Dojazd do pracy różniący się tym od wielu do niego podobnych, że Wisłę przejechałem nie Mostem Siekierkowskim, a Łazienkowskim. Po kilku dniach, które minęły od "wycieczki" zastanawiam się dlaczego tak pojechałem? Przypomniało mi się, że w ten poniedziałek mocno wiało. Na tyle mocno, że zrezygnowałem z jazdy po koronie Wału Miedzeszyńskiego i schroniłem się za ekrany dzwiękoszczelne. Dla uniknięcia podmuchów w odsłoniętym terenie "Niecki Siekierkowskiej" pojechałem wzdłuż Wisły. Kładka rowerowa po Mostem Łazienkowskim zachęca do takich korekt rutynowej trasy do Warszawy. Niestety brak przejazdu przez Wisłostradę - zniechęca. Mają to zmienić. Podobno. Teraz wybrałem przejście podziemne, wchodzące w skład kompleksu (tryptyku?) Pomnika "Chwała Saperom" (aut. St. Kulona), odsłoniętego w apogeum "epoki Gierka" tzn. w maju 1975 r. Dlaczego przejście jest częścią pomnika? A dlatego, że umieszczono w nim płytę ilustrującą desant 3 DP w czasie Powstania, a może juz same walki na Czerniakowie z udziałem berlingowców. Płyta wygląda tak:
Mój tegoroczny, a zarazem życiowy późny debiut w maratonach MTB tłumaczę tym, że nie było wpisowego dla mieszkańców Józefowa. Za to "zakończenie sezonu" 2017 wynikało z chęci zabicia chandry po nieudanym MPP. Do Mławy dojechałem samochodem - droga prosta jak drut, wystarczy cały czas jechać "siódemką". Przed samą Mławą włączyłem się w sznur samochodów z rowerami na dachach, ewentualnie na bagażnikach mocowanych na haku. Bez problemu dotarłem do małego lasku z reliktami jakiegoś lokalnego ośrodka wypoczynkowego. Mimo wczesnej pory - jakieś 3 h przed startem mało było miejsca do parkowania. Najpierw steward w odblaskowej kamizelce nakazał mi parkowanie wzdłuż asfaltowej drogi, ale chwile potem pilotował mnie na parking właściwy. Najpierw zmontowałem rower, który jechał w bagażniku z odkręconymi kołami i skręconą kierownicą, później odziałem się lajkrę, zrobiłem coś, co miało przypominać rozgrzewkę i byłem gotowy! Jeden ukończony maraton w cyklu, na samym początku sezonu sprawił, że z 11., ostatniego sektora awansowałem, aż o "trzy oczka" i teraz był to sektor 8. W sektorze jak to przed startem, najpierw nikogo nie znasz, a po chwili z połową jesteś na "ty". Dało się zauważyć, że 8. sektor to już zawodnicy bardziej "pro". Jeszcze nie tak, jak w pierwszym, ale już nie pospolite ruszenie jak w "jedenastce". Start poszedł jakoś sprawniej, niż w Józefowie. Może przez to, że mniej było startujących. W każdym bądź razie chwile po sygnale startera grzeję rowerem ile fabryka dała po asfaltowej drodze, którą przed kilkoma godzinami przyjechałem na zawody. Pamiętałem o tym, że to ważne, aby przed wjazdem na wąską leśną ścieżkę zając w miarę dobrą pozycję. Poszło jako tako, tzn. po wjeździe "w teren" nie miałem poczucia, aby ktoś przede mną mnie spowalniał, ani też abym ja komuś blokował drogę do sukcesu. Sama trasa wyglądała dokładnie tak, jak ja opisał Cezary Zamana w informacjach przedstartowych:
Na początek asfaltowy podjazd, który wznosi się od parkingu przy
drodze dojazdowej do kąpieliska. Na jego szczycie skręcamy w las, pokonując
jeszcze jeden łagodny podjazd, a następnie wjeżdżamy na rundę Hobby, gdzie jest
do pokonania 3 km wzniesienie.
Dalej peleton podąża po szybkich
i szerokich odcinkach. Kierujemy się w stronę rezerwatu Dębowych Gór, gdzie
czeka nas mocne wyzwanie – wjazd na Dębowa Górę. Po rychłym zjedzie powtórka i
kolejna "dębowa", z której zjazd jest szybki i pagórkowaty.
Po dębowych złapiecie odrobinę
wytchnienia przed najciekawszymi odcinkami. Będą to krótkie szerokie podjazdy
oraz zjazdy, które doprowadza nas do Góry Zamany. To wyzwanie da Wam w kość,
gdyż ostanie 100m osiągnie blisko 15% nachylenia! Po tym granicznym przeżyciu wracamy
na dystans Hobby i kierujemy się w dół – 3 km do mety.
Dla dystansów Mega i Giga
przygotowaliśmy wisienkę na torcie, dla której warto zachować zapas sił. A to
dlatego, że do pokonania będzie jeszcze bonusowe 5 km trasy ze sztywnymi
podjazdami i krętymi singlami. Ta próba da Wam mnóstwo frajdy oraz zweryfikuje
Wasze trialowe umiejętności. Ten ostatni fragment na rundach Mega i Giga, to
najlepsze odcinki przygotowane przez lokalnych zawodników, więc jeśli ktoś chce
poczuć prawdziwe MTB, to obowiązkowo pokusić się musi o drugą rundę, a nawet i
trzecią:) Źródło: http://www.mazovia.zamanagroup.pl
Jechało się bardzo dobrze. Pierwszy podjazd na Dębową Górę wkręciłem bez problemu, za to "Górę Zamany" wziąłem z buta. Na spokojnie pewnie dałbym radę. Marin ma takie przełożenia, że 15 % nachylenia nie robi na nim wrażenia. Niestety na podjeździe zrobił się zator, ścieżka była dość wąska, a podobni mi "napieracze" zaczęli przede mną zeskakiwać z rowerków, więc wybity z rytmu zrobiłem tak i ja. Pętlę na dystansie Mega jechało się dwa razy. Miałem chwilę zawahania na linii startu-mety czy kończyć to jako "fit", czy próbować drugie okrążenie. Spróbowałem - było warto. Przede wszystkim dlatego, że na drugim kółeczku jest mniej ludzi, więc robi się luźniej i można już naprawdę jechać swoim tempem. Po drugie - po porannym szronie dawno już nie było śladu, a temperatura powietrza wyraźnie się podniosła. W jesiennym słoneczku żal po prostu kończyć taką przejażdżkę. Zaraz po rozjeździe na dystans mega, jadący przede mną zawodnik zalicza efektowną glebę w głębokim piachu na krótkim podjeździe. Pytam czy wszystko w porządku? Macha tylko ręką że tak, że mam jechać dalej i gramoli się spod roweru leżącego na nim (!). Dalszą część trasy jadę praktycznie w samotności. Kilkunastu zawodników doganiam przed ponownym podjazdem na Górę Zamany. A końcówka - tak jak w opisie. Wąziutkie ścieżynki na brzegu jeziora, niektóre z takim bocznym nachyleniem, że zaprzestanie kręcenia pedałami groziło zsunięciem się do wody. Wreszcie ścieżki się kończą, jeszcze tylko szeroka szutrówka i drogą nad jeziorem docieram do mety. Wyniki: Open (MMO): 174/209, a w kategorii wiekowej (MM4): 29/34. Jak na absolutnego amatora i weekendowy styl jazdy może być. Chandra minęła. rowerowy humor na jesień i zimę poprawiony.
Takie już bowiem mam dziwactwo, że zamiast szukać dalekich cudów przyrody, zamiast gonić za zgiełkiem po targowicach świata, doznaję największych rozkoszy, gdy wpatruję się w dno cichych strumieni i rzek, gdy przykładam ucho do starych mogił, których szeptu mrocznych dziejów nikt nie słucha (Z. Gloger, Dolinami rzek)