Ojcowie na start

Sobota, 1 października 2016 · Komentarze(0)
Kategoria Rajdy
Wreszcie się nam udało. Wystartowaliśmy w wyścigu (!) "Ojcowie na start" organizowanym od kilku lat przez szkołę mojego syna. Przymierzaliśmy się już w zeszłym roku, ale choroba młodszej części naszego duetu spowodowała, że musieliśmy zrezygnować ze startu. 
W tym roku poszło dobrze. Zdrowie i humory dopisywały, pogoda wymarzona na zawody - temperatura ok 17 st. C, bezwietrznie i słonecznie. Kolejka dojeżdżamy na start w Międzylesiu na skrzyżowaniu ulic: Maciejowickiej i Pilawskiej. Strefa startu podzielona na sektory - stosownie do wieku młodych zawodników. Ojciec jest obligatoryjnym uczestnikiem zespołu, ale liczy się tylko czas dzieci. Dzień wcześniej odebrałem numery startowe po uprzedniej elektronicznej rejestracji na stosownej stronie w internetach. Pełna profeska. Numery maja przyklejone chipy do rejestracji czasu przejazdu.
Sektor powoli się zapełnia. Impreza ma charakter otwarty, sporo jest chłopaków po których widać (a może jeszcze bardziej po ich ojcach?) - tzw. sportowe zacięcie. Są też obcokrajowcy, w tym także z Wenezueli - znanej z wyśmienitych kolarzy.
Po dość długim oczekiwaniu w czasie którego rozebraliśmy się z Jaśkiem "na krótko" przychodzi wreszcie czas startu. Najpierw pierwsze sektory ze starszymi dziećmi, wreszcie my. spokojnie, aby nie zaliczyć przypadkowej kraksy przeciskamy się przez Start/Metę i ruszamy zaraz do lasu. Droga staje się dróżką. tłum taki, że nie za bardzo jest gdzie wyprzedzać. Jakaś dziewczynka zalicza upadek - na szczęście niegroźny - zaryła głęboko w luźnym piachu i wystarczyło. Takich upadków będzie jeszcze sporo - ich największa niedogodność jest taka, że powodują zatory na wąskich ścieżkach mazowieckiego Parku Krajobrazowego, gdzie wytyczono trasę wyścigu. Wspomniany piach stanowiący podłoże dużej części trasy nie ułatwia jazdy. Mojemu młodemu idzie lepiej na grubych oponach niż mi na "zwykłym" trekkingu obciążonym dodatkowo sakwą z rzeczami (a co!). Sportu w naszym przejeździe za wiele nie ma. Wprawdzie od czasu do czasu kogoś wyprzedzamy, ale i inni wyprzedzają nas - i tych wyprzedzających jest chyba więcej. Muszę młodemu tłumaczyć, że teraz jesteśmy na zawodach i nie prowadzimy dociekań dokąd prowadzi ta boczna droga, jakie to drzewo i co to za domy? Na stromym (jak na Mazowsze) zjeździe z górki Jasiek zalicza OTB. Klasyka: wystarczyło, że zacisnął przedni hamulec i widowiskowo wyprzedził w powietrzu swój rower, który nb. za chwilę go dogonił. Po wyplątaniu syna ze sprzętu, wyprostowaniu kierownicy i siodełka ruszamy dalej. Morale trochę spadło młodemu zawodnikowi - na szczęście było to w końcówce pętli i niedługo potem wjeżdżaliśmy na lepszą, tzn. bardziej zwartą nawierzchnię. Najpierw szutrowo - żużlową, a zaraz potem asfaltową. Do mety pozostało już niedaleko więc zmobilizowałem małego do ostatniego wysiłku i przy aplauzie licznej publiczności przecinamy kreskę.
Z mety przejeżdżamy na teren szkoły, gdzie trwa piknik rodzinny. Jasiek otrzymuje medal i dyplom "za udział" są drożdżówki i pączki. Nie bawimy tam długo, a widząc nadciągające ciemne chmury zapowiadające deszcz zmykamy na stację, skąd kolejką wracamy do domu.
Chyba po dwóch dniach przychodzi link od firmy obsługującej zawody do wyników. Szału nie ma, ale najgorzej też nie wypadliśmy 30 miejsce na 35 startujących w "naszej" grupie wiekowej. W przyszłym roku będzie co poprawiać. 
Zdjęcia:




Mapka (z wrażenia nie uruchomiłem garmina, więc nie cały ślad się zarejestrował):

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!