Góry MRDP (3)
Poniedziałek, 24 sierpnia 2015
· Komentarze(2)
Kategoria Ultramaratony
Rześki poranek
Mój towarzysz podróży - Paweł z pytającym wzrokiem:
Cola i lody … no nie wiem, czy to dieta odpowiednia dla takiego sportowca. Powodzenia na dalszej drodze (12:43)
Beskidy
Z Istebnej pod górkę a potem już płyniesz do Wisły już ponad połowa dystansu. Leć … Do mety już blisko już z górki Pzdr (16:13)
Górny Śląsk
„Odbudowałem się”, chociaż spaliśmy
tylko 4 godziny. Solidne śniadanie i o 05:30 znowu w trasę. Jest przepięknie,
chociaż pieruńsko zimno. Przed Witowem wyprzedza nas dwóch zawodników, ale
ponieważ po odpoczynku wróciła moc, nie puszczam koła i ciągniemy z nimi (40
km/h), aż do Jabłonki. Na światłach w Czarnym Dunajcu sympatyczna pogawędka we
czwórkę i wspólne narzekanie na zimno. Jest 4,5 st. C, a uczucie zimna potęgują
mgły snujące się nad pustaciami Piekielnika i tutejszych torfowisk. Panowie
zatrzymali się na Orlenie w Jabłonce, a my pociągnęliśmy przez Zubrzycę na
Krowiarki. Paweł swoim tempem, ja swoim. Byłem na górze chwilę po nim, a zegar
wskazywał 08:00, gdy zamawialiśmy w budce BPN gorącą herbatę z dużą ilością
cukru. Wdaję się z panią z budki w dywagacje na temat przebiegu granic gmin:
Zawoja, Jabłonka i Lipnica Wielka na Krowiarkach, a wcześniej szokuję Pawła
objeżdżając całą polanę kolarzówką.
Orawa (Góry MRDP'14)© skaut
Zjazd do Zawoi początkowo ryzykowny,
po dziurach. Dalej już po ładnym asfalcie. Jeszcze tylko podjazd pod Przełęcz
Przysłop (661 m), później „z górki” do Stryszawy.
Punkt kontrolny nr 7 (547,7 km) zaliczony o 09:29. Wjeżdżamy na DW 946 i znów widzę kolej transwersalną. Robimy postój na przystanku. Trzeba zdjąć ciepłe ubrania. Zrobiło się naprawdę bardzo gorąco. W czasie przebieranki dojeżdża do nas niewidziany od dwóch dni Endriu68. Puszcza się w dalszą drogę, my kilka minut po nim.
Zakaz ruchu
Punkt kontrolny nr 7 (547,7 km) zaliczony o 09:29. Wjeżdżamy na DW 946 i znów widzę kolej transwersalną. Robimy postój na przystanku. Trzeba zdjąć ciepłe ubrania. Zrobiło się naprawdę bardzo gorąco. W czasie przebieranki dojeżdża do nas niewidziany od dwóch dni Endriu68. Puszcza się w dalszą drogę, my kilka minut po nim.
Zakaz ruchu
W Kurowie na naszych oczach zamykają drogę, co wygląda w ten
sposób, że stawiają znaki zakaz ruchu i tablice informujące o objazdach.
Puszczam kokieteryjnego sms’a do „relacji na żywo:
Uwaga zawodnicy za nami ( są jeszcze tacy?). W Kurowie zakaz ruchu. Uszkodzony most. Dla pieszych i rowerzystów nowiusieńka kładka. Zignorować zakaz ruchu i objazd za Stryszawą (2015.08.24 - 11:19)
Uwaga zawodnicy za nami ( są jeszcze tacy?). W Kurowie zakaz ruchu. Uszkodzony most. Dla pieszych i rowerzystów nowiusieńka kładka. Zignorować zakaz ruchu i objazd za Stryszawą (2015.08.24 - 11:19)
Mój towarzysz podróży - Paweł z pytającym wzrokiem:
Kurów - Zakaz ruchu (Góry MRDP'14)© skaut
W Jeleśni nie jest nam dane dojechać do zabytkowej
karczmy w „centrum”. Zatrzymujemy się pod sklepem, gdzie energetyzuję się colą
i lodami. Relacja na żywo ma swoje ciemne oblicze (totalnej inwigilacji), bo po
chwili dostaję sms’a od koleżanki z pracy:
Cola i lody … no nie wiem, czy to dieta odpowiednia dla takiego sportowca. Powodzenia na dalszej drodze (12:43)
Beskidy
„Sportowiec” z kolegą Pawłem ruszają więc dalej. Jazda przez Sopotnię
Małą uciążliwa ze względu na remont drogi – budowę wodociągu i
kanalizacji. Krótki podjazd na Przełęcz U Potoka (613 m) za Sopotnią, a później
raczej z górki do nomen omen Węgierskiej Górki. A tam wypadek, a jak wypadek to mamy przed sobą gigantyczny
korek na drodze.
Wyglądało to tak, jakby samochód (osobówka) zjechał na przeciwległy pas, uderzył w latarnię, która złamawszy się spadła na dach sąsiedniego domostwa, łamiąc mu więźbę dachową. Korek długi na kilka kilometrów. Początkowo policjanci i strażacy nie chcą nas przepuścić, ale argument Pawła o udziale w wyścigu działa. Puszczają. Chwilowy postój na stacji Slovnaft. Picie. Dużo picia. Moczę bandankę w zimnej wodzie i taka „chłodnicę” zakładam pod kask. Podjazd przez Szare. Dopóki jest asfalt jadę. Płyty betonowe przechodzę. Kawałek kostki dalej też. Dojeżdżam do karczmy „Ochodzita”, gdzie z Pawłem spożywamy bardzo obfity obiad. Cena taka jak w Zakopanem, ale jest tego 5 razy więcej. Jest przed trzecią po południu, gdy ruszamy dalej. W Koniakowie dogania nas zawodnik nr 20 (Wiciu). Zjazd do Istebnej, gdzie o 15:39 melduję zaliczenie PK8 (612,8 km). Podjazd pod Kubalonkę idzie nieźle, a u góry dopada mnie SMS od Darka:
Wyglądało to tak, jakby samochód (osobówka) zjechał na przeciwległy pas, uderzył w latarnię, która złamawszy się spadła na dach sąsiedniego domostwa, łamiąc mu więźbę dachową. Korek długi na kilka kilometrów. Początkowo policjanci i strażacy nie chcą nas przepuścić, ale argument Pawła o udziale w wyścigu działa. Puszczają. Chwilowy postój na stacji Slovnaft. Picie. Dużo picia. Moczę bandankę w zimnej wodzie i taka „chłodnicę” zakładam pod kask. Podjazd przez Szare. Dopóki jest asfalt jadę. Płyty betonowe przechodzę. Kawałek kostki dalej też. Dojeżdżam do karczmy „Ochodzita”, gdzie z Pawłem spożywamy bardzo obfity obiad. Cena taka jak w Zakopanem, ale jest tego 5 razy więcej. Jest przed trzecią po południu, gdy ruszamy dalej. W Koniakowie dogania nas zawodnik nr 20 (Wiciu). Zjazd do Istebnej, gdzie o 15:39 melduję zaliczenie PK8 (612,8 km). Podjazd pod Kubalonkę idzie nieźle, a u góry dopada mnie SMS od Darka:
Z Istebnej pod górkę a potem już płyniesz do Wisły już ponad połowa dystansu. Leć … Do mety już blisko już z górki Pzdr (16:13)
Pyszny zjazd do Wisły. Jest poniedziałkowe popołudnie,
na drodze ruch znikomy. Do Goleszowa jedziemy w zasadzie równym tempem. W
Bażanowicach robimy zakupy. Długo to trwało, a mnie w dodatku dopadły sensacje
żołądkowe. Nurkuję w krzaki nad pobliską rzeczką i zostawiam w nich obiad z
Ochodzitej. Dalej staram się pilnować dyscypliny jazdy. Cieszyn przemykamy w miarę sprawnie,
jak na stosunkowo duże miasto.
Górny Śląsk
Zatrzymujemy się dopiero na BP w Jastrzębiu
Zdroju, ze względu na konieczność wymiany baterii w gps’ie. Mając w pamięci kryzysową
niedzielę i dający o sobie znać żołądek postanawiam dociągnąć do Raciborza, aby
tam zalec na jakiś sensowny odpoczynek. Przez telefon rezerwuję nocleg w
przydrożnym motelu. Recepcjonistka trochę mityguje się, bo ma tylko pokój z
podwójnym łóżkiem, ale ani mi, ani Pawłowi to nie przeszkadza. Paweł decyduje
się bowiem zatrzymać razem ze mną. Do Raciborza wjeżdżamy już po zmroku. Trochę
irytują ścieżki rowerowe i zakaz jazdy rowerem w Jastrzębiu oraz Wodzisławiu.
Ktoś nas nawet otrąbił. Nie pamiętam już, czy jakoś nerwowo zareagowałem, czy
też 600 km w nogach już mnie znieczuliło na takie zaczepki. Przed spaniem
jeszcze kolacja w McD. „Małżeńskie” łóżko okazało się całkiem wygodne. Jest
prysznic, ręczniki, ciepło. Żegnam się z Pawłem, który zamierza
spać krócej ode mnie i ruszyć wcześniej w dalszą drogę. Ja muszę swoje odespać.