Józefów (DPD)
Poniedziałek, 9 stycznia 2017
· Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Po tygodniowej przerwie - znowu na rowerze do pracy. Jeżeli idzie o "termikę" przejazd bez zastrzeżeń. Panujący na dworze mróz nie był w stanie przebić się przez trzy, a na tułowiu cztery warstwy ubrania. Chłód czułem jedynie tam, gdzie tych warstw było mniej, tj. w stopy i dłonie. Gorzej było z warunkami drogowymi, gdyż o ile "główne" drogi czarne, to boczne, którymi głównie się poruszałem pozostawiały wiele do życzenia. Głównie chodzi o jęzory lodowe i pseudokoleiny wyżłobione wcześniej w śniegu, a następnie zamarznięte na kamień. Najgorzej jednak było na drodze dla rowerów na Wale Miedzeszyńskim. Tragedia. Przetarta droga była dopiero na Moście Siekierkowskim i dalej wzdłuż Trasy. Z powrotem wybrałem się na tym odcinku "serwisowką" po drugiej stronie ulicy i była to dobra decyzja. Przynajmniej w odniesieniu do tych odcinków, gdzie była jezdnia. Tam, gdzie jezdnia się kończyła, zaczynał się koszmar mikromuld wyżłobionych stopami ludzi i łapkami piesków. a także kolein po rowerach. Wszystko to ultrazamarznięte.
Temperatura zewnętrzna miała istotny wpływ na wyczerpanie się baterii w garminie. Sygnalizował mi niski poziom już w drodze do Warszawy, a z powrotem, na 5 km od domu zgasł. Resztę dystansu porachowałem przy pomocy endomondo.
No i zaliczyłem glebę. Już w Falenicy na Włókienniczej wjechałem w koleinę, a próba skontrowania kierownicą wymuszonego toru jazdy zakończyła się upadkiem (mimo kolcowatych opon).
Najgorszy był jednak smog. Gdyby o tym nie mówili tak dużo, to pewnie traktowałbym "goryczkę" w ustach jako normalność. Teraz mi to jednak zaczęło przeszkadzać. Na kolejne rowerowanie przyjdzie pora, gdy nie będę widział, czym oddycham.
Temperatura zewnętrzna miała istotny wpływ na wyczerpanie się baterii w garminie. Sygnalizował mi niski poziom już w drodze do Warszawy, a z powrotem, na 5 km od domu zgasł. Resztę dystansu porachowałem przy pomocy endomondo.
No i zaliczyłem glebę. Już w Falenicy na Włókienniczej wjechałem w koleinę, a próba skontrowania kierownicą wymuszonego toru jazdy zakończyła się upadkiem (mimo kolcowatych opon).
Najgorszy był jednak smog. Gdyby o tym nie mówili tak dużo, to pewnie traktowałbym "goryczkę" w ustach jako normalność. Teraz mi to jednak zaczęło przeszkadzać. Na kolejne rowerowanie przyjdzie pora, gdy nie będę widział, czym oddycham.