Lasy Łukowskie (1)
Sobota, 18 czerwca 2016
· Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
W połowie czerwca wybraliśmy
się z synem na wycieczkę do Małopolski. Z Warszawy niedaleko. Pociągiem do
Siedlec, tam przesiadka na pociąg do Terespola, wysiadamy w Łukowie i już. Ziemia
Łukowska wyodrębniła się bowiem z historycznie wcześniejszej Ziemi Lubelskiej,
a ta z historycznej Małopolski (Polonia
Minor). Jest więc najdalej na północ wysunięta częścią tej ostatniej, nie
ograniczonej do obecnych ram Województwa Małopolskiego w III RP. Nasza
wycieczka była krótka, ale treściwa. Przede wszystkim pierwsza dla mojego syna.
Taka prawdziwa, z nocowaniem pod namiotem i innymi atrakcjami biwakowymi. Po
sprawnym przerzucie kolejowym wyładowaliśmy się na dworcu w Łukowie. Spieszno nam
było do lasu, więc zwiedzanie miasta w upalne sobotnie popołudnie sobie
darowaliśmy. Niecierpliwość młodszej części naszej dwuosobowej ekipy
poskutkowała i tak nadłożeniem drogi, bo trafiliśmy nie w tę wyjazdówkę co
trzeba. Po korekcie kursu na właściwy przez Zimną Wodę opuściliśmy miasto. Las
powitał nas twardą szutrówką i cienistym chłodem. Stary to las,
pamiętający jeszcze powstańców styczniowych i ks. Brzóskę, który ma w nim
pomnik.
Mniej więcej w połowie dystansu, na rozstajach dróg zatrzymaliśmy się na kanapkę i króciutki odpoczynek, a potem kilka kilometrów przetoczyliśmy się asfaltem przez Gręzówkę. Za nią znowu do lasu. Drogi leśne i dukty mocno pozarastane i trudno było trafić w tę właściwą, wiodącą do upatrzonego wcześniej miejsca na biwak. Gdy już pokręciliśmy się nieco po lesie, pokonując niektóre odcinki na azymut, młody zaproponował bardziej cywilizowaną drogę, tzn. abyśmy przez pola dojechali do jakiegoś asfaltu i nim na biwak.
W Śmiarach Kolonii dostaliśmy się na ubity trakt i w promieniach zachodzącego słońca dojechaliśmy do Domanic. Leśne pole biwakowe znalazło się samo, bo jak przypuszczaliśmy musi być położone gdzieś koło leśniczówki. Było – dokładnie na jej tyłach. Przez nikogo nie niepokojeni i nie zaczepiani rozbiliśmy namiot, zrobiliśmy kolację, a nawet umyliśmy się bieżącą wodą pod kranem wystającym z ziemi. Po emocjonującym dla synka dniu nastał czas odpoczynku.
Zdjęcia:
Mapka:
Mniej więcej w połowie dystansu, na rozstajach dróg zatrzymaliśmy się na kanapkę i króciutki odpoczynek, a potem kilka kilometrów przetoczyliśmy się asfaltem przez Gręzówkę. Za nią znowu do lasu. Drogi leśne i dukty mocno pozarastane i trudno było trafić w tę właściwą, wiodącą do upatrzonego wcześniej miejsca na biwak. Gdy już pokręciliśmy się nieco po lesie, pokonując niektóre odcinki na azymut, młody zaproponował bardziej cywilizowaną drogę, tzn. abyśmy przez pola dojechali do jakiegoś asfaltu i nim na biwak.
W Śmiarach Kolonii dostaliśmy się na ubity trakt i w promieniach zachodzącego słońca dojechaliśmy do Domanic. Leśne pole biwakowe znalazło się samo, bo jak przypuszczaliśmy musi być położone gdzieś koło leśniczówki. Było – dokładnie na jej tyłach. Przez nikogo nie niepokojeni i nie zaczepiani rozbiliśmy namiot, zrobiliśmy kolację, a nawet umyliśmy się bieżącą wodą pod kranem wystającym z ziemi. Po emocjonującym dla synka dniu nastał czas odpoczynku.
Zdjęcia:
Mapka: