Barania Góra (WTR - dzień 0)
Poniedziałek, 22 lipca 2013
· Komentarze(0)
Kategoria Wiślana Trasa Rowerowa
Trzeci już raz ruszam z Kluczborka w dłuższą podróż rowerem.
Trzy lata temu jechałem stąd do Szczecina, aby zacząć II etap rajdu dookoła
Polski, dwa lata temu – do Cieszyna, aby dalej kontynuować ten rajd. Dzisiaj –
do Ustronia, aby zacząć Wiślaną Trasę Rowerową (WTR). Modus operandi zawsze takie samo: nocuję u teściów, a później
korzystając z węzłowego położenia Kluczborka jadę pociągiem „na start”. Tym razem
zaczyna się od małego pecha. W nocy zeszło powietrze z tylnego koła. Stwierdzam
to na krótko przed wyjazdem, więc nie ma czasu na wymianę dętki, a tym bardziej
jej klejenie. Krótkie dopompowanie musi wystarczyć. Przypinam sakwy i jadę na
dworzec. Przy kasie dłuższe deliberowanie na temat możliwości zakupu biletu na
rower z Katowic do Wisły. Czyżby dalszy ciąg pecha? Jednak nie - udało się. Ze zdumieniem
odkrywam jednak, że nie oddałem kluczy od garażu, w którym nocował mój rower.
Telefonuję do teściowej i tuż po wjeździe pociągu na stację, teść wpada na
peron i odbiera klucze. Pomaga mi jeszcze załadować rower i sakwy z niskiego
peronu. W pociągu brak przedziału rowerowego, chociaż miał takowy być. Szlak
kolejowy do Katowic przejeżdżam któryś już raz w życiu. Tory mocno zdezelowane,
chociaż w modernizacji. Ciągle widać, w miarę zbliżania się do Katowic, jak
Śląsk Biały powoli zaczyna się przeplatać ze Śląskiem Czarnym, aby mu w końcu
ustąpić całkowicie. W Katowicach przesiadka na kolej regionalną. Pociąg do
Wisły robi wrażenie. Prawie „TGV”, taki nowoczesny znaczy. Ładne malowanie,
klimatyzacja, przyciemniane szyby, dużo miejsca na rowery. Jazda na południe,
to z kolei powolne ustępowanie Czarnego Śląska temu Zielonemu, beskidzkiemu.
Wysiadam w Ustroniu. Tak sobie wcześniej wymyśliłem, że zjem
tu obiad w poznanej parę lat temu pierogarni. Przed obiadem odwiedzam jeszcze
sklep rowerowy i zaopatruję się w dodatkową zapasową dętkę. Powietrza jakby
mniej, ale flaka nie ma. Po obiedzie i deserze w górę rz. Wisły do m. Wisła i
dalej do Schroniska na Przysłopie pod Baranią Górą. Drogę znam dobrze. Jadę
trochę ścieżką rowerową, trochę DW 941, jak zwykle zatłoczoną o tej porze roku.
Odbijam w Wiśle Czarne na DW 942, a później na południowy brzeg Jez. Czarne.
Klasycznym wręcz szlakiem, znanym od dziesięcioleci, a może dłużej doliną
Czarnej Wisełki podjeżdżam ku Przysłopowi. Podjazd nie jest karkołomny,
nachylenie raczej równomierne. Zaskakuje tylko w pewnym momencie kombinacja
znaków drogowych: B-0 i B-9. Jak tu dalej jechać?
Nie wdając się w szczegóły napiszę, że dojechałem do
schroniska. Samo schronisko nie warte opisu. Ponieważ jednak przyjęło mnie pod
swój gościnny dach, krytyczne uwagi – co do jego „stylowości” zachowam
wyłącznie dla siebie. W schronisku melduję się, dostaję pokój – jedynkę, w którym
spokojnie mieszczę się razem z rowerem. Wymieniam, dla świętego spokoju, dętkę,
jem kolację i tym sposobem mogę zaliczyć sobie pierwszy punkt kontrolny WTR. Jest
nim właśnie owo schronisko PTTK. Frekwencja w schronisku, chociaż to środek wakacji
- minimalna. Pobieram stosowną pieczątkę do książeczki KOT i mogę iść spać.