Z pracy
Piątek, 28 listopada 2014
· Komentarze(0)
Kategoria Miasto
Czwartkowa jazda do pracy rozbiła się na dwa dni. Popołudniowa wizyta lekarska na Woli, brak możliwości bezpiecznego przechowania roweru pod przychodnią spowodowały, że "po cywilnemu" kolejką wróciłem do domu, powrót rowerowy zostawiając sobie na piątek. Grzebanina na koniec dnia i w efekcie wyjeżdżam dopiero po 18-ej. Zimno, ale jeszcze da się jechać. Na "mojej" ścieżce pusto. Dopiero na Moście Siekierkowskim wymijam się z rowerzystą, znanym tylko z widzenia, którego w myślach nazywam Ninja. To z powodu charakterystycznej kominiarki w której jeździ chyba już od września. Na Wale Miedzeszyńskim dogania mnie biker na przełajówce. Myślę, że rowerzyści są podobni do właścicieli psów, więc chwalę gościa za fajną lampkę. Kraśnieje z dumy, a może od mrozu. Opisuje skróconą specyfikację techniczną: lumeny, dioda itp. Trafiłem w punkt. Wyprzedza mnie po chwili, ale nie odpuszczam, co akurat mu się nie spodobało. Daje się wyprzedzić i dalej znowu jadę sam.