Józefów PD

Poniedziałek, 28 sierpnia 2023 · Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Odebrałem kolarzówkę z serwisu. Nowy napęd (łańcuch i kaseta), nowy bębenek piasty tylnej, nowe linki przerzutek, nowe klocki hamulcowe. Rower przyszykowany na Maraton Północ-Południe. Chodzi jak złoto.

Nowa Ruda

Piątek, 19 maja 2023 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Udział w konferencji naukowej, organizowanej we Wrocławiu, dał mi okazję do trzydniowej wycieczki rowerowej po Dolnym Śląsku.
We Wrocławiu mieszkam w Ledigenheim, obecnie "Park Hotel" będącym częścią WUWA (Wohnung und Werkraum), wystawy z końca l. 20-ych XX w. poświęconej nowoczesnym tendencjom w budownictwie.
Wrocław. WUWA © skaut
Aż się wierzyć nie chce, że budynek jest z 1929 r. (!). Do dyspozycji mam 3-poziomowe mieszkanko, obejmujące przedsionek (I poziom), salon z aneksem kuchennym (II poziom) i sypialnię z łazienką (III poziom). Funkcjonalność rewelacyjna. Mimo upływu prawie 100 lat, budynek z powodzeniem mógłby uchodzić za współczesny.
Konferencja kończy się w piątkowe popołudnie, a ja godzinę później ubrany „w obcisłe” zmierzam przez to rozległe miasto ku jego zachodnim rogatkom.
Staram się unikać dróg krajowych i wojewódzkich. Lokalnymi drogami przejeżdżam obok wrocławskiego lotniska, a dalej przez Krzeptów, Skałkę, Bogdaszowice do Kostomłotów. Zdałem się na planowanie przy pomocy Garmin Connect, stąd na kursie pojawiają mi się nawet dość długie odcinki dróg polnych. Rower nie używany praktycznie od Bałtyk Bieszczady Tour 2022 daje radę.
Jest zimno.
W Kostomłotach robię sobie przerwę na posiłek. Za jadłodajnię służy mi sklep Żabka, gdzie kupuję kawę, zapiekankę i jeszcze muffina oraz banany na wynos. Niechcący wjeżdżam na krajówkę (DK5) przez węzeł na A4, ale na szczęście dość szybko udaje mi się odbić na Mleczków i dalej lokalnymi drogami jechać do Jaworzyny Śląskiej. W Jaworzynie jestem około szóstej po południu. Muzeum kolejowe niestety już się zamyka. Rzucam okiem na dworzec kolejowy i jadę dalej w kierunku Świdnicy. Na DW 382 dość spory ruch. Świdnica z kolei jakby wymarła. Dziwne, wszak to duże miasto. Rynek wyludniony. Cieszę oczy misternym zdobieniem drzwi kamienicy pod nr 25 (jak z Rivendell) i jadę dalej.

Świdnica. Rynek 25 © skaut

Wylot w kierunku Wałbrzycha bardzo szeroką i wygodną drogą dla rowerów wytyczoną wzdłuż DW379. Na Orlenie w Rusinowej, administracyjnie należącej już do Wałbrzycha zamawiam kawę. Dalsza jazda już po ciemku. Jest zimno, ale jedzie się niezwykle przyjemnie. Przez Jedlinę Zdrój zjeżdżam do Głuszycy. Dalej "tradycyjnie" DW 381 na południe. Piszę tradycyjnie, bo drogę tę przejeżdżałem rowerem już kilkukrotnie. Raz w ramach "Rajdu Dookoła Polski" w roku 2010, później na GMRDP w 2015 r. i 2019 r. 
Około północy zjeżdżam na nocleg w Nowej Rudzie do hotelu "Dwór Górny".

Nowa Ruda. Dwór Górny © skaut
Mapa:
Gminy: Kąty Wrocławskie (1388), Kostomłoty (1389), Udanin (1390), Jaworzyna Śląska (1391), Świdnica (1392), m. Świdnica (1393), Walim (1394), Jedlina-Zdrój (1395) i m. Nowa Ruda (1396)

Goworowo

Sobota, 25 lutego 2023 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Krótka, zimowa wycieczka po Goworowszczyźnie. Z Michałowa, tzw. "Nowego" jadę do Goworowa. Wieś, siedziba gminy zabudową przypomina miasteczko. Jest nawet coś na kształt rynku. Espresso i drożdżówka w cukierni Romanowskiego. To miejscowy potentat, największy pracodawca w gminie. Fabryka słodyczy i piekarnia pod Goworowem zaopatruje cukieterie i kawiarnie w Ostrołęce, Wyszkowie. Długosiodle i pewnie jeszcze gdzieś.
Po przerwie  ruszam w kierunku Wólki Brzezińskiej. Polną drogą, równoległą do Orza (rzeka) dojeżdżam do nasypu linii kolejowej Tłuszcz-Ostrołęka.
Usiłuję odnaleźć ślady po dawnym cmentarzu żydowskim.
Śladów nie ma.
Przed wojną ponad 90 % mieszkańców Goworowa to byli Żydzi. 
8 września 1939 r. Niemcy spalili miasteczko. Zamordowali ok 100 osób. Po włączeniu się Sowietów do ataku na Polskę,  większość Żydów Niemcy przegonili na sowiecka stronę kordonu.
Wracając do Michałowa zajeżdżam nad Orz we wsi Kółko i oglądam chylący się ku upadkowi młyn wodny z pocz. XX-wieku.
Podobno jeszcze w l. 90-ych XX wieku był sprawny i czynny.

Kunin Szlachecki. Młyn wodny © skaut

Mapa:





Kutno - Toruń

Piątek, 7 października 2022 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Doroczny jesienny i nocny wyjazd do Torunia. Tym razem lewym brzegiem Wisły, chociaż Wisły w ogóle nie widziałem. W piątkowe popołudnie wsiadam do pociągu wraz z rowerem i przemieszczam się do Kutna. Słynny dworzec w remoncie, chociaż ściślej trzeba napisać, że stacja w remoncie. budynek dworca ma to już za sobą.
Na dworcu ostatnie i jedyne zakupy: woda, pepsi, coś słodkiego. Wyjeżdżam z miasta. Dość szybko robi się ciemno. Jadę wąskimi, dobrymi i bardzo dobrymi asfaltami. Przez wioski albo bezludzia. Moja trasa biegnie równolegle do autostrady A1. Czasami wręcz po drogach serwisowych. \
Jedzie się bardzo przyjemnie. Ciepło, sucho, bezwietrznie. W nowej dla mnie gminie Łanięta robię pamiątkowe zdjęcie kościoła.

Łanięta. Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny © skaut
Dalej już drogami województwa kujawsko-pomorskiego. Częściowo moja trasa pokrywa się z trasą Bałtyk-Bieszczady Tour. Zarówno tegorocznego i tego sprzed dwóch lat, jak i tego z wcześniejszych edycji. Wtedy, gdy wjeżdżam na DK 91 i jadę nią do Torunia. Oczywiście jazda "pod prąd" trasy BBT. DK 91 ma wygodne, szerokie pobocze. Około północy jest prawie pusta. Wyprzedzają nie i wymijają nieliczne samochody. Około pierwszej wjeżdżam do Torunia. Melduję się na Stawkach i udaję na nocleg w warunkach polowych.

Mapka:
Gminy: Łanięta (1386) i Lubień Kujawski (1387).






Piotrawin

Niedziela, 19 czerwca 2022 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Wycieczka - pielgrzymka
Święty Stanisław poprosił mnie o odwiedziny. Przez cały rok mnie wspierał. Dyskretnie, po cichu ale bardzo skutecznie. Tak jak on to potrafi. Tak jak w serii książek Elżbiety Cherezińskiej o Władysławie Łokietku. Tej z "Koroną ..." w tytułach. Tam też mowa o nim to znaczy o bp. Stanisławie od czasu do czasu, albo nawet rzadziej. A cały czas jest. Tak, jakby patronował temu wszystkiemu, co się dzieje z udziałem "małego Króla. Nie ma już Stanisław swojego orędownika w osobie JP II, który przecież wcześniej, jako metropolita krakowski był jego następcą. A gdzie można udać się do bp. Stanisława? Oczywiście do Krakowa. Ale to zbyt oczywiste. Wawel, Skałka. Setki turystów, ścisk i zero sacrum.
Przypomniał mi się Piotrowin/Piotrawin. Piotrowin to nieboszczyk Piotr Strzemieńczyk, którego według podań miał wskrzesić Stanisław. I to wskrzesić nie w jakichś wzniosłych celach, ale na potrzeby procesu, w którym biskup był pozwanym. A sędzią był król Bolesław II. Chyba już wtedy i królowi i biskupowi "było nie po drodze". Biskup posądzony o zagarnięcie ziemi rycerskiej należącej wcześniej do owego Piotrowina nie miał na to dowodów. A wdowa wraz z sierotami nastawała na zwrot majątku. Król zdawał się być im przychylny. I w tym momencie bp Stanisław robi coś "fantastycznego" czyli wskrzesza Piotrowina. Ten świadczy na rzecz pozwanego biskupa. A skoro sam właściciel zeznał, że sprzedał ... . Proces wygrany. Tyle średniowieczne podanie. Jak tam było, trudno dzisiaj dociec, ale pozostały realne ślady tej historii w postaci wsi będącej wówczas przedmiotem sporu. We wsi noszącej nazwę Piotrawin jest średniowieczny kościół pod wezwaniem, a jakże św. Stanisława i gotycka kaplica, gdzie spoczywają szczątki Piotra Strzemieńczyka. Tam pojechałem. Nie pierwsza to wizyta w tym miejscu. Po raz pierwszy zawitałem tam pod wieczór, 26 lipca 2013 r. jadąc "Wiślaną Trasą Rowerową" z Baraniej Góry do Wisłoujścia. Wtedy, jak pamiętam, zmierzchało się, a mi spieszno było do Kazimierza Dolnego na nocleg.
Dzisiaj jest inaczej.
Wstaję skoro świt i przez Otwock, Karczew, Nadbrzeż i Glinę docieram do Góry Kalwarii. Dalej przez Warkę - ech te zakazy jazdy rowerem - Grabów nad Pilicą, Głowaczów i Pionki docieram do Zwolenia. Byłem już w nim w ramach "gminobrania" i dalsza część drogi w stronę Solca nad Wisłą będzie się częściowo pokrywała z ówczesną trasą. Tyle, że w odwrotnym kierunku. Jeżeli idzie o kierunek to jest on dzisiaj niekorzystny. To znaczy sam kierunek jazdy jest jaki jest. Natomiast wiatr jest południowy. Mocny i gorący. Jedzie się jakby w czeluść gorącej pieczary. Wytchnienie dają co jakiś czas lasy i cień drzew. No ale przecież to "pielgrzymka". Musi być wysiłek, musi być trudno i jest trudno. Od Solca na wschód. Przejeżdżam przez Wisłę po nowym (?) moście, a za mostem tylko kilometrów do Piotrowina. Zajeżdżam na niedzielną sumę. Kościół wewnątrz niewielki, porównując go ze współczesnymi obiektami sakralnymi. Dużo wiernych siedzi na ławkach wokół kościoła. Dołączam do nich i ja. Rower zostaje w cieniu pod drzewem. Jest chrzest. Chłopczyk otrzymuje imiona: Brajan Dawid. Hmmm. Po mszy, gdy wierni rozchodzą się szybciutko do domów zostaję na chwilę w kościele. Nie za długo, bo kościelny pobrzękuje kluczami. Jeszcze na chwilę do kaplicy-grobowca Piotrowina i powrót.
Piotrawin. Województwo Lubelskie. Kościół św. Stanisława. © skaut



Piotrawin. Województwo Lubelskie. Kościół św. Stanisława. Prezbiterium © skaut
Kazimierz Dolny - Puławy

Drogę powrotną zaplanowałem do Puław, skąd zamierzałem wrócić pociągiem. Prawym brzegiem Wisły jedzie się jak na patelni. Same pola uprawne i sady, które obsadzone niskopiennymi drzewkami nie dają cienia. Trudno. Przejeżdżam przez Wilków, gminę boleśnie doświadczoną przez wiślaną powódź w 2010 r. Na domku klubowym miejscowej drużyny piłkarskiej zaznaczono poziom wody powodziowej. Niewiarygodne!


  

LKS Wilki Wilków. Domek klubowy © skaut
Jako miłośnik najniższych klas rozgrywkowych w futbolu uwieczniam siedzibę LKS Wilki Wilków i naturalną suszarnię, w której schną stroje klubowe. Znaczy się płot z siatki, na którym troskliwy kierownik drużyn rozwiesił koszulki i spodenki.
LKS Wilki Wilków. Suszenie strojów klubowych © skaut
Jest nad wyraz gorąco. Czujnik w Garminie pokazuje 35,9 st. C. Zjeżdżam do Kazimierza Dolnego. Droga faktycznie prowadzi mocno w dół. Sam Kazimierz bardzo zatłoczony. W przydrożnej restauracji zamawiam obiad. Po obiedzie lawirując pomiędzy samochodami stojącymi w długaśnym korku wymykam się w kierunku Puław.
© skaut
Niepokoi mnie to, że według internetowego rozkładu jazdy nie mam wcale dogodnego połączenia. W myślach biję się z konceptem, czy aby nie jechać wprost do Dęblina? Na razie trzeba jednak dojechać do Puław. Za Bochotnicą zjeżdżam z głównej drogi i jadę "drogą dla rowerów" poprowadzoną wzdłuż wiślanego wału. Nie na szosówkę to droga. Nie będę się wycofywał z powodu byle telepania. Na szczęście opony "28" dają radę trochę to zamortyzować. Wjeżdżam do Puław obok dawnej posiadłości Czartoryskich. Decyduję się jednak zakończyć podróż na dworcu w Puławach. Sporo trzeba odbić od drogi na Dęblin, słynnej "Nadwiślanki". Na dworcu kasy biletowe zamknięte. W internecie brak miejsc dla podróżnych z rowerem. Czekam. Wreszcie przyjeżdża pociąg z Lublina do Dęblina. Prawie pusty! Wsiadam, kupuje bilet u konduktora. "Internet - internetem, a życie - życiem", kwituje moje pretensje o dezinformację w systemie sprzedaży biletów. Przyjemnie klimatyzowanym składem docieram do Dęblina, a stamtąd do Józefowa.
Wyjazd udany. Poza aspektem nazwijmy go "duchowym", prawie 100 km. pod wiatr potraktowałem jako trening - przetarcie się przed czekającym mnie Pierścieniem tysiąca Jezior. To już za dwa tygodnie!

Mapka:

Jabłonowo Pomorskie

Niedziela, 13 marca 2022 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki

Poranek w Toruniu

Świtało. Pod ścianami średniowiecznych kamieniczek przemykali ostatni imprezowicze. Niektórzy odziani nad wyraz lekko, bo tylko w samych koszulach. Ja czułem się "rześko", ubrany w cztery warstwy, kominiarkę i najcieplejsze zimowe rękawice. Ostre światło nisko zawieszonego słońca czyniło widoki porannego Torunia mocno kontrastowymi. W zależności od tego, czy patrzyło się ze słońcem, czy pod słońce. Gen. Haller na pomniku był jakby cieniem, gdy tymczasem kościół garnizonowy pysznił się czerwienią dachówek i cegieł.
Dworzec Toruń Wschodni jest cieniem swojej dawnej świetności. Budynek pozostał, ale wnętrze strasznie zapuszczone. Perony także. Chcąc nie chcąc przysłuchuję się rozmowom kolejarzy wracających z nocki. Odwykłem już dawno od tego toruńskiego "jo" wtrącanego do prawie każdego zdania.
Na peron 1 wtoczył się poczciwy EN57 w barwach Polregio. Wciągnąłem rower do przedziału dla "podróżnych z większym bagażem ręcznym". Modernizacja nie zrujnowała klasycznego podziału i wyposażenia tego zestawu. Były więc tradycyjne alumniowe ramki okien, tradycyjnie zacinające się w pozycji zamknięte albo otwarte (Z/O). Bez żadnych opcji pośrednich. Tak samo z ogrzewaniem. W środku buchało jak z piekarnika. Regulacja ogrzewania jest w tradycyjnym EN57 także w dwóch pozycjach Z/O. Było "O". Tak bardzo "O", że podłoga zdawała się być plastyczna, a wieloletni brud osiadły na ściankach sublimował tym niepowatarzalnym i niepodrabialnym aromatem dawnych czasów. W kącie przedziału drzemał młody chłopak w czarnym ubraniu pracownika ochrony. Zapewne też wracał "z nocki".

Wąbrzeźno

Lata całe nie jechałem tą linią. Z ciekawością chłonąłem widoki lasów, pół i zapuszczonych stacyjek. Nostalgiczną podróż pociągiem zakończyłem w Wąbrzeźnie. . Stacja wygląda jak stacja, która nie załapała się na program "Dworzec Polski" czy inny "Dworzec +". Popadająca w ruinę wieża ciśnień, zaniedbany budynek stacyjny, rozpadające się perony. Garmin zapiszczał, że jest w pobliżu początku kursu, więc ruszyłem. Wielkie silosy zbożowe na skrzyżowaniu i droga dla rowerów pociągnięta aż do samego miasta. Wąbrzeźno było na trasie mojego pierwszego ultra, to jest maratonu Włocławek - Stegna - Włocławek w 2014 r. Do miasta wtedy nie wjeżdżaliśmy. A ja dzisiaj, i owszem.

Wąbrzeźno. Ulica 1 Maja © skaut
Ciekawe. Takie solidne, powiatowe miasteczko średniowiecznej lokacji, z widocznymi śladami "poniemieckiego" rozwoju na przełomie XIX/XX w. Niektóre kamieniczki z pretensjami do secesyjnych pałacyków łódzkich czy zagłebiowskich przemysłowców. Takie mam skojarzenia. Rynek. Na ścianie jednej z kamienic odkrywka przedwojennej reklamy sklepu meblowego. Miasteczko ledwo się zaczęło, a już skończyło. Na rogatkach zatrzymuję się na orlenowską kawkę i kokosankę. Dalsza droga do Lisewa w trakcie modernizacji. Budują równolegle drogę dla rowerów. Zapowiada się solidnie. Asfalt. Dobra szerokość. Gdy tylko mogę korzystam, bo jest prawie na ukończeniu, choć jeszcze nie wyznakowana. Ruch samochodowy znikomy. Przed Lisewem przejeżdżam na autostradą A1. Mam wrażenie, że te współczesne budowle są jakby przeskalowane. Takie ponad ludzką miarę. Autostrada. Węzły drogowe, ekrany akustyczne i bardzo liczne wiatraki. Czuję się jak Guliwer w krainie olbrzymów.
Lisewo
Lisewo. Gmina, po którą przyjechałem. Ulicówka z zakrętem. Na zakręcie, na lekkim wzniesieniu kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Ładny. Gotycki z renesansowymi dodatkami (wieża). Za zakrętem urząd gminy. I tyle. Skręcam na północ i północny wschód. Teraz w tym kierunku będę jechał aż do Łasina. Wschodni wiatr przestał pomagać, teraz mam go pod prawy łokieć, jakby powiedzieli kolarze. Ja dzisiaj zupełnie nie kolarsko. Za to bardzo sakwiarsko. Dwa małe ortlieby na bagażniku, spodnie bojówki, ogólnoturystyczny polar i takaż kurtka. A buty mam bez bloków. Nawet mi się podoba. Nigdzie się nie spieszę. Zadzieram głowę i patrzę na liczne klucze dzikiego ptactwa ciągnące, tak jak i ja, na północny wschód. Ptaki są szybsze. Drogi bardzo boczne. Asfalty różnej jakości. Bardzo dobre, dobre i słabe. Na szczęście tych słabych jest mało. Zdarzają się odcinki szutrowe, ale takie klasy premium, tzn. utwardzone i wałowane, którymi nawet jeżdżą pekaesy. Przynajmniej są przystanki. Na jednym z nich, w obskurnej budce z blachy trapezowej robię przerwę śniadaniową. Podpinka kurtki wędruje na bagażnik. Zostanie na nim już do końca wycieczki.

Do Łasina
W Działowie szlak mojej dzisiejszej wędrówki odbija na północny wschód. Drogą wojewódzką 543 docieram do Błędowa, a dalej do Zielnowa. Za Zakrzewem wjeżdżam w krainę jezior Pojezierza Chełmińskiego. Nad jednym z nich - Jeziorem Kitnowskim w Kitnowie, a jakże, drewniany dwór wzniesiony na fundamencie starszego, murowanego.

Kitnowo. Dwór © skaut

Boguszewo. Stacja kolejowa © skaut

Niedługo potem Boguszewo i stacja kolejowa. Tylko jeden tor na linii Działdowo - Chojnice. Budynek stacji nieczynny. Obok pokolejowy budynek mieszkalny. Dalej droga prowadzi wschodnim brzegiem Jeziora Mełno. Miejscowi chlubią się do dziś, że jezioro "grało" w serialu "Pan Samochodzik i Templariusze". Podobnie zresztą jak zamek krzyżacki w nieodległym Radzyniu Chełmińskim. Za miejscowością Słup fantastyczny zjazd w głęboko wcięta w tym miejscu dolinę rzeki Osy. Następnie mozolna wspinaczka na przeciwległy stok. Dojeżdżam do Łasina. Nazwa tego miasta kojarzy mi się z dżemem. Pewnie dlatego, że w dzieciństwie półki toruńskich sklepów zapełnione były przetworami owocowymi z wyeksponowaną nazwą Łasin na etykiecie. Chwila odpoczynku pod kościołem o potężnej, monumentalnej wręcz ścianie frontowej. Z Łasina jadę na południe. Widowiskowy przejazd mostem prowadzącym przez zwężające się w tym miejscu jezioro Łasińskie. Teren mocno faluje.

Świecie nad Osą
Wjeżdżam od północy i od razu widać wyraźny kształt wczesnośredniowiecznego grodziska. Jest piękne.
Świecie nad Osą. Grodzisko © skaut
Od strony południowozachodniej prezentuje się mniej więcej tak, jak na zdjęciu powyżej.
Lokalnymi drogami dojeżdżam do znanej mi już DW 543. O tej porze, a jest wczesne popołudnie ruch całkiem spory. W drodze do Jabłonowa wyprzedza mnie i wymija sporo samochodów.

Jabłonowo Pomorskie
Zanim wjadę do miasta zbaczam w stronę dworskiego parku i kieruję się "na zamek". Zamek, a w zasadzie pałac w stylu angielskiego neogotyku wybudowano dla Narzymskich został zdewastowany i ograbiony przez Niemców w czasie I wojny światowej, a w Dwudziestoleciu sprzedany przez właścicieli Bankowi Rolnemu w Grudziądzu. Od banku pałac wraz z parkiem i majątkiem rolnym kupiła Matka Maria Karłowska, założycielka Zgromadzenia Sióstr Pasterek od Opatrzności Bożej. Od 1933 jest siedzibą tego Zgromadzenia. Niestety z przerwą na lata okupacji, gdy pałac zajęli Niemcy urządzając z nim obóz "zniemczenia" dla Polaków z Ziemi Chełmińskiej. Siostry wróciły do niego 1 marca 1945 r.

Jabłonowo. Zamek © skaut

Wjeżdżam do sennego Jabłonowa. Korzystam z tego, że do pociągu mam sporo czasu. Posilam się na Orlenie, robię zakupy na drogę i jadę na stację. Stacja, a ściślej budynek dworca  w stanie zaniedbania graniczącego z dewastacją. Czekam na peronie w promieniach zachodzącego przedwiosennego słońca. Jeszcze mała przygoda z wejściem do pociągu. Drzwi do mojego wagonu akurat były popsute. Wsiadam do sąsiedniego i wąskim korytarzykiem w EZT Flirt przeciskam się na "swoje" miejsce". 

Jabłonowo Pomorskie. Stacja kolejowa © skaut

Wycieczkę uważam, za całkiem udaną. Długi, prawie 100-kilometrowy przejazd z sakwami wczesną wiosną, czy raczej przedwiośniem zawsze cieszy. W dodatku udało się poprawić bilans gminny w "moim" województwie kujawsko-pomorskim.

Mapka:
Gminy: Płużnica (1351), Lisewo (1352), Łasin (1353), Świecie nad Osą (1354), Książki (1355) i Jabłonowo Pomorskie (1356)

Ze Starego Torunia do Torunia

Sobota, 12 marca 2022 · Komentarze(0)
Wieczorny powrót z Górska do Torunia.
Trochę inny wariant trasy niż rano. Trzymam się bliżej prawego brzegu Wisły. Jadę przez Stary Toruń, Szosą bydgoską, ul. Broniewskiego. Na rynku pomnik Mikołaja Kopernika udrapowany szarfą w ukraińskich barwach narodowych. Wiadomo dlaczego. Od trzech tygodni Ukraina walczy z rosyjskim najazdem. Tu: taki mały gest poparcia.

Toruń. Pomnik Mikołaja Kopernika © skaut




Mapka:

Górsk

Sobota, 12 marca 2022 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
Ulica Mickiewicza.
Chociaż to prawie połowa marca, ranek zaczyna się delikatnym mrozem. Sobota rano na toruńskim Nowym i Starym Mieście. Puste ulice. Ostre słońce. Wałami Gen. Sikorskiego docieram do ul. Mickiewicza. Jakaś taka mała mi się wydaje. Z dzieciństwa i młodości pamiętam ją jako prestiżową ulicę Torunia. Wysokie kamienice z pocz. XX-wieku w ciągłej zabudowie, liczne sklepy, dyrekcja Lasów Państwowych, akademiki. Wszystko to dawało wrażenie rozmachu, jakiego nabrał Toruń po wyjściu poza granice murów miejskich. W PRL przez wiele lat Mickiewicza chodziły pochody pierwszomajowe. Aż do lat 80-ych, gdy przeniosły się na ul. Dzierżyńskiego (ob. ul. Chełmińska).
Teraz gdy wracam do Torunia po prawie 30 latach nieobecności, Mickiewicza wydaje mi się wąska. Taka jakby nieistotna.
Szosa Bydgoska
Od skrzyżowania z ul. Reja wszystko po staremu. Moje przedszkole, czerwone pruskie koszarowce od lat służące za mieszkania. Park. Tylko stadion żużlowy w innym miejscu. Dawny Merinotex. Oczyszczalnia ścieków, którą zbudowano zanim się z Torunia, nie wyprowadziłem. Po Polchemie nie ma śladu. Za zjazdem w kierunku d. Towimoru, a obecnie Kościoła NMP Gwiazdy Nowej Ewangelizacji, szkoły wyższej i tego wszystkiego, co pobudował tam przedsiębiorczy redemptorysta, wjeżdżam na drogę dla rowerów. Biegnie równolegle do Szosy Bydgoskiej aż do Przysieka.
Przysiek - Rozgarty - Górsk
Pierwsze skojarzenie, jakie nazwy tych wsi budzą to - szkoła podstawowa. Do mojej podstawówki uczęszczały dzieci z tych wsi. Przyjeżdżały rano autobusami szkolnymi i popołudniu były, pod opieką nauczycieli ze szkoły, odwożone do domu. W drugiej połowie l. 70-ych XX w. nie było u nich tzn. w Przysieku, Górsku i Rozgartach szkoły. Nie wiem, kiedy ją w końcu wybudowano. Ja z całego okresu szkoły podstawowej pamiętam "dojeżdżających", jak wtedy nazywano oficjalnie tych uczniów. Nieoficjalnie nazwy były bardziej stygmatyzujące, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli. U nas w 11 SP nazywaliśmy ich "bambrami". Można powiedzieć, że w tej nazwie, pejoratywnej w zamierzeniu, był jakiś cień szacunku - przez odwołanie się do gwary wielkopolskiej, gdzie w pierwszym znaczeniu znaczy to tyle co "bogaty chłop". Dzieci z sąsiedniej 22 SP, którą od naszej dzielił tylko chodnik, nie były już tak subtelne. Dla nich wszyscy, chodzący do "jedenastki" w tym także my, mieszkający "na Gagarina" w Toruniu, byliśmy "wieśniakami". Nie wiem skąd takie klasowe rozróżnienia i idąca za tym wzgarda. Zwłaszcza, że do "dwudziestej drugiej" chodziły robotnicze dzieci z os. Fałata. Ich rodzice na ogół pracowali właśnie w pobliskim Merinotexie, Polchemie, Towimorze i Toruńskim Przedsiębiorstwie Budownictwa Ogólnego.
Teraz wszystko się odwróciło. Wsie te stają lub stały się już się prestiżowymi przedmieściami Torunia. Budują się w nich torunianie, szukający świeżego powietrza, własnego kawałka trawnika i tego wszystkiego, co wiąże się z zabudową jednorodzinną.
Za Rozgartami skręcam na południe i drogą wśród pól dojeżdżam do tzw. Starego Torunia. Góruje nad nim barkowy kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Teraz katolicki, do 1945 r. ewangelicki. Był przez protestantów zbudowany, a po Potopie Szwedzkim odbudowany. Bo przed II wojną światową był Górsk kolonią niemiecką. Tak przynajmniej o nim pisał Orłowicz w swoim "Przewodniku po Województwie Pomorskim" w wydaniu z 1924 r.
A o samym kościele pisał tak:
"Od frontu ma kościół niską wieżę. Stoi on prawdopodobnie na miejscu pierwotnego kościoła w Starym Toruniu, gdyż wzgórze jakie zajmuje jedyne w całej nisko położonej okolicy było wolne od powodzi. sufit kościoła z desek ma malowidła figuralne z 1694 r. Ołtarz renesansowy z końca XVII w. w 1912 odnowił obrazy, sklepienia, ołtarz, ambonę i organy, malarz Fahlberg z Berlina."
Teraz wygląda to mniej więcej tak:
Górsk. Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego © skaut
Katolickie akcenty obecne teraz w prezbiterium to obrazy św. Jana Pawła II i bł. Jerzego Popiełuszki, który w Górsku został zdradziecko pojmany przez oprawców z SB i dla którego zaczęła się na szosie Bydgoszcz - Toruń via dolorosa zakończona śmiercią. Z lewej strony prezbiterium błogosławi nam Jezus Miłosierny z widzenia św. Faustyny.
Kościół "uroczy". Mimo współczesnych akcentów czuć w nim historię i klimat dawnych wieków.

Mapka:




Toruń

Piątek, 11 marca 2022 · Komentarze(0)
Kolej, najbardziej przyjazny rowerzystom środek transportu publicznego potrafi pokazać czasami niemiłe oblicze. Pociąg do Torunia wtoczył się na dworzec Warszawa Wschodnia z opóźnieniem. Miejsca na rowery nie było. Zgodnie z regulaminem przewozu ... umieściłem swojego speca na ostatnim pomoście, obok kolarzówki drugiego z pasażerów podróżującego z rowerem. Wejście tym pomostem do wagonu prawie niemożliwe. W czasie jazdy odczuwalnie spadała temperatura w przedziale i, jak się okazało, w całym wagonie. Próby regulacji "wajchą" nic nie dawały. w pewnym momencie konduktor zaproponował pasażerom zajęcie miejsc w innych wagonach, także 1 klasy. Zrezygnowałem z uwagi na pozostawiony na końcu wagonu rower. Odziany jak na dwór, w polar, kurtkę, czapkę i rękawiczki dojechałem do Torunia. W międzyczasie odebrałem telefon z hostelu z pytaniem, o której zamierzam przybyć, bo zamykają o 21ej. Dali się jakoś uprosić, aby poczekali  z zamknięciem. Aby nie nadużywać uprzejmości "sprintem" przemknąłem ul. Kujawską, mostem i przez miasto na ul. Prostą, gdzie do niedzieli będzie moja baza.

Mapka:

Warszawa DP

Piątek, 11 marca 2022 · Komentarze(0)
Dziś dojazd do pracy niby taki sam jak zawsze, ale jednak trochę inny. Rower z sakwami, w nich najpotrzebniejsze rzeczy na weekendową wycieczkę po Ziemi Chełmińskiej.