Brevet-200 (Pomiechówek)

Sobota, 16 kwietnia 2016 · Komentarze(6)
Kategoria Brevety
Brevetami wiosna się zaczyna. Chociaż swą zielonością nie rozlała się jeszcze po szarych i burych polach Mazowsza, to widać, jak swą witalnością zachęca wszystkich i wszystko do życia. Zachęta w moim przypadku zaciągnęła mnie na start, pierwszego w tym roku, brevetu organizowanego przez Randonneurs Polska. Tak jak w ubiegłym roku, organizatorzy opierają się o bazę ulokowaną w ładnej szkole w Pomiechówku k. Nowego Dworu Mazowieckiego.
Brevet 200. Pomiechówek 16.04.2016 © skaut

Dojazd samochodem spod domu zajmuje mi nie więcej niż godzinę. Pod bazą pierwsze zaskoczenie: na szkolnym parkingu tyle samochodów, że trudno znaleźć miejsce. Wszyscy szykują rowery do jazdy na 200 km. W większości szosówki, ale takie cuda też:
Poziomka brevetowa (Pomiechówek 16.04.2016) © skaut

Oczekujących do rejestracji sporo, więc w pierwszej kolejności przebieram się za kolarza, przypinam do roweru licznik i gps-a oraz małą podsiodłówkę z zapasową dętką, narzędziami, mini-apteczką i kurtką przeciwdeszczową. Później szybkie formalności, podpis na liście, deklaracja pobrania pakietu żywnościowego na punkcie kontrolnym, a nie na starcie i można ruszać. Jeszcze tylko Naczelny Randonneur Polski (z racji piastowanej funkcji), czyli Piotr Bolek wygłosił 3-minutową mowę i otwarcie sezonu brevetowego stało się faktem.
Otwarcie sezonu! (Brevet 200. Pomiechówek 16.04.2016) © skaut

Ruszam spokojnie, szukam wzrokiem znajomych twarzy, wymieniam uprzejmości z tymi, którzy jadą obok. Już po wyjeździe z lasów otaczających Pomiechówek uformowała się 8 osobowa grupka, z którą – jak się okaże – przejadę do mety. Znam z poprzedniego roku i jeszcze wcześniej z BBT'14 Darka, Wojtka, Piotrka. Pozostali koledzy, których wcześniej nie znałem, są równie sympatyczni. Pierwsze 50 km jedziemy tempem raczej relaksacyjnym. Wiaterek pomaga, sypią się żarciki, Darek opowiada trochę o ubiegłorocznym Paryż-Brest-Paryż, ja rewanżuję się wspominkami z GMRDP’15, Wojtek prezentuje nowy reflektor na dynamo, choć prądnicy jeszcze nie ma założonej. Widocznie chce się psychicznie przygotować do tego czegoś na widelcu swojej szosówki.
Wojtek i Darek na trasie (Brevet 200, Pomiechówek) © skaut

Przed dojazdem do Pułtuska dopada nas i wyprzedza karny oddział kolarzy startujących w jednolitych czarno-białych, teamowych strojach z napisem „Pętla Kopernika”. Bardzo ładnie wyglądają, ładnie jadą, mogą w tym szyku dumnie wjechać na okładkę „Tour’u”, czy innego specjalistycznego żurnala.
My, tzn. nasza spontaniczna grupka wyglądamy przy nich jak cygański tabor. Poubierani na pstrokato, jeden kolega w fajoskiej koszulce sponsora: Spomasz Zamość, inny kolega - na poziomce (żartobliwe nazywany przez mnie Złomkiem) tak grzechocze i brzęczy tym sprzętem, jakby do kuferka zbierał po drodze podkowy, gwoździe i całe żelaziwo zalegające pobocza mazowieckich dróg. Jak tłumaczy: kaseta mu się poluzowała.
Czoło "wesołej kompanii" (Brevet 200. Pomiechówek) © skaut

„Rozłazimy” się po tych drogach niemożebnie. Żadnego porządku, ani dyscypliny w tej naszej jeździe nie ma. Jedziemy, a to w parach, a to trójkami. Luzik. Ale jak to Cyganie, postanowiliśmy skorzystać z czyjejś pracy i pociągnęliśmy za „Pętlą …”, aż do punktu na Lotosie w Pułtusku. Na punkcie, zgodnie z zasadą: jedź wolno stój szybko pobraliśmy tylko pieczątki do kart brevetowych i jedziemy dalej. A koledzy z „Pętli …” zostali… .
Pogoda sprzyja jeździe. Słonecznie, nie za gorąco. Wiatr na razie sprzyja, choć na nawrocie w kierunku zachodnim zapewne zacznie nas hamować. Pachnie ziemią, wczesną wiosną. Ruch na lokalnych drogach minimalny, trafiają się przygodni towarzysze spośród lokalnej ludności, można podpatrzyć nowinki zwiększające bezpieczeństwo, np. lusterko rowerowe - model samochodowy:
Uczestnik może jechać dowolnym rowerem (Z "Regulaminu" brevetów ACP) © skaut

Koledzy z "Pętli" doganiają nas, na 90 kilometrze, czyli znowu przed kolejnym punktem kontrolnym. Szacunek! Naprawdę poważna ekipa. Aż miło patrzeć jak pięknie ze sobą współpracują. Ponieważ trasa wiedzie po najmniej przyjemnym odcinku, czyli DK 62 tworzymy z nimi (a raczej za nimi) mini-peleton. Jedziemy tak parami aż do samego Łochowa. O dziwo taki szyk wcale nie przeszkadza szoferom licznych na tej drodze TIR-ów, którzy potrafią wstrzymać się z wyprzedzaniem do bezpiecznego momentu. Przeszkadza to, jak sądzę po klaksonach, niektórym kierowcom osobówek. Jeden, w szarym nissanie z tablicą WX …, demonstracyjnie okracza kołami linię rozdzielającą pasy ruchu i próbuje nas „skomasować” bliżej pobocza, a nawet na nim. Jak widać miasto przyjechało na wieś. A może nigdy jej nie opuściło?
Na Orlenie w Łochowie drugi punkt kontrolny. Trzeba podpisać się na liście obecności, pobrać pieczątkę do karty i jedzenie. Jedną kanapkę zjadam na miejscu, druga wędruje do kieszonki,  jeszcze tylko banan i baton na drogę, uzupełnienie bidonów i hajda trojka na mienia … .
Teraz już nie jest tak przyjemnie, a to za przyczyną wiatru silnie wiejącego w twarz, a to centralnie, a to z lekko z lewego lub prawego boczku. No nie pomaga to jednym słowem. Nawet ciągnę tę naszą bandę tak przez ok. 5 km, aż któryś z kolegów daje zmianę, nie pozwalając abym się ujechał do końca. Każdy jakby się zamknął w sobie, ucichł gwar rozmów, jedziemy. Z przodu zmiany, z góry słoneczko świeci coraz mocniej. Przejeżdżamy przez ciekawy ryneczek w Jadowie. Dojeżdżamy w okolice Zalewu Zegrzyńskiego. Zmienia się charakter zabudowy, zanikają zabudowania gospodarcze, coraz więcej zabudowy letniskowej, domów wczasowych. Z prawej strony miga mi za drzewami port jachtowy. Takie Monte Carlo na miarę naszych możliwości.
Zalew Zegrzyński © skaut

Przed Nieporętem znowu (który to już raz?), dogania nas „Pętla Kopernika”. Punkt kontrolny na Orlenie w Nieporęcie osiągamy wspólnie. Taktyka jazdy – jak widać zgoła odmienna – my pieczątka i w drogę, team zabawia troszkę dłużej na postoju, ale później nieźle grzeje. W Wieliszewie zapowiadany na odprawie przedstartowej zakaz jazdy rowerem i DDR/DDPiR ułożona z kostki po lewej stronie w głębokim parowie, poniżej grobli, którą biegnie DW 631. Część z nas, w tym niżej podpisany, łamie się i zjeżdża z drogi na ten karny odcinek polbruku. W zasadzie należałoby się zatrzymać na poboczu, przeprowadzić rower po pasach i dopiero dalej ujeżdżać DDR. Jak się przegapi ten punkt styczny jezdni z DDR-em to dalej można tylko co najwyżej tylko stoczyć się ze skarpy, przecinając wcześniej przeciwległy pas ruchu i blachę bariery energochłonnej. Inżynierowi ruchu, który postawił znak B-9 w powiązaniu ze stojącym "w krzakach" znakiem C-13 należą się wyrazy ... (zachęcające do głębszej refleksji).
Do mety jednak już niedaleko. W Dębem przejeżdżamy po zaporze na Narwi. Od turbin elektrowni bucha odczuwalnym gorącem. Później tylko zjazd na Nunę i Piotrek zarządza szybsze pedałowanie. Jak dzida, to dzida. Na poszarpanym asfalcie coś mi odpada z roweru, ale ponieważ nic nie szwankuje – stwierdzam, że to była widocznie nieistotna część i jadę dalej (Później, tzn. w bazie  sprawdziłem - był to fragment koszyka na bidon). Darkowi rozwiązuje się sznurowadło od bucików rowerowych (ma ten styl!), ale dogania nas i daje, jak to określa: „#dobrązmianę”. Do mety w Pomiechówku już naszej wesołej kompaniji nikt nie wyprzedził. Oddajemy karty brevetowe i to już wszystko.
Podpisywanie kart brevetowych na mecie (Pomiechówek 16.04.2016) © skaut

Tak oto zakończyłem udział w imprezie, która zgodnie z regulaminem „nie jest wyścigiem”, a rajdem szosowym, w którym „liczy się wyłącznie fakt ukończenia przejazdu w określonym limicie”.
Czas brutto tej dwusetki to 7 h 15 min. – prawie godzinę lepszy niż przed rokiem na takim samym dystansie. Czystej jazdy (netto) jeszcze lepszy bo 06:54:29, co dało średnią 29 km/h. Niepedagogicznie muszę się przyznać, że była to moja pierwsza w tym roku, wycieczka na dystansach: 50+, 100+ i 200+. Wiem, że tak nie powinno się robić, ale z przyczyn zawodowych nie miałem w marcu i wcześniej czasu na ujeżdżanie szosówki. Jeździłem tylko (czasami) po ok 40 km dziennie, ale na trekkingu i w stylu: Pan Krzysio jedzie z teczką do roboty. Czego się jednak nie robi dla przedniego towarzystwa. Jak powiedział Wojtek, wszak brevety to przede wszystkim impreza towarzyska. Organizatorzy, którym kłaniam się w pas, tworzą tak miłą, ciepłą i nienachalną atmosferę, że już nie mogę doczekać się 400-ki. W połowie maja jedziemy nad Śniardwy!
Mapka mojego dzisiejszego przejazdu:

Komentarze (6)

Tośmy się prawie spotkali.

garmin 19:43 środa, 20 kwietnia 2016

Tośmy się prawie spotkali.

garmin 19:42 środa, 20 kwietnia 2016

@olo & @4gotten:
Dziękuję. Wiecie lepiej ode mnie, że 200-ka ma się tak do dystansów 500+ ;-), jak przystawka do dania głównego. "Cała prawda-cała dobę" wyjdzie więc w moim przypadku, zapewne w pierwszy weekend czerwca na MP.
@storm
Powiem jak Gajos do Pazury: "Czemu nie powiedziałeś, że Ty to Ty?". Miło było poznać.
Przekaż Francowi podziękowania za towarzystwo. Widok "poziomkowca" podpierającego się ręką na szybkich zakrętach jak w short-tracku - bezcenny!

skaut 10:52 wtorek, 19 kwietnia 2016

Odnośnie "Złomka" ;) - odpowiedź od Franca:
"
Franc "Rowery Poziome Rule":
Naprawdę mi się kaseta rozkręciła - w domu mogłem palcyma kręcić nakrętką. Po dokręceniu rower już nie brzęczy.
Obiecuję, że następnym razem będę pilnował, żeby nic nie brzęczało.
I przede wszystkim bardzo dziękuję za motywację do jazdy i wsparcie w nawigacji. Bez Was nie dałbym rady
"

P.S. Ten pomarańczowy low racer poziomy - to mój :)

storm 09:56 wtorek, 19 kwietnia 2016

Zanim czytając doszedłem do czasu brutto myslałem, że to była sielankowa jazda, a tu taki koksiarski wynik:-)
Tak się złożyło, że rozpocząłem sezon ultra podobną imprezą tyle, że w Belgii. Myślałem, że mój czas jest niezły, ech.
Za to towarzystwo miałem również wyborne. Nieczęsto można przejechać się z dwukrotnym zwycięzcą TCR.

4gotten 14:23 poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Się nie certolisz, średnia super, postoje super, doskonały wynik!

olo 13:20 poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!