu do Torunia. Dla odmiany, zamiast jak dotychczas samochodem, pojechałem na rowerze. Z Warszawy, zaraz po pracy, wydostałem się kolejką KM – dla uniknięcia mozolnego wydłubywania się z popołudniowego ścisku wielkiego miasta. Na początek trasy wyznaczyłem sobie Łowicz. Nie bawiąc się w podziwianie książęco-biskupiego miasta wyruszyłem dziarsko na północ, lokalną drogą przez Błędów i Karnków. Równy asfalt, znikomy ruch, ciepło to pierwsze wrażenia z jazdy. W Wejscu odbijam na zachód i trochę gorszą drogą docieram do Kiernozi. Na wjeździe (od wschodniej strony) mijam pałacowy park ogrodzony ceglanym murem, później kościół, w którego krypcie pochowano metresę Napoleona I - Marię Walewską. Środek rynku przyozdobiony rzeźbą dzika będącego symbolem miasta. Wyjazd na północ drogą 584, a następnie za Osmolinem znowu odbicie na zachód. Wąskimi lokalnymi drogami, a na dwóch odcinkach drogą polną i leśną dojeżdżam do Szczawina Kościelnego. Krótki postój pod sklepem na uzupełnienie wody w bidonie i dalej już DW573 do Gostynina. Droga niezłej jakości wiedzie w dużej części przez lasy parku krajobrazowego. W samym Gostyninie kiepskie drogi rowerowe wyłożone kostką i odgrodzone od jezdni wysokim krawężnikami. Wyjazd z miast też poprowadzony po DDR, która wraz z tablicą końca miejscowości ucina się jak od noża. Dziwna to logika, aby w terenie zabudowanym z obniżoną często dopuszczalną prędkością do 40 km/h wygania się rowerzystów na drogi dla rowerów, natomiast poza terenem zabudowanym muszą korzystać z jezdni, gdzie wyprzedzające pojazdy częstokroć przekraczają dopuszczalne 90 km/h. Gdy znalazłem się za Gostyninem zaczęło się zmierzchać. Drogą wojewódzką (DW265) wjechałem do Kowala już po ciemku. Na chwilę zatrzymałem się pod pomnikiem Kazimierza Wielkiego, ozdobionego na okoliczność EURO 2016 biało czerwonym szalikiem. Pomnik, jaki wystawili swojemu krajanowi Kowalowianie jest (podobno) największym w Polsce pomnikiem wykutym z jednego bloku granitu. Pokręciłem się z ciekawości po mieście i ruszyłem w dalszą drogę, w Gołaszewie zbaczając nieco w celach zaliczeniowo-gminnych. Do Brześcia Kujawskiego dotarłem tuż przed północą. Przejeżdżając obok gotyckiego kościoła św. Stanisława Biskupa zadumałem się nad zmiennością losów niektórych miast. Taki Brześć – kiedyś miasto książęce, stolica niewielkiego wprawdzie ale księstwa, które dało nam królewską, ostatnią gałąź trojga Piastów na wawelskim tronie licząc Władysława, Kazimierza i Jadwigę. Teraz małe senne miasteczko, nawet nie centrum Kujaw. Zdążyłem jeszcze kupić kawę na Orlenie, zanim załoga przystąpiła do liczenia dziennego utargu i wzmocniony tym napitkiem ruszyłem na ostatni odcinek trasy. Drogą wojewódzką [268] dojechałem do Wieńca, a następnie DW 252 i 266 do Aleksandrowa Kujawskiego. Nocny przejazd przez miasto i wyjeżdżam na starą „jedynkę”, czyli obecnie DK 91. Odcinek znany już i przejechany w ramach Wiślanej Trasy Rowerowej i BBT’14. Szerokie wygodne pobocze, ale asfalt miejscami pozostawiający wiele do życzenia. Około trzeciej po północy dojeżdżam na toruńskie Stawki i kładę się spać w mlecznym świetle przedświtu. Sobota przeznaczona na prace ogrodnicze i krótki wyskok na Stare Miasto. Powrót prawie pustym pociągiem PR.
Toruń. Panorama (02.07.2016)
Toruń. Panorama (02.07.2016) © skaut
Zdjęcia z wycieczki
Mapka:

Lasy Łukowskie (2)

Niedziela, 19 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Drugi dzień wycieczki przeznaczony był na powrót, a właściwy spokojny dojazd do Siedlec. Wstałem ze świtaniem, zrobiłem sobie poranną kawę i studiowałem mapy, a synek jeszcze spał w swoim śpiworze. Gdy słonko wzeszło już na dobre z namiotu wychyliła się blond główka i słodkim głosem spytała, czy może sobie pojeździć na rowerku. Zaskoczony byłem zupełnie, zwłaszcza, że wczoraj mieliśmy ze trzy poważne kryzysy u młodego rowerzysty. Ale czemu nie … . Po śniadaniu odwiedzili nas najpierw podleśniczy, wysłany chyba na przeszpiegi, a następnie sam Leśniczy we własnej osobie. Z lekką pretensją w głosie, dlaczego nie zapukaliśmy wieczorem, to dostalibyśmy pokój, łóżko, pierzynę. Ja na to, że główną atrakcją wyjazdu dla syna był właśnie nocleg pod namiotem. Po tych wyjaśnieniach jakoś się udobruchał, uśmiechnął pod wąsem i życzył dobrej drogi. A my zwinęliśmy majdan i podjechaliśmy do nieodległego kościoła na niedzielną mszę św. A potem to już prosta droga do Siedlec.
Domanice. Stary Dom
Domanice. Stary Dom © skaut

Na rozstaju koło Lipniaka zrobiliśmy sobie przerwę na obiad, a potem jeszcze tylko długi przejazd przez miasto na dworzec. Powrót koleją via Warszawa i późnym popołudniem zameldowaliśmy się w domu.

Zdjęcia:
Mapka:

Lasy Łukowskie (1)

Sobota, 18 czerwca 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
W połowie czerwca wybraliśmy się z synem na wycieczkę do Małopolski. Z Warszawy niedaleko. Pociągiem do Siedlec, tam przesiadka na pociąg do Terespola, wysiadamy w Łukowie i już. Ziemia Łukowska wyodrębniła się bowiem z historycznie wcześniejszej Ziemi Lubelskiej, a ta z historycznej Małopolski (Polonia Minor). Jest więc najdalej na północ wysunięta częścią tej ostatniej, nie ograniczonej do obecnych ram Województwa Małopolskiego w III RP. Nasza wycieczka była krótka, ale treściwa. Przede wszystkim pierwsza dla mojego syna. Taka prawdziwa, z nocowaniem pod namiotem i innymi atrakcjami biwakowymi. Po sprawnym przerzucie kolejowym wyładowaliśmy się na dworcu w Łukowie. Spieszno nam było do lasu, więc zwiedzanie miasta w upalne sobotnie popołudnie sobie darowaliśmy. Niecierpliwość młodszej części naszej dwuosobowej ekipy poskutkowała i tak nadłożeniem drogi, bo trafiliśmy nie w tę wyjazdówkę co trzeba. Po korekcie kursu na właściwy przez Zimną Wodę opuściliśmy miasto. Las powitał nas twardą szutrówką i cienistym chłodem. Stary to las, pamiętający jeszcze powstańców styczniowych i ks. Brzóskę, który ma w nim pomnik.


Mniej więcej w połowie dystansu, na rozstajach dróg zatrzymaliśmy się na kanapkę i króciutki odpoczynek, a potem kilka kilometrów przetoczyliśmy się asfaltem przez Gręzówkę. Za nią znowu do lasu. Drogi leśne i dukty mocno pozarastane i trudno było trafić w tę właściwą, wiodącą do upatrzonego wcześniej miejsca na biwak. Gdy już pokręciliśmy się nieco po lesie, pokonując niektóre odcinki na azymut, młody zaproponował bardziej cywilizowaną drogę, tzn. abyśmy przez pola dojechali do jakiegoś asfaltu i nim na biwak.
W Śmiarach Kolonii dostaliśmy się na ubity trakt i w promieniach zachodzącego słońca dojechaliśmy do Domanic. Leśne pole biwakowe znalazło się samo, bo jak przypuszczaliśmy musi być położone gdzieś koło leśniczówki. Było – dokładnie na jej tyłach. Przez nikogo nie niepokojeni i nie zaczepiani rozbiliśmy namiot, zrobiliśmy kolację, a nawet umyliśmy się bieżącą wodą pod kranem wystającym z ziemi. Po emocjonującym dla synka dniu nastał czas odpoczynku.
Zdjęcia:

Mapka: