Wyprawa Ojców i Synów

Sobota, 10 września 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Wycieczki
„Wyprawa Ojców i Synów” – pod ta szumną nazwą kryje się cykliczny (nomen-omen) projekt wychowawczy realizowany w szkole mojego syna, mający na celu szeroko pojętą promocję ojcostwa, ale również integrację klasową nie tylko chłopców pomiędzy sobą, ale także na poziomie ojców właśnie. Dodam, że szkoła jest męska, tzn. przeznaczona tylko dla chłopców. Jesienna, a raczej późnoletnia wyprawa przybrała formę wycieczki rowerowej. Takiej okazji nie mogliśmy przegapić i wczesnym rankiem (jak na wolną sobotę) podjechaliśmy na miejsce zbiórki wyznaczonej przed dworcem kolejowym w Otwocku. Sporo nas było, bo zebrały się razem dwie klasy II szkoły podstawowej – razem około 40 mężczyzn (większych i mniejszych) na rowerach. Nie byłem organizatorem przejazdu (uff!) więc grzecznie stanęliśmy z synkiem w grupce i wysłuchaliśmy „odprawy przedstartowej” przedstawionej przez jednego z wychowawców naszych chłopaków. Plan był prosty – jedziemy tzw. „Sosnowym szlakiem”, czyli robimy pętlę z Otwocka przez Karczew, Janów, Brzezinkę, Łukowiec, Lasek, zahaczając o Dąbrowiecką Górę i Torfy.

Po kilku słowach wprowadzenia ruszamy i tu od razu unaocznia się problem wielkiej liczby rowerzystów. Na drodze dla rowerów wzdłuż ul. Andriollego wąż rowerzystów ma kilkaset metrów. Zdarzyło się kilka, na szczęście niegroźnych, upadków wynikających z braku doświadczenia jazdy w grupie. Na całe szczęście zabudowa staje się coraz mniej zwarta i wjeżdżamy do lasu. Mijamy otwocki kirkut i szutrówką dojeżdżamy do tzw. Czerwonej Drogi. Legenda głosi, że układali ją z cegieł ze zrujnowanej w czasie wojny Warszawy Żydzi z otwockiego getta, aby podążyć nią na śmierć. Bardziej prawdopodobna jest jednak wersja, że drogę utwardzono cegłą rozbiórkową już po likwidacji getta w Otwocku i służyła Niemcom jako droga transportowa przy budowie bunkrów tzw. przedmościa warszawskiego. Czerwoną Droga zbliżamy się do Karczewa. Wycieczka ma raczej swobodny przebieg, więc jeszcze w lesie nastąpił spontaniczny postój. Chłopcy penetrowali mostek na wyschniętym Kanałem Południowym, z zaciekawieniem oglądali kapliczkę z Chrystusem Frasobliwym ufundowaną przez leśnych rowerzystów (sic!). Po tym postoju, kolejny przypadł za niedługo bo w samym Karczewie pod pomnikiem kolejki wąskotorowej. Stojąca na postumencie lokomotywka jest jedyną „pamiątką” po Kolei Jabłonowskiej łączącej niegdyś Karczew właśnie z Warszawą i dalej wiodącą do Jabłonny. Cudzysłów w który ująłem wyraz pamiątka jest uzasadniony tym, że stojąca w Karczewie lokomotywka nigdy na tej linii nie kursowała. Chłopcy oblegli parowozik włażąc także na jego kocioł i po krótkim wyhasaniu się ruszyliśmy dalej. Minęliśmy kształtny w formie barokowy kościół św. Wita i równie starą kapliczkę przydrożną na rozstaju dróg i asfaltem skierowaliśmy się w stronę Janowa. Niewielki ruch na drodze obudził w chłopcach żyłkę sportową i samorzutnie rozpoczęli wyścigi zajmując całą szerokość asfaltowej szosy. Zbyt rozsądne to nie było więc kilka razy zainterweniowałem prosząc, aby jednak trzymali się prawej strony drogi, a przynajmniej pozostawali na prawym pasie. Na szczęście w Łukowcu opuściliśmy drogę publiczną i szutrówką wśród łąk wjechaliśmy do lasu. Dalszy kawałek wiodący skrajem lasu unaocznił chłopakom co to jest jazda terenowa. Droga mocno zarośnięta trawą i chwastami, mnóstwo krzaków, teren podmokły. Oblepieni rzepami łopianu wyjechaliśmy na wyższy teren gdzie zaczęły się z kolei mazowieckie piaski. Grupa się mocno rozciągnęła i na skrzyżowaniu przy tzw. Kamieniu Leśników podzieliła na mniejsze podgrupki. My z młodym postanowiliśmy sprawdzić ten kawałek czerwonego szlaku i do Rezerwatu Torfy dojechaliśmy okrążając go od Wschodu i wracając przez Janów i Karczew. Synek był trochę zmęczony, podobnie jak jego koledzy z którymi zjechaliśmy się ponownie na Torfach właśnie. Tam nastąpiło „rozwiązanie” wycieczki, jednakże Jasiek po zregenerowaniu się kanapkami spożytymi na pomoście jeziora zażądał ode mnie realizacji całego programu, tj. zwiedzenia bunkrów na Dąbrowieckiej Górze. We dwójkę ruszyliśmy więc Czerwoną Drogą w kierunku wschodnim, aby po paru kilometrach dojechać do tzw. skansenu fortecznego. Muszę przyznać, że od mojej ostatniej bytności w tym miejscu, chyba dwadzieścia lat temu sporo się zmieniło. Bunkry zostały zagospodarowane, umieszczono przed nimi fachowe tabliczki informujące o ich historii, przeznaczeniu, uzbrojeniu. Szaremu betonowi przywrócono oryginalny (podobno) kamuflaż. Wejścia do bunkra pilnuje wolontariusz z lokalnego stowarzyszenia miłośników fortyfikacji. Za parę złotych „co łaska” wrzuconych do pustego magazynka po ckm-ie oprowadził nas po wnętrzu opowiadając co nieco. Nasyceni wiedzą historyczną udaliśmy się w powrotną drogę do Otwocka. Po drodze spotkaliśmy jeszcze dwie pary: ojciec i syn z naszej wyprawy, które idąc naszym śladem postanowiły zwiedzić te bunkry. Na dworcu w Otwocku załadowaliśmy się do SKM-ki i po kilku minutach byliśmy w domu.
Więcej zdjęć:
Mapka:


Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!