Mały Piękny Wschód

Sobota, 28 kwietnia 2018 · Komentarze(1)
Kategoria Rajdy
Piękny Wschód ładna nazwa, nieprawdaż? Wymowna, wieloznaczna, trochę tajemnicza. Ukrywa się pod nią ultramaraton kolarski organizowany od kilku lat w Parczewie i poprowadzony po drogach Lubelszczyzny. Trochę o nim słyszałem, trochę czytałem, ale jakoś nie było okazji do wzięcia udziału. Wreszcie w tym roku zamiar się zrealizował. Zgłosiłem się w zasadzie ad hoc, wiedząc, że na wiosenny brevet w Pomiechówku i W(y)prawkę Kaszubską nie mam czasu w kalendarzu. Akurat na ostatni weekend kwietnia znalazło się okienko i można było ruszyć. No z tym ruszeniem to może przesada, bo na teoretycznie nieodległe miejsce startu dotarłem już po północy. W bazie maratonu, skromnym budyneczku parczewskiego MOSiR'u powitał mnie tylko jeden z uczestników - był to Kurier ćmiący papieroska przed wejściem. Reszta zawodników spała a to po hotelach, a to na sali gimnastycznej tegoż MOSiR'u jak również w namiotach i samochodach. Poinstruowany przez Kuriera podpisałem listę uczestników, w trybie samoobsługi pobrałem numer startowy wraz z kompletem agrafek, podpisałem oświadczenie o odpowiedzialności cywilnej i udałem się na spoczynek - do własnego namiotu. Na szczęście 2-osobowa Lima rozbija się błyskawicznie, wystarczyło tylko wsunąć się do śpiwora i odpłynąć w sen. Spałem za krótko, a to powodu krakania wron, które obsiadły okoliczne drzewa. Nie widząc nadziei na przedłużenie snu wygramoliłem się z namiotu i niespiesznie, tak jak lubię, zacząłem sposobić się do startu. A zapisałem się na krótki "juniorski" dystans 250 km nie będąc na początku sezonu za bardzo objeżdżony na szosie. Czasu było sporo, więc do pierwszego śniadania zasiadłem jeszcze w piżamie. I w takim stroju przydybał mnie Hipek już gotowy do startu na 500 km. Wyczułem nawet lekką przyganę co do braku gotowości startowej z mojej strony, więc jak uczniak przyłapany na poście zacząłem coś dukać, że jeszcze czas, że ja tak na krótszy dystans ... . W każdym bądź razie czasu miałem wystarczająco na poranny prysznic, drugie śniadanie, małe zakupy w pobliskiej stokrotce, skręcenie kolarzówki przywiezionej w bagażniku, pokibicowanie startującym na długim normalnym dystansie. Na koniec wcisnąłem się w strój kolarski. Coś przyciasny po zimie się zrobił. Wreszcie pora startu. Startuję w pierwszej grupie z tej racji, że wzorem BBT tu też są kategorie solo i open, a "soliści" jadą jako pierwsi. Zapisałem się na tę kategorię, bo chciałem zobaczyć jak to jest. Pobranie lokalizatorów od Roberta Janika, ustawienie na linii startu i już. Zaczęła się jazda. Grupka startowa nie tyle regulaminowo, co chyba intencjonalnie i z uwagi na różne cele startujących rozpadła się jeszcze na ulicach Parczewa. W każdym bądź razie na drodze wojewódzkiej nr 819 zostałem sam. Ruch niewielki, asfalt zaskakująco równy i tylko jedna przeszkoda w drodze do mety. WIATR. Mocny jak cholera południowy wiatr wiejący prosto w twarz. Trasa maratonu, gdy na nią spojrzeć to taka ósemka, której oba prawe brzuszki wyciągały się na południe. Ale co mi tam, wiatr nie pomaga, ale stokroć wolę słoneczną pogodę niż deszcz. Pierwszą część trasy, do punktu kontrolnego w Krasnymstawie pokonuję na spokojnie. Podziwiam krajobrazy, z zadziwieniem patrzę na kopalnię Bogdanka wyrastającą nagle spośród pól rzepaku. Taka lubelska Fujijama. Na podjeździe za Rejowcem wyprzedza mnie grupka "open". Któraś z zawodniczek na widok mojego stroju (Randonneurs Polska) wola do mnie "Pan Brevet".
Wreszcie Krasnystaw. Punkt kontrolny w szkole, nieco na uboczu. Trzeba było zjechać z trasy. Ciepły posiłek, chyba jakiś żurek, batony, picie. Staram się nie przedłużać pobytu i po ok. 20 minutach jadę dalej. Nie ma czasu na zwiedzanie, choć miasto - historyczne. To tu hetman Zamoyski więził arcyksięcia Maksymiliana po bitwie pod Byczyną. Z miasta wyjeżdżam sam. Stan asfaltów nieco się pogarsza. Wreszcie we wsi Staw Noakowski trasa zmienia kierunek na północny i północno-zachodni. Niestety wiatr jakby stracił na sile i to, co zabrał do południa już nie oddał.
Kolejny punkt kontrolny jest w Żółkiewce. Słaby, bo tylko pieczątka w karcie kontrolnej. Poczęstunek i woda jeszcze nie dojechały (!). Zmuszony jestem, podobnie jak i inni uczestnicy, uzupełnić zapasy w pobliskim markecie. Dalsza jazda bardzo przyjemna. Dopisuje słoneczna pogoda, oczy cieszą zielone pola.
W Pilaszkowicach podziwiam ładnie położony, na wzgórzu przy drodze, drewniany kościół. W Podzamczu - bramę pałacową, a w Minkowicach drewniany budynek stacji kolejowej, jakby przeniesiony z głębi Rosji. Gdzieś twych okolicach pojawia się jakiś miejscowy szosowiec, proponując koło. Ze śmiechem odmawiam, tłumacząc, że startuję w kategorii bez wsparcia. Wrażenie robi Łęczna. Równiutkie ulice, kwietniki, stadion piłkarski. Znać pieniądze "z węgla". Gardzienice przywodzą na myśl wspomnienie o tutejszym Ośrodku Praktyk Teatralnych i furorę jaką robił w latach 80-ych XX wieku wśród nieco zmanierowanej i znudzonej miejskiej publiki. Dla mnie "Żywot Protopopa Awakuma" wystawiony na toruńskim "Kontakcie" był pozytywnym odkryciem.

Pilaszkowice (lubelskie). Kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa © skaut

Mełgiew Podzamcze (lubelskie); Brama do pałacu Stoińskich © skaut



Minkowice. Stacja kolejowa © skaut
Ostatni punkt kontrolny na trasie jest na 223 km w Dąbrowie, na trawniku przy Orlenie. Częstuję się kanapką, uzupełniam bidony i ruszam na ostatni odcinek. Przejeżdżam obok miejscowych "kurortów" zlokalizowanych na Pojezierzu Łęczyńsko -Włodawskim. Zapada zmierzch, a potem noc. Przy świetle lampek wjeżdżam do Parczewa i melduję się na mecie. Jeszcze tylko medal, certyfikat (!) ukończenia wyścigu i uścisk ręki Pana Włodka - organizatora i kierownika całej imprezy. Podsumowując: w klasyfikacji generalnej zająłem 46 miejsce na 72 startujących i 66 finiszerów. W kat. Solo byłem 6 na 10 startujących i 9 zawodników, którzy ukończyli. Jak na mnie całkiem dobrze, zważywszy, iż była to pierwsza jazda w tym roku na dystansie powyżej 200 km. Ogólnie maraton przypadł mi do gustu ze względów krajobrazowych. Jeżeli czas pozwoli, w przyszłym roku pojadę na 500 km. 
[Dystans i czas przejazdu wg pomiaru organizatora]


Piękny Wschód 2018. Na mecie © skaut







Zaliczone gminy: Parczew (926), Dębowa Kłoda (927), Sosnowica (928), Ludwin (929), Puchaczów (930), Cyców (931), Siedliszcze (932), Rejowiec Fabryczny (933), m. Rejowiec Fabryczny (934), Rejowiec (935), Krasnystaw (936), m. Krasnystaw (937), Izbica (938), Nielisz (939), Rudnik (940), Żółkiewka (941), Rybczewice (942), Piaski (943), Mełgiew (944), Łęczna (945), Uścimów (946).

Komentarze (1)

Hipek żadnej, ale to żadnej przygany w głosie nie miał, ani mieć nie zamierzał! Po prostu zapomniałem, że niektórzy mają tak dobrze i mogą się jeszcze poszwędać czekając na swój czas.

A wiatr dawał z siebie ile mógł, brr...

Hipek 08:02 poniedziałek, 6 sierpnia 2018
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!